poniedziałek, 9 marca 2020

Relacja Jadwigi Gwizdak


Ojciec, kiedy usłyszał strzały obudził nas. Szybko i w wielkim przerażeniu każdy chwycił jakieś nakrycie, wybiegliśmy na podwórze: babcia Julia (73 lata), siostra Hania (19 lat) i ja (12 lat). Ukryłyśmy się pod drzewem. 

Nie czułyśmy się bezpiecznie w tym miejscu. Tato wypuszczał bydło ze stajni, a nam radził uciekać na pola - Zadworzyska. Biegłyśmy w tym kierunku, jednak babcia i Hania wróciły się. Ja biegłam samotnie aż na Psiarnię do domu, dokąd matka wyjechała wieczorem. Tato zobaczywszy wracających babcię i Hanię, zalecał ukryć się pod drzewem, ale one wybrały kupki kukurydzianki złożonej w ogrodzie i tam się ukryły.
Tam znaleźli ich banderowcy. Babcię zamordowali nożem, pozostawiając nóż w jej brzuchu. Siostrę Hanię, która prosiła ich, żeby jej nie zabijali - zastrzelili. Następnie ciała nakryli słomą kukurydzy, oblali benzyną i podpalili.
Ojciec przetrwał niebezpieczeństwo pod drzewem. Ja dostałam się do domu zamężnej siostry Marysi, ale nikogo tam nie zastałam. W nocy, gdy ukazała się łuna od palącego się Wołczkowa, wszyscy mieszkańcy Psiarni uciekli na pola Wistrowa (Wistrów - nazwa pola). Znalazłam matkę z rodzeństwem pod wystającym brzegiem starego łożyska Dniestru. Byli tam też inni ludzie z dziećmi. Zmarznięty, głodny 7-miesięczny brat Czesław, tuląc się do mamy, płakał.
Jeszcze przed południem zmęczone, niewyspane wróciłyśmy do pogorzeliska naszego
gospodarstwa.
Wraca matka do Wołczkowa
Szukać babcię, Hanię-ojca woła,
Patrzy- wszystko spustoszone,
Domy wokół są spalone.
Z wielkim żalem, bólem serca
Matka nóż wyciąga z wnętrza,
Hani warkocz odpalony,
Leżał z boku z drugiej strony.
Jadwiga Gwizdak z d. Szczygielska c. Szczepana.

http://mariampol-wolczkow.prv.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz