wtorek, 3 marca 2020

Wspomnienia Anny Morawskiej



http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/borszczowka-anna_morawska.html
Dla pamięci zbrodni hitlerowskich i ukraińskich dokonanych w dniu 3 marca 1943r.

Byłam mieszkanką Borszczówki, powiat Równe na Wołyniu, nazywałam się już wtedy Anna Morawska.
Dnia 3 marca 1943 roku przyjechała karna akcja niemieckiego wojska, której pomagali Ukraińcy. Ponieważ to była okolica samych Polaków zabijali każdego nawet przechodniów.
Od rana Niemcy wchodząc do każdego domu zabijali wszystkich. W moim domu została moja siostra Zofia Musił i lokatorka Honorata Sitracka. Mój mąż został zabity u sąsiada Niezbrzyckiego.
Władysław Sikorski chrzestny mego syna zdążył swoje piękne konie zaprowadzić do naszej stajni i tam zostały spalone, a ich gospodarz został zabity na progu mojego domu granatem. Z mego domu uciekła moja lokatorka pani Sitracka - matka zabitej Honoraty. Uciekając przez okno niedaleko domu schowała się pod gałęzie ściętego drzewa, ponieważ w tym dniu padał śnieg. Śniegiem przykryło ją i to ona mnie opowiedziała – bo była naocznym świadkiem tej strasznej tragedii.
Sołtys poprzez odezwę kazał żeby wszyscy byli w domu w dniu 3 marca 1943r. Przeżyłam dlatego, że pojechałam do moich rodziców do Żytynia Cukrowni po swego trzyletniego synka Józefa Morawskiego, który był tam kilka tygodni, bo tam było bezpieczniej, ale Tata mój prosił żebym nie wracała dzisiaj tylko na drugi dzień. Widocznie tak los chciał, bo gdybym pojechała w tym dniu to zginęłabym razem z synkiem i mężem.
Kiedy miałam na drugi dzień pojechać, przyjechał do nas pan Harasiewicz i prosił rodziców czy mógłby zatrzymać się i konie zostawić. Moja mama zaprosiła go i powiedziała: „że jest u nas córka z Borszczówki”.
Pan Harasiewicz mówi: „Boże jaka szczęśliwa bo Borszczówki już nie ma i nie ma do czego wracać. Wszyscy wybici i spaleni”.
I tak zostałam z synkiem na pastwę losu. Został tylko ten kto nie był w domu albo uciekł. Zostało Nas niewielu i nazwano Nas Niedobitkami.
U państwa Niezbrzyckich była kobieta z Rosji, ciężarna. Była ranna i jeszcze zaszła do sąsiada Pana Bobra (Pana De Bobre), prawdopodobnie jeszcze raz była ranna i potem urodziła dziecko. Straszne to ale prawdziwe.
Po całej tej tragedii pojechałam z przyjacielem Ukraińcem sąsiadem oraz moją mamą Marią Musił. Chciałam zobaczyć i dowiedzieć się jak to było. Mama na miejscu naszego domu zbierała szczątki swojej córki Zofii. Powiedziano Nam, że mój mąż Jan Morawski został pochowany w skrzynce z ula.
Po tragedii śniło mi się i w śnie powiedziano mi, „że mam iść do Niezbrzyckiego i co tam znajdę to moje będzie”. Tak się stało, że pod piecem leżał mój malutki chrześniak cały popalony, bo leżał pod piecem chlebowym, a w kuchni Niezbrzyckich znalazłam zapalniczkę mojego męża. Byłam pewna, że on tam zginął. Zapalniczkę mój mąż dostał od mego taty, była ona okrągła a na niej był polski orzeł a takich zapalniczek więcej nie widziałam i po tym rozpoznałam, że tam zabili mi męża.
Kosteczki znalezione zostały umieszczone w butelce i pochowane we wspólnym grobie.
Po tym wszystkim Niedobitki przychodzili i myśleli, że jakoś da się tam żyć, ale czyhali na nas Ukraińcy i trzeba było szybko uciekać.
Anna Morawska, listopad 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz