poniedziałek, 3 lutego 2020

Księża z Wołynia mają na rękach polską krew


ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski


    Nie ma lepszych i gorszych męczenników - mówi w rozmowie z Tomaszem Pompowskim ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.



    Mocno angażuje się Ksiądz w upamiętnienie zbrodni na Polakach na Wołyniu. Po apelach do władz państwowych teraz w najnowszej książce "Przemilczane ludobójstwo na Kresach" apeluje Ksiądz także do Kościoła.
    Ciekawe, że polski Kościół prowadzi sprawy beatyfikacyjne osób pomordowanych przez Niemców. W 1999 było 108 beatyfikowanych, teraz będzie beatyfikacja kolejnych 122. Ale wśród nich nie ma ani jednej osoby zabitej przez ukraińskich nacjonalistów ani nawet przez Armię Czerwoną. W książce cytuję list do prymasa Polski Józefa Glempa, w którym przedstawiciele środowisk kresowych pytają, dlaczego ci, co ginęli z rąk Niemców, mogą być beatyfikowani, a zabijani przez Ukraińców nie.
    To są właśnie "niechciani męczennicy", o których Ksiądz pisze?
    Tak. Zwracam uwagę, że polski Kościół nie może dzielić męczenników na lepszych, którzy zginęli w obozie hitlerowskim, i gorszych, którzy zginęli na Kresach. Kościół wyraźnie boi się dotknąć tego problemu. Istnieje duża niechęć nie tylko ze strony ukraińskiej.
    Dlaczego tak jest?
    Głównym powodem jest nieznajomość historii. Większość decydentów w polskim Kościele nie rozumie Kresów. A po drugie istnieje ten sam problem co w przypadku lustracji - niechęć do podejmowania trudnych decyzji. Wychodzi się z założenia, że najlepiej jest się zająć tym, co nie budzi wątpliwości. Choćby śmierć ojca Kolbego. Jeśli sprawa dotyczy księdza zamordowanego przez sąsiadów, którzy obcinali ręce, nogi czy nawet genitalia, nikt nie chce się nią zająć. Warto też pamiętać, że robili to katolicy. To kolejny problem...
    Jaki?
    Kościół musiałby pokazać, że katolicy mordowali w straszliwy sposób katolików. Ofiarami byli katolicy rzymscy i ormiańscy, a mordercami katolicy obrządku greckokatolickiego. I Kościół boi się dotknąć tego problemu. Sądzę, że najwyższy czas, żeby to wszystko zostało powiedziane.
    Dlatego napisał Ksiądz tę książkę?
    W lipcu tego roku dowiedziałem się, że władze polskie nie chcą uznać zbrodni dokonanych na Polakach, a samo słowo "ludobójstwo" znalazło się na indeksie. Osoby ze środowiska kresowego poprosiły mnie o napisanie książki. W szufladzie miałem już wiele niepublikowanych tekstów, które włączyłem do tej książki. Poza tym temat ten był mi szczególnie bliski ze względu na to, że moi rodzice pochodzą z Kresów. Ludzie stamtąd przeszli ogromne piekło.
    Na czym ono polegało?
    Jedna z bardzo wstrząsających relacji pochodzi z Tarnopolszczyzny i dotyczy młodego nacjonalisty, którego matka była Polką, a ojciec Ukraińcem. W rodzinach mieszanych synowie byli tego samego wyznania, czyli tej samej narodowości, co ojcowie. Zatem on uważał się za Ukraińca. Natomiast siostry uważały się za Polki. I on dostał polecenie od dowództwa UPA zamordowania nie tylko swoich dwóch sióstr, ale i matki. I kiedy siekierą zaczął mordować siostry i matkę, w ich obronie stanął ojciec, który zabił go w walce. Ten ojciec w obawie przed zemstą nacjonalistów razem z Polakami wyjechał na ziemie zachodnie. Po raz drugi założył rodzinę i dopiero po wielu latach o tym opowiedział. Mówił też, że nacjonaliści z olbrzymią nienawiścią odnosili się do duchownych.
    Czy zachowały się jakieś dokumenty na ten temat?
    Z relacji naocznych świadków wiemy, że pewnego księdza przerżnięto piłą w drewnianym korycie. Z innego zdarto skórę. W kolejnej wiosce nacjonaliści zarąbali siekierami proboszcza, jego matkę i rodzeństwo.
    A w jaki sposób reagowali na to wszystko księża ukraińscy?
    Niektórzy członkowie Cerkwi prawosławnej i obrządku greckokatolickiego niestety mają krew na rękach. I będzie tak, dopóki nie osądzi się tych zbrodni i nie pokaże, kto jest za nie odpowiedzialny. Postawa wielu duchownych obrządku grecko-katolickiego przypominała stosunek arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego.
    To był Ukrainiec?
    To spolonizowany Rusin. Jego brat był polskim generałem. On sam wybrał nie tylko obrządek wschodni, ale również narodowość ukraińską. Był odnowicielem tego obrządku, ale jego polityczne wybory były tragiczne. Popierał Hitlera, odprawiał msze święte dziękczynne za zwycięstwa wojsk niemieckich. Popierał także utworzenie oddziałów SS Galizien. I co więcej, oddelegował tam księży jako kapelanów. Później napisał list dziękczynny do Stalina za przyłączenie Lwowa i Kresów do ZSRR.
    Ale abp Szeptycki wydał specjalny list pasterski pt. "Nie zabijaj".
    Bardzo dokładnie przeczytałem ten dokument. List został napisany trudnym i zawiłym językiem teologicznym, którego chyba niemal nikt wówczas nie rozumiał.
    A czy księża nie tłumaczyli, o co chodziło w tym liście?
    W wielu wypadkach księża zachęcali faszystów do mordów, zamiast ich od tego powstrzymywać.
    Czy są na to twarde dowody?
    Oczywiście. Pewien greckokatolicki duchowny wraz ze swoją córką dowodził napaścią UPA na teren wioski Korościatyn. W Kutach nad Czeremoszem ksiądz stał na czele morderców ukraińskich. Po wojnie ten duchowny uciekł do Kanady. Wiemy, że duchowni prawosławni i greckokatoliccy święcili noże czy siekiery, którymi zabijano Polaków. Podżegali do ludobójstwa, tłumacząc, że zabicie Lacha nie jest grzechem. Warto pamiętać, że Stefan Bandera, przywódca nacjonalistów, był synem księdza greckokatolickiego.
    A czy znamy jakieś przypadki, gdy w obronie Polaków stanęli ukraińscy duchowni?
    Było wielu takich księży. Ale oni natychmiast ginęli z rąk nacjonalistów. Opisuję przypadek księdza, który za pomoc Polakom został pobity, oblany benzyną i podpalony. Przy tej okazji warto postawić pytanie całej Cerkwi, dlaczego nie powstrzymała tych szaleńców?
    Czy władze Ukrainy są gotowe na rozliczenie?
    Jestem pesymistą. Obecny prezydent Wiktor Juszczenko otacza się weteranami z UPA. I jego żona, która wywodzi się z rodziny nacjonalistów, też popiera te środowiska.
    Warto rozdrapywać stare rany?
    To nie jest rozdrapywanie. Przeciwnie, chodzi o ich uleczenie. Zasada elementarnej sprawiedliwości wymaga rozliczenia się z tych zbrodni.
    Przecież ci, którzy popełniali te zbrodnie, już nie żyją. Po co mamy przeżywać tę tragedię na nowo?
    Nie mogę się zgodzić z taką postawą. Obowiązuje przecież przykazanie "nie zabijaj". Nie ma usprawiedliwienia dla tych zbrodni. Opisując to ludobójstwo, chciałem pokazać, że każde ludobójstwo wymaga osądzenia. A jeśli się nie opisze tych wszystkich zbrodni, to później znów jakiś szaleniec powie, że istniała wyższa konieczność.
    Najbardziej zafałszowana karta historii
    "Sprawcami ludobójstwa dokonanego na Kresach nie byli islamscy radykałowie czy ateiści wychowani w komunistycznym duchu, ale z dziada pradziada wierni Kościoła wschodniego".
    Jednym z podstawowych obowiązków Kościoła jest troska i pamięć o tych, którzy oddali swe życie za Chrystusa. Wyraźnie to sformułował papież Jan Paweł II: Nasz wiek, nasze stulecie ma swe szczególne martyrologium jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba go zbadać, trzeba go stwierdzić, trzeba go spisać. Tak jak spisały martyrologia pierwsze wieki Kościoła, i to jest do dzisiaj naszą siłą, tamto świadectwo męczenników pierwszych stuleci. Proszę wszystkie Episkopaty, ażeby do tej sprawy przywiązały należytą uwagę. Po latach, które upłynęły od tego apelu, trzeba ze zdziwieniem stwierdzić, że Episkopat Polski wywiązuje się z tego polecenia papieskiego w sposób niezbyt konsekwentny, a w niektórych sprawach wręcz wybiórczy.
    (...) Dalsze milczenie Episkopatu Polski będzie niestety tylko potwierdzeniem, że nie we wszystkich sprawach potraktowano poważnie apel Sługi Bożego Jana Pawła II.
    (...) Kiedyś pytałem greckokatolickich kleryków o mordy na Wołyniu. W odpowiedzi usłyszałem, że była to "wojna polsko-ukraińska", a wszystkiemu winni byli Niemcy, Polacy i Rosjanie, którzy przez wieki okupowali ruskie ziemie. UPA zaś, według moich rozmówców, walczyła nie tylko w obronie Ukrainy, ale i w obronie obrządku greckokatolickiego. Jeżeli tak uważa przynajmniej część ukraińskich duchownych, to ich obrządek jest po raz kolejny w swej historii na zakręcie. I to nadzwyczaj niebezpiecznym.


    "Polska", 18 września 2008 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz