środa, 1 stycznia 2020

Bandera - morderca upudrowany


Znalezione obrazy dla zapytania Bandera terrorysta z Galicji
Świetna recenzja Stanisława Srokowskiego dotycząca książki  „Bandera terrorysta z Galicji”

Wcale nie był takim potworem, jak go rysuje polska historiografia. Owszem, jawił się, jako terrorysta, ale dość miernej postury. I w ogóle to dość mierny i chuchrowaty człeczyna. „Targała nim masa sprzeczności, prowadził krótkie, burzliwe życie w podłych czasach”. A my się czepiamy, że wyrzynał w pień Polaków, Ormian, Czechów, Cyganów, a nawet samych Ukraińców, którzy mu się sprzeciwiali. Przesadzacie z tymi oskarżeniami, woła autor. Zbyt demonizujecie tę postać, powiada. I by uczłowieczyć go, ocieplić jego wizerunek, każe się nad nim rozczulać, ponieważ po wojnie był zabiedzonym, godnym ubolewania, emigrantem w Monachium, „sam sobie robił zakupy, sam też gotował”, a w dniu, kiedy inny ukraiński bandzior szykował na niego zamach, „planował – nawet- robienie konfitur”. Co za pracowity, godny szacunku dżentelmen. Tyle poświęceń, a my tego nie doceniamy.
W tym opisie Bandera warty jest współczucia i zrozumienia. I taki ma cel książka, oswoić nas z Banderą człowiekiem, a nie z potworem, krwiopijcą, który morduje kobiety, starców i dzieci. A w ogóle, to ten chuchrowaty watażka miał ciężkie życie. Nie dość, że jego zachowanie irytowało żonę, to na karku siedziała mu jeszcze kochanka, która też zapewne ciągle czegoś od niego chciała, słowem, same kłopoty i utrapienia. A zasługuje przecież na nasze wsparcie. Prawdziwe, humanitarne podejście do godnego czci i wiary bohatera.
Ale dość ironii. Sprawa jest poważna.
Warto zapytać, czy nowa biografia ( po dociekliwej Edwarda Prusa: „Stepan Bandera 1900-1959. Symbol zbrodni i okrucieństwa”) pogłębia naszą wiedzę o ukraińskim przywódcy, czy też zamazuje dotychczasowy wizerunek, spłyca go, lub - nie daj Boże - zafałszowuje. Zaiste, zbrodnicza to postać Bandera. I sztandarowa dla ukraińskich środowisk nacjonalistyczno-faszystowskich lat trzydziestych i czterdziestych XX w. A także fascynująca dla zwolenników partii Swoboda we współczesnej Ukrainie, którzy stawiają mu pomniki. Ale ważna też dla Polaków, jako symbol ludobójstwa, jakiego dokonały OUN i UPA na Kresach Południowo-Wschodnich w latach 1939-1947. Zanim jednak przejdziemy do dokładniejszej analizy zawartości książki, powiedzmy z całą mocą, choćby ze względu na dwa stwierdzenia, że zasługuje ona na poważne potraktowanie i publiczną debatę.
Po pierwsze autor oznajmia w niej jednoznacznie, że na Wołyniu doszło do ludobójstwa, a więc głosi w tym względzie prawdę. Po wtóre, nazywa Banderę faszystą, a nawet więcej: …”był nazistą, faszystą… bolszewikiem”. To mocne stwierdzenia. Idzie o metody walki. Czyta się też tę książkę dobrze. Została napisana przystępnym, klarownym językiem. I tyle byłoby zalet.
Dalej zaczynają się schody. Dziwić się należy, że logiczny tok rozumowania, który doprowadził autora do tak gorzkich ustaleń, jak ludobójstwo i faszyzm, równocześnie nie pozwolił mu na uniknięcie wielu niejasności, błędów, a nawet fałszów. Jakież to niejasności, błędy i fałsze?
Zacznijmy od tytułu książki: „Bandera terrorysta z Galicji”. Nic ten tytuł czytelnikowi, który nie ma pojęcia o tragedii Polaków na Kresach, nie mówi. A laików są miliony. Bo co znaczy „terrorysta z Galicji”? Jaki terrorysta? Polski, rosyjski, niemiecki, ormiański? Przed wojną na Kresach mieszkało blisko 30 nacji. Czy nie warto było od razu powiedzieć „Ukraiński terrorysta z Galicji”. Albo zgodnie z prawdą: „Bandera, ludobójca z Galicji”. Dlaczego autor tego nie powiedział? Poprawność polityczna mu zabroniła? A z jakiej Galicji? Hiszpańskiej, dawnej prowincji rzymskiej, Nowej Galicji , terytorium w Ameryce Środkowej?
Następne pytanie wiąże się z ostatnią stroną okładki. Wydawca, zapewne za zgodą autora, stwierdza, że Dzierżyński i Bandera … „wychowani w fanatycznie katolickich rodzinach, ulegli złudzeniu, że radykalnymi metodami mogą zbawić świat”. Autor narzuca nam jednoznaczną interpretację, że źródłem zbrodniczej działalności obu morderców był fakt, iż obaj pochodzili z „fanatycznie katolickich rodzin”. Zadziwiająca konkluzja! Rzecz w tym, iż w katolickim Dekalogu, ani w żadnych innych Księgach Świętych, nie ma ani słowa o mordowaniu niewinnych ludzi, zaś czarno na białym jest napisane: „Nie zabijaj!”. Czyżby autor chciał się tą oryginalną sugestią wpisać na listę tak modnych ostatnio ataków na Kościół i religię. Dalibóg, w żaden sensowny sposób inaczej się nie da tego akapitu wytłumaczyć. Przynosi on więcej szkody niż pożytku. Można by równie dobrze powiedzieć o obu rodzinach, że były ultra kulturalne. Czy z tego wynikałoby, że ultra kulturalne rodzony prowadzą dla rozwoju hien?!
Ale idźmy dalej. Niewiele wiemy o dzieciństwie i dorastaniu Bandery. Nie zadał sobie trudu autor by poszperać w źródłach i pokazać, jakich Bandera miał kolegów w dzieciństwie, w jakich zabawach uczestniczył, jakimi metodami był wychowany. Chciałoby się wiedzieć o jego przyjaźniach, zainteresowaniach, pasjach, kłopotach dojrzewania, konfliktach rodzinnych, atmosferze w domu i szkole, stosunku do nauczycieli, do kobiet, do polskich, żydowskich, niemieckich, czy czeskich sąsiadów, do świata przyrody, literatury i sztuki, piękna, religii, Boga itp.,itd. Niestety, otrzymujemy tylko szczątki informacji. Nie wiemy więc dokładnie, co kształtowało jego osobowość, poza tym, że był chorowity, niskiego wzrostu i dość zamknięty.
Gdy sięgnął w 1933 r. po władzę w OUN, natychmiast mistrzem jego stał się Hitler. Jako przewodniczący Krajowego Kierownictwa OUN, osobiście wydawał rozkazy mordowania znanych działaczy życia publicznego, takich jak kurator szkolny Gadomski, wojewoda wołyński, Józefski, czy Ukraińcy niepodporządkowujący się jego zbrodniczym działaniom.
W sumie zlecił około 20 mordów i kilkanaście zamachów. W jednym z takich zamachów ( 15.06.1934 r.) zginął polski minister spraw wewnętrznych, Bronisław Pieracki. Zabity został też poeta i dyrektor gimnazjum ukraińskiego we Lwowie, Iwan Babij, wielce zasłużony dla rozwoju kultury obu narodów. Jak się na kogoś Bandera uwziął, nie było litości. Być może w ogóle nieznane mu było uczucie litości. Biograf powiada bowiem, że gdy był dzieckiem, dusił koty, a później znęcał się nad swoją żoną, bił ją i terroryzował. Musiało więc być w nim coś z sadysty od samego początku. Był mściwy i bezwzględny. Z pozoru niewinny, drobny, kruchy, chorowity, niskiego wzrostu (159), zapewne z kompleksami, na zewnątrz pokazywał jednak spryt, bezwzględność i siłę.
Stanisław Srokowski (www.srokowski.art.pl )
http://www.kresy.pl/publicystyka,omowienia?zobacz/bandera-morderca-upudrowany
Wiesław Romanowski, „Bandera terrorysta z Galicji”,Warszawa 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz