Połowce. 26 pomordowanych Polaków przez ludobójców z OUN-UPA 16.01.1944 r. – odnalezieni przypadkowo w lesie.
Zbrodnia OUN-UPA w Połowcach
Zbrodnia w Połowcach była jedną z co najmniej dziesiątków tysięcy zbrodni na Polakach dokonanych przez terrorystów OUN-UPA w ostatniej wojnie na Zachodnim Podolu i Zachodnim Wołyniu, tj. na południowo- wschodnich ziemiach II Rzeczypospolitej Polskiej.
Pod osłoną nocy z 6 na 7 lipca 1941 r. terroryści OUN, zwani powszechnie banderowcami, zamordowali w okrutny sposób 15 Polaków -- mieszkańców wsi Połowce, pow. Czortków, woj. Tarnopol.
Wrzucili granat ręczny do wnętrza domu rodziny Grodeckich. W wyniku eksplozji Grodecki ojciec został ciężko ranny, a syn Teofil stracił rękę. W rodzinie Stanisława Kwaśnicy zamordowali jego żonę Stanisławę wraz z małym dzieckiem. Stanisław Kwaśnica uratował się uciekając przez okno.
Zginęli wówczas 85-letni mężczyzna, cztery kobiety i roczne dziecko.
Oprócz 15 zamordowanych ukraińscy terroryści zranili 14 mieszkańców wsi, w tym 4 osoby odniosły ciężkie rany -- jednej z ofiar odrąbano prawą rękę.
Sprawcami zbrodni byli miejscowi terroryści OUN, mieszkańcy wsi Połowce. Okupacyjne władze niemieckie nie ukarały winnych. Ounowcy szantażowali grożąc, że jeżeli ktoś z Polaków ujawni sprawców, stanie się z nim "to samo, co z innymi".
Pośrednie źródła odnoszące się do zbrodni dokonanej w nocy z 6 na 7 lipca 1941 r. podają zaniżoną tylko do 7 osób zamordowanych liczbę ofiar.
Na początku grudnia 1943 r. bojówka terrorystyczna OUN-UPA, składająca się tym razem z Rusinów- Ukraińców z pobliskiego Dżuryna, dokonała powtórnego napadu na polskich mieszkańców wsi Połowce, zabijając 9 osób. Mordom towarzyszył rabunek, np. w zagrodzie Pawłowskiego.
W nocy z 16 na 17 stycznia 1944 r. zgrupowanie bojówek OUN-UPA, liczące około 200 terrorystów, dokonało straszliwego w skutkach morderczego napadu na plebanię rzymskokatolicką, polskie domy i zagrody, na bezbronne rodziny Kościków, Pawłowskich, Grodeckich, Malaków, Głowackich, Czaporów, Grzesiowskich.
Napastnicy, zaopatrzeni uprzednio w powrozy i pakuły, wdarli się do wsi wraz z licznym taborem sań. Wywalali i rozbijali drzwi wejściowe domów (według listy poskrypcyjnej), pojedyńczo wyprowadzali domowników, krępowali ich powrozami, kneblowali usta pakułami, a następnie układali ofiary na saniach. Akcja trwała do północy, po czym ukraińscy terroryści z 27 porwanymi oddalili się w nieznanym kierunku. Część ludności polskiej zdołała się uratować. Trzynaście osób wraz z księdzem proboszczem Bernardem Pyclikiem schroniło się na kościelnym strychu, gdzie od kilku miesięcy -- pomimo dokuczliwego zimna -- ksiądz proboszcz nocował.
Głowacki schronił się na strychu własnego domu, sądząc że terroryści będą mordować tylko mężczyzn, jak to niekiedy czynili. Po oddaleniu się napastników Głowacki wydostał się przez otwór krytego słomą dachu. Tułając się w bieliźnie i boso doznał odmrożenia nóg, następnie znalazł się w szpitalu w Czortkowie. Początkowo w obawie przed otruciem odmawiał przyjmowania posiłków. Podczas przesłuchania prowadzonego przez niemieckich funkcjonariuszy Kripo i Gestapo hospitalizowany Głowacki zeznał, że wśród napastników rozpoznał 13 znajomych miejscowych Ukraińców.
W kilka dni później z miasteczka Jagielnica, położonego opodal, nadeszła wiadomość, że 21 stycznia 1944 r. niemieccy funkcjonariusze SS w czasie polowania na zwierzynę leśną natknęli się przypadkowo na trupy wystające spod śniegu i gałęzi. Ciała pomordowanych -- dorosłych i dzieci -- przysypane były cienką warstwą ziemi i przykryte gałęziami. Z udziałem niemieckiej żandarmerii i policji kryminalnej odkryto i wyjęto z tej świeżej mogiły 26 nagich zwłok, które zostały ułożone na polanie i zidentyfikowane. Stwierdzono urzędowo, że ofiary przed uśmierceniem były rozebrane do naga, męczone i torturowane.
Twarze ofiar były zmasakrowane przez obcinanie nosów, uszu, rozcięcie szyi, wykłucie oczu, duszenie za pomocą sznurów- arkanów sporządzonych ze skręconego przędziwa i namydlanych, by się szybciej i łatwiej zaciskały.
Zmasakrowane zwłoki ze sznurami na szyjach przedstawiały widok przerażający. Stwierdzono urzędowo, że zginęli śmiercią gwałtowną i męczeńską: Bazyli Czapor, Kazimierz Czapor, Mikołaj Czapor, Bronisław Głowacki, Stefania Głowacka, Grodecka, Grodecki, Bronisław Grodecki, Kazimierz Grodecki, Teofil Grodecki, Petronela Hryk i jej mąż Wasyl Hryk, Aniela Kościk, Antoni Kościk, Ewa Kościk, Michalina Kościk, Emilia Malak, Jan Malak, Maria Pawłowska, Leon Pawłowski, Mieczysław Pawłowski, Mikołaj Pawłowski, Olga Pawłowska, Zbigniew Pawłowski.
Ponadto zamordowane zostały dwie siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej (ss. Służebniczki Starowiejskie): Anastazja Izmaela Bartosz i Amelia Witolda Borowska. [...] Siostry te prowadziły miejscową ochronkę liczącą 28 dzieci [...] a jedna z nich była organistką.[...]
Brak było jedynie zwłok kościelnego imieniem Jan.
Dowody powyższej zbrodni oraz przebieg identyfikacji ofiar niemiecka policja kryminalna -- Kripo udokumentowała urzędowo co najmiej na 10 kliszach fotograficznych, które zostały przejęte przez polskiego starostę konspiracyjnego w Czortkowie, noszającego pseudonim Mohort, niezwykle zasłużonego dla dokumentacji zbrodni terrorystów OUN-UPA na kresowej ludności polskiej.
Polacy z Jagielnicy ofiarowali trumny i na własnych ramionach wynieśli zwłoki pomordowanych poza miasta, do sań. Pogrzeb ofiar, dzięki staraniom polskiej ludności ze wsi Słobódka Dżuryńska, gdzie duszpasterzem był ks. Wacław Szetelnicki, odbył się w Połowcach w dniu 24 stycznia 1944 r. W pogrzebie uczestniczyło około 800 osób.
Każdą ofiarę zaniesiono uprzednio do jej domu, gdzie została obmyta i ubrana, a następnie wyprowadzono procesją na miejscowy przykościelny cmentarz, do przygotowanego tam zbiorowego grobu obok istniejącego już grobu ofiar pomordowanych w lipcu 1941 r. [...]
W związku ze zbrodnią w Połowcach w dniu 20 stycznia 1944 r. okupacyjne władze niemieckie dokonały aresztowania dwóch Ukraińców -- nauczyciela Jakowyszyna i gospodarza rolnego Flisaka, który użyczył zaprzęgu konnego sprawcom zbrodni. W kilka dni później -- 24 stycznia 1944 r. -- doprowadzono do czortkowskiego więzienia aresztowaną kobietę Ukrainkę o nazwisku Dumak z Połowiec.
Po masowym mordzie Polaków ze wsi Połowce już 18 stycznia 1944 r. terroryści OUN-UPA rozrzucili napisaną w języku ukraińskim ulotkę-komunikat, z której wynikało, że "unieszkodliwili 31 Polaków ze wsi Połowce (w tej liczbie 20 mężczyzn)" oraz podobnych przedsięwzięć "obronnych" (cudzysłów -- A.K.) użyli również we wsi Chomiakówka. Ulotka była podpisana: "Obrońcy urkaińskiego narodu."
Literatura
Zbrodnia OUN-UPA w Połowcach
Aleksander Korman
[Semper Fidelis, lipiec-sierpień 1990 r.]
Pod osłoną nocy z 6 na 7 lipca 1941 r. terroryści OUN, zwani powszechnie banderowcami, zamordowali w okrutny sposób 15 Polaków -- mieszkańców wsi Połowce, pow. Czortków, woj. Tarnopol.
Wrzucili granat ręczny do wnętrza domu rodziny Grodeckich. W wyniku eksplozji Grodecki ojciec został ciężko ranny, a syn Teofil stracił rękę. W rodzinie Stanisława Kwaśnicy zamordowali jego żonę Stanisławę wraz z małym dzieckiem. Stanisław Kwaśnica uratował się uciekając przez okno.
Zginęli wówczas 85-letni mężczyzna, cztery kobiety i roczne dziecko.
Oprócz 15 zamordowanych ukraińscy terroryści zranili 14 mieszkańców wsi, w tym 4 osoby odniosły ciężkie rany -- jednej z ofiar odrąbano prawą rękę.
Sprawcami zbrodni byli miejscowi terroryści OUN, mieszkańcy wsi Połowce. Okupacyjne władze niemieckie nie ukarały winnych. Ounowcy szantażowali grożąc, że jeżeli ktoś z Polaków ujawni sprawców, stanie się z nim "to samo, co z innymi".
Pośrednie źródła odnoszące się do zbrodni dokonanej w nocy z 6 na 7 lipca 1941 r. podają zaniżoną tylko do 7 osób zamordowanych liczbę ofiar.
Na początku grudnia 1943 r. bojówka terrorystyczna OUN-UPA, składająca się tym razem z Rusinów- Ukraińców z pobliskiego Dżuryna, dokonała powtórnego napadu na polskich mieszkańców wsi Połowce, zabijając 9 osób. Mordom towarzyszył rabunek, np. w zagrodzie Pawłowskiego.
W nocy z 16 na 17 stycznia 1944 r. zgrupowanie bojówek OUN-UPA, liczące około 200 terrorystów, dokonało straszliwego w skutkach morderczego napadu na plebanię rzymskokatolicką, polskie domy i zagrody, na bezbronne rodziny Kościków, Pawłowskich, Grodeckich, Malaków, Głowackich, Czaporów, Grzesiowskich.
Napastnicy, zaopatrzeni uprzednio w powrozy i pakuły, wdarli się do wsi wraz z licznym taborem sań. Wywalali i rozbijali drzwi wejściowe domów (według listy poskrypcyjnej), pojedyńczo wyprowadzali domowników, krępowali ich powrozami, kneblowali usta pakułami, a następnie układali ofiary na saniach. Akcja trwała do północy, po czym ukraińscy terroryści z 27 porwanymi oddalili się w nieznanym kierunku. Część ludności polskiej zdołała się uratować. Trzynaście osób wraz z księdzem proboszczem Bernardem Pyclikiem schroniło się na kościelnym strychu, gdzie od kilku miesięcy -- pomimo dokuczliwego zimna -- ksiądz proboszcz nocował.
Głowacki schronił się na strychu własnego domu, sądząc że terroryści będą mordować tylko mężczyzn, jak to niekiedy czynili. Po oddaleniu się napastników Głowacki wydostał się przez otwór krytego słomą dachu. Tułając się w bieliźnie i boso doznał odmrożenia nóg, następnie znalazł się w szpitalu w Czortkowie. Początkowo w obawie przed otruciem odmawiał przyjmowania posiłków. Podczas przesłuchania prowadzonego przez niemieckich funkcjonariuszy Kripo i Gestapo hospitalizowany Głowacki zeznał, że wśród napastników rozpoznał 13 znajomych miejscowych Ukraińców.
W kilka dni później z miasteczka Jagielnica, położonego opodal, nadeszła wiadomość, że 21 stycznia 1944 r. niemieccy funkcjonariusze SS w czasie polowania na zwierzynę leśną natknęli się przypadkowo na trupy wystające spod śniegu i gałęzi. Ciała pomordowanych -- dorosłych i dzieci -- przysypane były cienką warstwą ziemi i przykryte gałęziami. Z udziałem niemieckiej żandarmerii i policji kryminalnej odkryto i wyjęto z tej świeżej mogiły 26 nagich zwłok, które zostały ułożone na polanie i zidentyfikowane. Stwierdzono urzędowo, że ofiary przed uśmierceniem były rozebrane do naga, męczone i torturowane.
Twarze ofiar były zmasakrowane przez obcinanie nosów, uszu, rozcięcie szyi, wykłucie oczu, duszenie za pomocą sznurów- arkanów sporządzonych ze skręconego przędziwa i namydlanych, by się szybciej i łatwiej zaciskały.
Zmasakrowane zwłoki ze sznurami na szyjach przedstawiały widok przerażający. Stwierdzono urzędowo, że zginęli śmiercią gwałtowną i męczeńską: Bazyli Czapor, Kazimierz Czapor, Mikołaj Czapor, Bronisław Głowacki, Stefania Głowacka, Grodecka, Grodecki, Bronisław Grodecki, Kazimierz Grodecki, Teofil Grodecki, Petronela Hryk i jej mąż Wasyl Hryk, Aniela Kościk, Antoni Kościk, Ewa Kościk, Michalina Kościk, Emilia Malak, Jan Malak, Maria Pawłowska, Leon Pawłowski, Mieczysław Pawłowski, Mikołaj Pawłowski, Olga Pawłowska, Zbigniew Pawłowski.
Ponadto zamordowane zostały dwie siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej (ss. Służebniczki Starowiejskie): Anastazja Izmaela Bartosz i Amelia Witolda Borowska. [...] Siostry te prowadziły miejscową ochronkę liczącą 28 dzieci [...] a jedna z nich była organistką.[...]
Brak było jedynie zwłok kościelnego imieniem Jan.
Dowody powyższej zbrodni oraz przebieg identyfikacji ofiar niemiecka policja kryminalna -- Kripo udokumentowała urzędowo co najmiej na 10 kliszach fotograficznych, które zostały przejęte przez polskiego starostę konspiracyjnego w Czortkowie, noszającego pseudonim Mohort, niezwykle zasłużonego dla dokumentacji zbrodni terrorystów OUN-UPA na kresowej ludności polskiej.
Polacy z Jagielnicy ofiarowali trumny i na własnych ramionach wynieśli zwłoki pomordowanych poza miasta, do sań. Pogrzeb ofiar, dzięki staraniom polskiej ludności ze wsi Słobódka Dżuryńska, gdzie duszpasterzem był ks. Wacław Szetelnicki, odbył się w Połowcach w dniu 24 stycznia 1944 r. W pogrzebie uczestniczyło około 800 osób.
Każdą ofiarę zaniesiono uprzednio do jej domu, gdzie została obmyta i ubrana, a następnie wyprowadzono procesją na miejscowy przykościelny cmentarz, do przygotowanego tam zbiorowego grobu obok istniejącego już grobu ofiar pomordowanych w lipcu 1941 r. [...]
W związku ze zbrodnią w Połowcach w dniu 20 stycznia 1944 r. okupacyjne władze niemieckie dokonały aresztowania dwóch Ukraińców -- nauczyciela Jakowyszyna i gospodarza rolnego Flisaka, który użyczył zaprzęgu konnego sprawcom zbrodni. W kilka dni później -- 24 stycznia 1944 r. -- doprowadzono do czortkowskiego więzienia aresztowaną kobietę Ukrainkę o nazwisku Dumak z Połowiec.
Po masowym mordzie Polaków ze wsi Połowce już 18 stycznia 1944 r. terroryści OUN-UPA rozrzucili napisaną w języku ukraińskim ulotkę-komunikat, z której wynikało, że "unieszkodliwili 31 Polaków ze wsi Połowce (w tej liczbie 20 mężczyzn)" oraz podobnych przedsięwzięć "obronnych" (cudzysłów -- A.K.) użyli również we wsi Chomiakówka. Ulotka była podpisana: "Obrońcy urkaińskiego narodu."
Literatura
Aleksander Korman
[Semper Fidelis, lipiec-sierpień 1990 r.]
Te zbrodnie dokonano w moich okolicach. Z Borszczowa jest blisko do Polowiec. Jadac do Borszczowa zawsze prejezdzam przez Czortkow
OdpowiedzUsuńTrzeba pamiętać o zbrodniach UPA...
OdpowiedzUsuń