Dzieciństwo, dom, rodzina
Rodzina moja strasznie religijna była. Babcia miała taki wielki obraz: Matka Boska i naokoło anioły. Niech pan Bóg broni, żeby ktoś z chłopców - bo u babci było jeszcze siedem chłopców - nie pomodlił się i poszedł spać. Matka miała pierwszą córkę, Danusia nazywała się. I ona sobie wzięła, że ten jeden anioł, to jest ona. To jest Matka Boska, a to ona. Gdy ja urodziłam się, mama mówi czasem: - Słuchaj, Danusia, weź ją pokołysz, żeby nie płakała. A Nusia bawi się, bawi się. Mama chlapnie... A ona mówi: - Nusia pójdzie do Bozi i Bozia tobie pokaże, że nie można Nusi bić. Trzy i pół latka miała, jak zmarła. Ona "Ojcze nasz", "Zdrowaś Mario", wszystko umiała. Ten obraz, ta Matka Boska, to dla niej było całe życie. Czasem wieczorem stanie, nie może dosięgnąć do tego obrazu. Posadzić, poduszki stawiać, żeby pocałować Matkę Boską. I tak poszła do Bozi.
Okupacja niemiecka
Mama, bratowa, poszły do kościoła. Ja też bardzo chciałam, bo jeszcze za Niemców kościół był. - Nie, ty zostań, bo może być obława. I tak rzeczywiście było. Mama z bratową wychodzą z kościoła, a Niemcy obłożyli naokoło kościół i wszystkich na samochody. Dzieci osobno, kobiety osobno. I powieźli. A mama nie rozumiała po niemiecku. Był tam jeden volksdeutsch, Polak. I mama mówi do niego: - Proszę pana, u mnie w domu troje dzieci, matka, ojciec, jak wy mnie zabierzecie do Niemiec, co oni zrobią? I on poprosił Niemców i dali mamę do żydowskiego getta, kury skubać. Żydzi bili kury, koguty bili. I tam mama pracowała cały czas w tej rzeźni. Troszeczkę niby lepiej było. Ale jednak babcia chodziła... Była taka wielka góra ziemniaków, zgniłych. Babcia wybierała, który był mniej zgniły i tym nas karmiła, bo nie było czym karmić.
Żydzi i Zagłada
Idę rano do szkoły, patrzę, a tutaj trup żydowski. Ja się strasznie boję. Boże, tutaj trup, tam trup... Pociąg jechał, potem stał, był zamknięty. Żydzi zaczęli uciekać, a Niemcy zaczęli strzelać i z tymi psami. Te psy porozrywały Żydów. Co idę, to Żyd, co idę, to Żyd. I podarty. Mama nieraz napiecze na blacie takie placki i niesie te placki do siebie do roboty. I daje Żydom, bo mówi, że z głodu umierają. Ukraińcy tak znęcali się nad tymi Żydami. Mama opowiadała: tam jedna Żydówka, ona balerina, taka młodziutka, po całym świecie jeździła. Bardzo ładna, nikt nie powie, że ona Żydówka. Zakochał się w niej ten cały naczelnik i wziął ją sobie na kucharkę. Ale jak w końcu Żydów wybijali, to on odszedł i ją zostawił. A u niej była trzyletnia dziewczynka i ona strasznie moją mamę prosiła, żeby mama zabrała tę dziewczynkę. Mama mówi: - Ja tak bardzo chciałam to dziecko zabrać, ale bałam się, bo u nas sąsiedzi Ukraińcy byli, oni koniecznie chcieli, żebyśmy do Polski wyjechali. I my się dlatego bali tę dziewczynkę wziąć. I przyszli Niemcy, zabrali tę kobietę. To jak raz było nad ranem. A dziecko usłyszało i zaczęło biegnąć. I mama opowiadała, że to dziecko po schodach biegło i Niemiec zastrzelił. Mama strasznie przeżywała.
Stosunki polsko-ukraińskie
Naprzeciw polskiej szkoły był kościół niemiecki i obok kościoła na tym cmentarzu była kapliczka. Teraz park tam robią, gdzie hotel "Ukraina", ale kiedyś był tam cmentarz. My stale chodziliśmy ze szkoły do tej kapliczki, a Niemcy przywozili pomordowanych przez banderowców Polaków. To ja do śmierci będę pamiętać. Jak oni byli pomordowani... Bez uszu, bez nosów, piersi... I goli byli. Jedna kobieta była aż sina i to dziecko małe, dopiero co narodzone było na piersi. Czarne było, po prostu czarne. Każdy raz, każdy raz Niemcy przywozili tych pomordowanych. I każdy raz my przychodziliśmy. Bo może ktoś rodziców ma, ktoś rodziny ma, żeby wybierali i dlatego oni wszystko wystawiali. A my ze szkoły prosto idziemy tam. Niemcy przywożą w takich paczkach. I my oglądamy. To się nie da opowiadać. Mama bała się tych Ukraińców. My spaliśmy po kukurydzach, w ziemniakach, a przeważnie w kukurydzy, bo tam nie widać. Mama poszyła nam takie worki. Właziliśmy do tych worków. Razem nie szliśmy, tylko jeden tam, drugi tam, a potem rano jeden drugiego szuka. W dzień się nie baliśmy, ale w nocy baliśmy się. My się więcej banderowców bali, jak Niemców i Ruskich.
Przyczyny pozostania w ZSRR
My też mieli jechać. Już wszystko było sprzedane. Ale babcia mówi: - Mila, dokąd ty pojedziesz, do kogo ty pojedziesz? Ty masz troje dzieci, ja stara i dziadek stary. Do kogo my pojedziemy? Żadnego mężczyzny nie ma. My same. Tu jest mieszkanie, dom, a tam przyjedziemy, co tam będziemy robić? Do kogo my jedziemy? I tak my zostaliśmy, bo baliśmy się. I jeszcze co... Niektórzy mówili: - Mila, tutaj będzie Polska, nie jedziemy, tutaj będzie Polska! I stale mówili, że tutaj będzie Polska. Mieliśmy nadzieję, że rzeczywiście tak będzie.
Varia
Kiedy wojna się zakończyła, zaczęli strzelać, okropnie. U nas mieszkał jeden Ruski z żoną. Mieszkanko takie osobno było. Mama mówi: - Strzelają, strzelają! I poszła do niego. A on myślał, że to banderowcy i już chciał strzelać. On cicho siedzi a mama myśli sobie, że na pewno już gdzieś poszedł i odeszła od drzwi. Jakby mama jeszcze raz za klamkę złapała, on byłby wystrzelił i mamę zabił. A moja babcia i dziadek myśleli, że to banderowcy i pobiegli do szańców. Niemcy pobudowali takie szańce. Babcia kolano rozbiła, płacz. I tak my siedzieli, aż do rana. Potem ktoś nadszedł: - To jest koniec wojny! Boże, zaczęli płakać. Już Ruskie nadchodzą, a Niemcy uciekają. A dwóch takich młodziutkich Niemców: - Mutter, Mutter... Tak modlą się. I głodne takie. Mama wyniosła tam jeść. W mieszkaniu coś było. I dała im jeść.
http://www.polacynawschodzie.pl/index.php?page=osoby&id=1836&id_nag=76&action=txt&lang=pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz