piątek, 24 maja 2013

Ukraińska dziecinada



Przyglądając się uważnie polityce Ukrainy, a zwłaszcza jej regionalnym osobliwościom, ma się odczucie, że zbudowana jest na zasadzie dziecinnej gry gdzie nie obowiązują żadne reguły. Ta gra jest dziwną próbą rekonstrukcji przeszłości i próbą wmontowania jej w dekoracje z dnia dzisiejszego.

Sprzeczki w parlamencie, gorące debaty podczas telewizyjnych show, robienie min na wiecach, bardzo przypominają dziecięcą zabawę „w wojnę”. Batalie wokół historii zastąpiły w społeczeństwie ukraińskim dyskusje ekonomiczne i wyparły daleko na margines kwestie społeczne. Dużo napisano o tym, jak bardzo zinstrumentalizowana jest historia w postsowieckiej przestrzeni. Doszło do tego, że właśnie historia stała się podstawowym czynnikiem, tłumaczącym wszystkie społeczne i polityczne procesy dnia dzisiejszego.
Dlaczego upadł Związek Radziecki i powstała niezależna Ukraina? Dlatego, że naród ukraiński całe stulecia nieustannie prowadził „walkę narodowo-wyzwoleńczą” z jego odwiecznymi ciemiężcami – taką naiwnie szkolną jest tradycyjna odpowiedź współczesnego ukraińskiego patrioty.
W tej prostej historii nie ma nawet słowa o pokojowym lub po prostu normalnym życiu. Okazuje się, że w przeszłości Ukraińcy jedynie walczyli z zewnętrznymi i wewnętrznymi wrogami, przezwyciężali „tymczasowe” trudności, śpiewali smutne pieśni i marzyli o samodzielnym państwie. Takie uproszczone podejście do historii, gdzie nie ma miejsca na radość życia dorosłego człowieka z dobrobytu, dostatku, szczęścia z przedłużenia rodu, miłości i satysfakcji z seksu, jest próbą indoktrynacji podjętą przez ludzi zakompleksionych, starających się przekształcić swych następców, w śrubki i trybiki wielkiego mechanizmu pod nazwą „Ukraina”. Ukraińska historia jest pełna patosu i heroizmu, ofiarna i krwawa (wyliczankę skrajności, które ją przepełniają, można kontynuować), ale nie ludzka.
Zmieniają się panujące doktryny ideologiczne, zmieniają się ukierunkowania zewnętrzne, ale jedna rzecz pozostaje niezmienna – gloryfikacja „heroicznej” przeszłości. Można odnieść wrażenie, że Ukraińcy bez dumy ze swej sławnej przeszłości nie mogliby wytapiać stali, sadzić ziemniaków, doić krów i budować dróg. Przy czym odbywa się to wszystko w wymyślonym przez nich samych systemie współrzędnych. W tym systemie jedynie oni kroczą „w nogę”, a reszta świata – nie tak jak trzeba. Takie podejście kropka w kropkę przypomina okres wspomnianego ZSRR, gdy „nasi” byli zwiadowcami, a „tamci” – szpiegami.
Historia w przestrzeni postsowieckiej stała się kołem ratunkowym dla różnego rodzaju nieuków i szkodników, którzy nie są zdolni do pracy twórczej, którzy w ogóle nie chcą pracować i jak dwie krople podobni są do bohaterów „Piosenki biurokraty”: „My nie orzem, nie budujem, nie siejem, / chełpimy się społecznym ustrojem”. W tych strofach ustrój społeczny należy zastąpić „sławną historią” i jak na dłoni zobaczymy kupę ideologicznych krzykaczy, którzy eksploatując historię zostają deputowanymi lokalnych rad i Rady Najwyższej. Zajmując posady bez żadnych kwalifikacji, zamiast tego wykrzykują „właściwe” hasła podczas wieców. Są to ludzie, którzy przez ostatnie dwadzieścia lat nie zbudowali nawet psiej budy, lecz uważają się za wielkich budowniczych państwa.
Ci ludzie maja niewiarygodną zdolność przystosowywania się: jedni pojawiają się w mundurach oficerskich z okresu II wojny światowej, inni – upowców. Łączy ich jedno – i jedni i drudzy nie mają nic wspólnego z tymi formacjami i okresem kiedy one działały. Dlaczego społeczeństwo  w zupełnym spokoju obserwuje ten kabaret, a w dodatku wybiera ich na swych przedstawicieli do parlamentu? Kto jest autorem tego absurdalnego scenariusza? I co najważniejsze, dlaczego Ukraińcy dają się tak łatwo wciągnąć w te ideologiczno-historyczne spektakle? Odpowiedzi może być wiele, lecz jedna ma szanse stać sie kluczem do zrozumienia takiego zachowania – można przypuszczać, że przyczyną takiego zachowania jest infantylizm ukraińskiego społeczeństwa.
Państwo dzieci bez dorosłych
Nie raz spotykałem się ze stwierdzeniem, że jesteśmy starym narodem, ale młodym państwem. Nasi liderzy twierdzą regularnie, że dwadzieścia lat istnienia państwa nie stanowi żadnego wieku, a co za tym idzie – trzeba sobie wybaczyć wszelkie szaleństwa i działania, nawet jeżeli są one niezgodne z obowiązującym ustawodawstwem, moralnymi normami i etycznymi zasadami. Jest powiedzenie: żeby dziecko nie płakało, niech się cieszy czym chce. Tak, świat przyjmuje z lekceważeniem psoty i grymasy dziecka, ale podejście to przewiduje istnienie w społeczeństwie jeszcze drugiej strony – świata dorosłych. Wygląda na to, że Ukraina – to państwo dzieci bez dorosłych. W tym państwie nieobecne są wszelkie atrybuty świata dorosłych: strategia planowania, uzmysłowienie potrzeby podjęcia decyzji (chociażby spontaniczne i sytuacyjne) i odpowiedzialność za nie. W tym świecie nikt nie zastanawia się nad analizą możliwych następstw i strat, a wszystko odbywa się według beztroskiej dziecięcej zasady „jakoś to będzie”.
Świat dorosłych różni się od świata dzieci tym, że dorośli podejmują wyważone decyzje i biorą odpowiedzialność za ich realizację, choć możliwe są efekty uboczne i skutki negatywne. Dorośli z zasady rzetelnie analizują sytuację, określają priorytety i konsekwentnie dążą do celu. Dzieci ze swej strony często oszukują, a zmęczone lub odczuwając nasuwającą się przegraną, starają się zmienić reguły lub w ogóle grę zakończyć. Dla dzieci charakterystyczna jest impulsywność działania i wiara w to, że każdą szkodę w końcu naprawią dorośli. Dzieci uważają też, że nie muszą tak wiele umieć i wiedzieć jak dorośli: pozwala im się żyć w świecie marzeń i fantazji, mogą funkcjonować w różnych rolach i nierealnej bajkowej scenerii. Innymi słowy – pozwala się im nie zastanawiać się nad prozą życia.
Analizując zdziecinniały model społeczeństwa i określając jego podstawowe wady, rozumiemy dlaczego Ukraińcy nie mogą poradzić sobie na Ukrainie, ale niektórzy z nich odnoszą sukcesy w obcym „dorosłym” społeczeństwie. Chłopom, którzy przez niewyobrażalną biedę wyruszyli z Galicji za ocean, udało się „dorobić” tam własnych firm, fabryk, przedsiębiorstw. Współczesni przedstawiciele emigracji zarobkowej, którzy przed piętnastoma laty z walizką ręku i 50 dolarami w kieszeni ruszyli do Hiszpanii i Portugalii, dziś mają niewielkie firmy budowlane i mogą pozwolić sobie na dobry wypoczynek oraz na zapłacenie czesnego za naukę dzieci na uniwersytetach. Dzieje się tak dlatego, że w społeczeństwach w których kierują „dorośli” istnieją określone ramy kompetencji i odpowiedzialności.
Rozpad Związku Sowieckiego Ukraińcy przyjęli nie jako szansę zbudowania swojego nowego, wolnego, demokratycznego państwa, a jako możliwość życia w warunkach pełnej wolności, bez jakichkolwiek ograniczeń ze strony państwa. Ogłaszając ZSRR imperium, a jego władzę zbrodniczą, Ukraińcy zaczęli „dziecinnie” gospodarzyć w swoim państwie. Nie chciałbym być posądzonym o sympatię do ZSRR. Nie znajdziecie jej u mnie. Ale wraz z rozpadem ZSRR wytworzyła się sytuacja, gdy po śmierci rodziców, dzieci, oceniwszy wielkość spadku, uznały, że nie można go porównać z majątkami innych ludzi. Zamiast przejęcia istniejących stabilnych wzorców, dzieci zaczęły gospodarzyć po swojemu, próbując wynaleźć od nowa koło i doprowadzając instytucje władzy państwowej do karykaturalnego poziomu.
Wiadomo, że dzieci nie mają poczucia odpowiedzialności, szczególnie za innych. Dlatego niezależna Ukraina dość łatwo pozbyła się zobowiązań w dziedzinie zabezpieczeń społecznych i pozostawiła swych obywateli samych sobie. Zamiast skoncentrować się na rozwiązywaniu aktualnych kwestii ekonomicznych i socjalnych, społeczeństwu stale podrzuca się sprzeczne historyczne i językowo-kulturowe tematy. Obywatelom kraju wmówiono, że bez przyjęcia „jedynie właściwej” historii i całkowitej dominacji języka ukraińskiego na całym terenie państwa z konieczną rustykalną komponentą u podstaw narodowej kultury, Ukraina nie zrealizuje się jako państwo. Podczas kiedy słuchaliśmy rytualnego bicia dzwonów, dorośli panowie i panie rozgrabili cały sierocy majątek i puścili nieszczęśników z torbami po świecie. Od czasu do czasu, głównie przed wyborami, społeczeństwu ponownie podrzuca się głośne tematy historyczne, a tymczasem rządy złodziejskich krewnych trwają nadal. Historia okazała się czynnikiem najbardziej mobilizującym, po prostu czynnikiem nie do przegrania w walce o utrzymanie władzy.
Gra w przegrane
Z czasem okazało się, że tak naprawdę, sowieccy rodzice nie umarli i wciąż pozostają nieopodal. Przepoczwarzyli się w nową państwową i ekonomiczną elitę. Na Ukrainie zapanował system oligarchiczny. Losy całego państwa znalazły się w rękach kilkudziesięciu cynicznych i bajecznie bogatych ludzi. Jedyne, co mogło by uratować Ukraińców – to wewnętrzne antagonizmy w klanach bogaczy. Ale nie stało się tak, jak można było sobie wymarzyć. Rozpoczęła się gra na życie i śmierć pomiędzy rosyjskimi i ukraińskimi oligarchami. W Rosji, dzięki olbrzymim zasobom naturalnym, odbyło się złączenie władzy państwowej i wielkiego kapitału. Kiedy proces ten powiódł się ostatecznie, Rosja gwałtownie zmieniła swoją politykę względem Ukrainy. Zastosowano nie tylko energetyczny szantaż, ale i totalny atak ideologiczny pod przykrywką tworzenia jedynego poglądu na naszą wspólną przeszłość historyczną i przepychanie idei „russkiego miru” (ruskiego świata – red.).
Przy pomocy widocznych znaków-wytrychów, takich jak „wielka wojna ojczyźniana” i „zwycięstwo nad faszyzmem”, Rosja zaczęła znaczyć swój teren. Okazuje się, że przez lata niezależności Ukraińcom, chociaż połowiczne, udało się jednak odejść od sowieckiego kanonu historycznego. Jednak nowy ukraiński kanon nie odznaczał się szczególną pieczołowitością i porządkiem. Charakteryzują go antysowieckość i nacjonalizm według wzorca lat 30-40 XX wieku.
Polityka historyczna forsowana przez najbardziej „proukraińskiego” prezydenta Wiktora Juszczenkę była dziecięco naiwna, a w niektórych wypadkach nawet nieprawdziwa. Wiktor Juszczenko, jako prawdziwy narodowy neofita, uważał, że historię można „przepisać” podpisując odpowiednie ustawy prezydenckie. Wydawało mu się, że gdy świat dowie się o tragicznym losie Ukraińców, zaraz ich polubi i przyjmie do swego grona. Naturalnie, stałe podkreślanie antysowieckiego ukierunkowania konceptu politycznego nie mogło nie doprowadzić do konfliktu z Rosją, która akurat weszła w etap odbudowy swojego imperium. Polityka pamięci Wiktora Juszczenki nie mogła nie podgrzać konfliktów w społeczeństwie ukraińskim. Coraz bardziej rozdzielała je i czyniła podatnym na manipulacje wszelkiej maści technologów od polityki.
Taka polityka nie mogła być na dłuższą metę tolerowana przez sąsiadów Ukrainy. Gloryfikacja Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, które Polacy uważają za organizacje zbrodnicze i terrorystyczne, nie sprzyjało ustaleniu dobrych stosunków z najbliższym państwem członkowskim UE. Nie pomogła tu nawet jedność poglądów prezydentów Kaczyńskiego i Juszczenki co do putinowskiej Rosji. Ze strony Polski rozległy się głosy protestu przeciwko przyznaniu tytułu bohatera Ukrainy zarówno Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi, jak i gloryfikacji UPA, która przyczyniła się do mordów na ludności polskiej na Wołyniu latem 1943 roku. Ukraińcy nie ustają w tłumaczeniach, że mają swoją prawdę, swoich bohaterów i sąsiedzi nie mają co się wtrącać w ich politykę wewnętrzną.
I tu znów mamy przykład dziecinnego podejścia Ukraińców do współczesnego świata. Przez długi czas udawało im się „nie zauważać”, że we współczesnym cywilizowanym świecie istnieją ostre kontrasty. Współczesny świat uważa za absolutne zło nazizm, faszyzm, Trzecią Rzeszę, SS, Wermacht i zbrodnie przeciw ludzkości w czasach II wojny światowej. Rzeczy te nie podlegają dyskusjom i nie jest przyjęte doszukiwanie się w nich wyjątków. Dlatego nikt z odpowiedzialnych europejczyków nie rozumie „dziecinnych wybryków” zachodnich Ukraińców, czynionych przez nich „u siebie w domu” na „swej, danej przez Boga ziemi”.
Mowa tu o gloryfikacji dywizji SS Galicja, ustawianie pomników, tablic pamiątkowych, zmianie nazw ulic. Żaden odpowiedzialny polityk niemiecki nie zrozumie, jak można dzisiaj pośmiertnie nagradzać najwyższym odznaczeniem państwowym Hauptmana Wermachtu. Przy tym znów naiwnie można udawać, że został nagrodzony nie za służbę w Wermachcie i pacyfikacje ludności Białorusi, ale za to, że był dowódcą UPA.
Z zasady prowadząc taką politykę pamięci, jej inicjatorzy próbują ukryć niektóre skróty i przekładają na język ukraiński ustalone nazwy niemieckie. Przypomina to bardziej zabawę w chowanego, aniżeli działania osoby odpowiedzialnej. Usuwanie skrótu SS z nazwy dywizji Galicja nie zmieni jej sensu. Jak nie zmieni sensu przekład nazwy batalionu „Nachtigal” na ukraińskiego „Słowika”. Nikt na świecie nie będzie słuchał dziecięcego bełkotu, że nasza SS – to nie ta SS, gdzie służyli aryjczycy, a trochę inna. Jeśli nikt tego nie zrozumie, po co to robić? Dlatego, żeby uczcić pamięć młodych ludzi, którzy w sytuacji bez wyjścia, nie mając nadziei na przyszłość, jednak zdecydowali się wziąć broń do ręki i mieli nadzieję, że stanie się cud i sytuacja zmieni się na ich korzyść? Tak, ale tu wystarczy pamięć społeczna, nie trzeba głośnych fanfar i uroczystości na poziomie państwowym.
Jeszcze dwa aspekty chciałoby się poruszyć w tym artykule. Pierwszy dotyczy różnicy pomiędzy uczczeniem pamięci poległych na poziomie społecznym i państwowym. Inną rzeczą jest, gdy Studenckie Bractwo pod koniec lat 80. XX wieku postanowiło uporządkować pole bitwy pod Brodami, gdzie Dywizja SS Galicja walczyła z Armią Czerwoną, a zupełnie inną – gdy na poziomie państwowym tworzy się pompatyczny panteon dla niechby nawet ukraińskich, ale jednak SS-manów. Inną rzeczą jest uczczenie UPA, która walczyła o niezależną Ukrainę i zupełnie inną – stawianie pomnika w Równem Klimowi Sawurowi – osobie odpowiedzialnej za ludobójstwo Polaków na Wołyniu. Przenosząc wszystkie akcje na poziom państwowej polityki historycznej, trzeba pamiętać o odpowiedzialności za swoje czyny.
Drugi aspekt dotyczy nowej tendencji w niemieckiej polityce historycznej. Od niedawna eksperci zauważyli, że Niemcy są zmęczeni samodzielnym niesieniem ciężaru odpowiedzialności za zbrodnie nazizmu. Tu i ówdzie pojawiają się publikacje i filmy, w których Niemcy sygnalizują światu, że w tej haniebnej sprawie nie byli osamotnieni, a mieli wiernych pomocników. Coraz częściej jako pomocnicy wymieniani są Ukraińcy. Mówią, że bez ich pomocy Niemcy nie mogli by uporać się z takim zakresem „pracy”. Co na to Ukraińcy? Oczywiście, są oburzeni. Ukraińcom nie podoba się postać ukraińskiego policjanta w filmie „Nasze matki, nasi ojcowie”. Na różnych forach, w sieciach społecznych odbywają się zaciekłe dyskusje, gdzie przytaczane są ważkie argumenty, że zbrodniczy system nazistowski na nasze ziemie przynieśli Niemcy, że wszystkim sterował nazistowski system ideologiczny, a Ukraińcy jedynie ze względu na możliwość przeżycia godzili się na współpracę.
Wszystkim tym argumentom można byłoby uwierzyć, gdyby nasza rzeczywistość im nie przeczyła. Nie jest tajemnicą, że niegdysiejsza SNPU (Socjal-Nacjonalistyczna Partia Ukrainy – red), obecnie OZ „Swoboda”, w zewnętrznej atrybutyce wzoruje się na NSDAP. Tak samo, nie trzeba zagłębiać się w literaturę specjalistyczną, żeby zobaczyć bezpośrednie analogie w przebiegu „Święta bohaterów” z nazistowskimi defiladami z okresu Trzeciej Rzeszy. Pochód z pochodniami na cześć bohaterów Krut we Lwowie, a obecnie i w Kijowie, może służyć za wspaniałą ilustrację podobnych pochodów w nazistowskich Niemczech. Szczytem tej „polityki historycznej” jest „święto haftowanych koszul”, będące naprawdę pochodem pod nazistowskimi runami na cześć dywizji SS Galicja. Młodzież kroczy w nim pod nazistowskimi symbolami, przedstawionymi na plakatach z portretami oficerów SS skandując „Galicja – dywizja bohaterów!” i „Sława narodowi! Śmierć wrogom!”. Pozostaje pytanie – kim są ci wrogowie? Czy nie mogliby organizatorzy pochodu bardziej precyzyjnie określić ich koło? Bo nazistowska symbolika i sama formacja, którą czczą, jakoś jednoznacznie kojarzy się z Trzecią Rzeszą.
Nie pozostają w tyle władze trzech galicyjskich województw, które na wyścigi spieszą ogłosić 8 maja dniem żałoby ofiar II wojny światowej. Znów nasuwa się analogia z Niemcami. Cały świat 8 maja obchodzi święto zwycięstwa nad nazizmem, a jedynie ci, którzy byli po stronie narodowego socjalizmu – „dzień pamięci”. Co chcą tym zademonstrować rady miejskie, rekrutujące w swojej większości z organizacji „Swoboda”? Że Ukraina była satelitą faszystowskich Niemiec? Naturalnie musimy całkowicie odciąć się od obchodów stalinowskiego „dnia zwycięstwa”, ale po co od razu pchać głowę w pętlę niemieckich zbrodniarzy?
Mimo wszystko, dziwna jest ta „dziecinada” współczesnych ukraińskich radykalnych nacjonalistów. Z jednej strony, można ich zrozumieć: pragną przyjść do władzy i wykorzystując całość historycznych dekoracji, zmobilizować elektorat. Z drugiej strony wynika kwestia: a co to za elektorat, któremu można dogodzić uczczeniem dywizji SS, formacji Wermachtu i wykorzystaniem nazistowskiej symboliki? Na razie układa się to w taką sobie grę w przegrane, w której wszyscy znajdują korzyść. Niemcy mają z kim podzielić się odpowiedzialnością za dokonane zbrodnie, a Rosjanie otrzymują wspaniałe pole do dalszej „walki z nazizmem”. Proces trwa.
Wasyl Rasewycz
„Kurier Galicyjski”
Ukraińska wersja artykułu ukazała się na lwowskim portalu zaxid.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz