wtorek, 22 października 2019

Wykład Stanisława Srokowskiego



Zdradzają, fałszują i oszukują

Nie było w dziejach Rzeczypospolitej, ani chyba w nowoczesnej historii Europy, tak straszliwej zbrodni, jak ta, której dokonały: Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińska Powstańcza Armia w latach 1939-1947. Zbliża się właśnie 70-ta rocznica tego haniebnego czynu, wedle międzynarodowych norm prawnych zwanego ludobójstwem. Akty ludobójstwa zaczęły się już we wrześniu 1939 r. wymordowaniem przez Ukraińców polskiej ludności we wsi Sławentyn w powiecie Podhajce, woj. Tarnopol, trwały przez następny okres, osiągając apogeum w latach 1943 – 1944, a skończyły się na ziemiach polskich dopiero w 1947 r.
Najczęściej historycy wspominają dzień 11 lipca 1943 r., krwawą niedzielę, jako jeden z najbardziej krwawych dni w ukraińskich rzeziach na ziemi wołyńskiej. Podkreślmy to. Na ziemi wołyńskiej. Bo takie same rzezie trwają nadal. Na Podolu i Pokuciu. I na innych ziemiach też. Ale wtedy – wedle badań - 11 lipca zostało wymordowanych 99 miejscowości, a ofiarami stało się kilkanaście tysięcy Polaków, w tym kapłani, zakonnice, kobiety, dzieci, starcy. Kolejne lata przyniosły dziesiątki tysięcy nowych zamordowanych. Ofiarami tej zbrodni zostali nie tylko Polacy ( ok. 200 tyś.), ale też Żydzi, Ormianie, Czesi i sami Ukraińcy, którzy ratowali polskich sąsiadów.
A ratujących było wielu. To im, owym dzielnym, sprawiedliwym Ukraińcom należy się cześć i chwała, ponieważ zachowali się bohatersko. Tymczasem dzisiaj nie ich pamięć się czci na Ukrainie, a morderców w postaci Stepana Bandery, Szuchewycza, Kłaczkiwskiego, Łebed’ia, czy Dywizji SS Galizien. Im stawia się pomniki i ich imiona stanowią symbole wolnej Ukrainy.
Ale spójrzmy, co się dzieje w naszej tak tragicznie doświadczonej Ojczyźnie. Wydawać by się mogło, że w normalnym kraju, obchody takiej rocznicy, jak 70-lecie zbrodni i oddanie należytego hołdu, z godnością, polskim ofiarom powinien przygotować z najwyższa starannością wraz ze środowiskami kresowymi polski rząd. Ale polski rząd nie czyni tego. Nie czyni tego też prezydent. Udowodniają w ten sposób, że nie chcą mieć nic wspólnego z Kresowianami, a więc i z własną historią.
Zachowują się tak, jakby gardzili własnym narodem. Bo Polacy mieszkający na Kresach to własny naród. Nie baczą na to, że aktualnie żyje Kresowian i ich potomków w III RP ok. 6 mil. Nie baczą na to, że Kresy stanowiły bastion polskiej nauki i kultury. To rządu, ani prezydenta nie obchodzi. Choć powinno obchodzić, bo to obywatele Rzeczypospolitej na Kresach wnosili do nauki i kultury narodowej i europejskiej ogromny wkład. Gdyby jednak nawet nie brać pod uwagę Kresowian, to poważne i godne uroczystości należą się wszystkim Polakom, bo to kawał polskiej historii.
W tej sytuacji Kresowianie sami powołali Komitet Społeczny, który skromnie, bo skromnie, przygotowuje w Warszawie na miarę swoich możliwości własne uroczystości. Z komunikatów, jakie do mnie docierają, wynika, że ani rząd, ani prezydent nie kwapią się, by choćby po części pomóc tym dzielnym ludziom.
Oto co piszą najbardziej zaangażowane w tę sprawę dwie panie z Komitetu Społecznego, red. Ewa Szakalicka i dyr. Aleksandra Biniszewska:
21 maja br. przedstawiciele Muzeum Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oraz Federacji Organizacji Kresowych spotkali się z przedstawicielem Kancelarii Prezydenta RP, prof. Tomaszem Nałęczem. Tematem spotkania było omówienie możliwości zorganizowania wspólnych obchodów rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Władze państwowe kategorycznie odrzuciły warianty zorganizowania wspólnych obchodów z organizacjami pozarządowymi. ROPWiM (Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa) planuje uroczystości rządowe z udziałem prezydenta 11 lipca 2013 r. na Skwerze Wołyńskim w Warszawie. Będzie to odsłonięcie pomnika i msza polowa. Władze nie wyraziły zainteresowania udziałem rodzin ofiar. Obowiązuje dowolność, kto chce, może uczestniczyć. Prawdopodobnie godziny uroczystości prezydenckich nie będą kolidowały z naszym programem
Mamy do czynienia z sytuacją kompletnie paradoksalną. Rząd poprzez swoje agendy niby coś robi, ale specjalnie się Kresowiakami nie przejmuje. Przyjdą to dobrze, nie przyjdą, też dobrze. Ale pytanie brzmi inne. Skoro jednak rząd coś robi, dlaczego nie chce uczynić tego razem z organizacjami kresowymi? Boi się ich? Nie ufa im? Jeśli tak jest, to komu w końcu zaufa, jeśli nie najbardziej dotkniętym i zainteresowanym?! Rząd się więc odciął od Kresowian.
W tej sytuacji, jak się rzekło, Komitet Społeczny podjął się samodzielnie coś przygotować, nie mając ani środków, ani wielkich możliwości organizacyjnych. W dalszej części wspomnianego komunikatu czytamy:
Nasz program: Msza Św. na Pl. Trzech Krzyży z udziałem rodzin ofiar, organizacji pozarządowych, parlamentarzystów i samorządowców, Marsz Pamięci i Koncert Pamięci; zostały określone jako obchody społeczne, obywatelskie. Nad obchodami 70. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej prezydent nie obejmie patronatu.
I to jest skandal. By prezydent Rzeczypospolitej odrzucił prośbę Kresowian o objęcie i tak z wielkim trudem organizowanych uroczystości, tego się nie da już racjonalnie w żaden sposób wytłumaczyć. To pogarda dla własnego narodu, kpina z ofiar, brak nie tylko kultury, ale zwykłego szacunku dla kilkuset tysięcy, często bezimiennych ofiar, które nawet swego krzyża nie mają, a nieraz I grobu własnego i nie wiadomo, gdzie są pochowane. A nie mają, bo państwo polskie nie dba o swoich obywateli. Nie stara się, by choćby po latach mieli swoje mogiły, znaki identyfikacyjne, symbole, tak, jak czynią to inne państwa.
W takiej sytuacji zachowanie prezydenta jest po prostu podłe. Niegodne głowy państwa. Nie tłumaczą tego żadne racje międzynarodowe, co słusznie zauważają organizatorki z Komitetu Społecznego, pisząc:
Nasze zdumienie wywołał fakt, że zdaniem doradcy prezydenta, najważniejsze jest stowarzyszenie się Ukrainy z Unią Europejską, zaś do ziem wschodnich nie mamy żadnego prawa, bo tam ludność miejscowa była niepolska... (sic!), a Żydów mordowali tylko Niemcy, a nie Ukraińcy. Temu podobnych kompromitujących stwierdzeń można by jeszcze mnożyć.
Istotnie, były komunistyczny funkcjonariusz, a obecny doradca prezydenta, nie tylko nie zna historii i plecie bzdury, ale obraża swoich rodaków. Po takich słowach powinien być zmieciony ze sceny politycznej, a on bryluje w programach radiowych i telewizyjnych. Dalej organizatorki powiadają: Zostaliśmy poinformowani, że Sejm RP decyzją partii rządzących PO i PSL nie przyjmie uchwały o ustanowieniu 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Ponadto kolejny raz zdecydowanie odradzano nam zorganizowanie Marszu Pamięci.
Zadziwiające stanowisko. Po pierwsze, jak to możliwe, by Kancelaria prezydenta decydowała, co Sejm przyjmie, albo czego nie przyjmie. A po drugie, co to znaczy odradzanie Marszu Pamięci? To brutalne pogwałcenie podstawowego prawa do swobody manifestowania swoich przekonań i uczuć. Ale idźmy dalej. Na spotkanie z przedstawicielami Kresowian przychodzi doradca prezydenta.
Jednak na spotkanie z przedstawicielem mniejszości ukraińskiej w Polsce przychodzi sam prezydent. To jedno już świadczy, co dla niego jest ważniejsze, Polacy, czy Ukraińcy, Polska, czy Ukraina. Trudno sobie wyobrazić, by w innym szanującym się kraju prezydent tak ignorował własny naród. Dodatkowego smaczku temu spotkaniu dodaje fakt, jak donoszą agencje, że prezydent Bronisław Komorowski spotkał się z synem członka zbrodniczych OUN/UPA, Myronem Syczem i z nim omawiał sprawy związane z obchodami 70. rocznicy, jak eufemistycznie napisano w komunikacie, "tragedii wołyńskiej". W spotkaniu wzięli także udział dwaj ministrowie prezydenta. A więc z Ukraińcami taką rangę nadaje spotkaniu prezydent, zaś dla Kresowian nie ma czasu.
Tak się zachowują zdrajcy. A więc nie tylko rząd i prezydent odcinają się od swojego narodu, ale i Sejm. Też nas zdradza. Też gardzi Polakami. I cóż w takiej sytuacji pozostaje? Organizatorki powiadają: W tej sytuacji pozostaje nam konsekwentne trzymanie się programu, jak najliczniejsze uczestnictwo w uroczystościach społecznych i przystąpienie, jako stowarzyszenia kresowe do Społecznego Komitetu Organizacyjnego Obchodów Rocznicy 11 Lipca.
Na marginesie tych uwag, pragnę jednoznacznie pokreślić, jako Kresowianin, że uważam za niewłaściwą formułę, którą lansują media: Dzień Pamięci Męczeństwa, a przyjmują ją bezkrytycznie także niektóre środowiska kresowe . Oczywiście, że było to męczeństwo i to jedno z najokrutniejszych, bowiem ludzie umierali w straszliwych cierpieniach. Ale przede wszystkim było to ludobójstwo. Bo Ukraińcy mordowali Polaków dlatego, że byli Polakami. I to się kwalifikuje, powtórzmy to, w prawie międzynarodowym, jako ludobójstwo. Rzeczy należy nazywać po imieniu. Już kilkakrotnie na tych łamach przypominałem, że najwłaściwsza formuła dla nadchodzących uroczystości powinna brzmieć: 11 Lipca Dniem Pamięci o Ludobójstwie dokonanym przez OUN/UPA na Kresach. Bo każda inna deformuje zafałszowuje rzeczywistość.
Z jednej strony wiemy więc już, że Sejm nie chce podjąć odpowiedniej uchwały, a z drugiej dowiaduję się z "Naszego Dziennika", że jednak trwają prace Sejmowej Komisji Kultury, która rozpatrywała niedawno sprawozdanie podkomisji nadzwyczajnej na temat poselskich projektów uchwał w sprawie uczczenia męczeństwa Kresowian na Wołyniu i ustanowienia 11 lipca dniem ich pamięci. Być może sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Po co więc te sprzeczne sygnały? By zrobić Polakom mętlik w głowach. By sami już nie wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. Siedmioosobowe gremium, z przewagą posłów Platformy, słowo „ludobójstwo” zastąpiło sformułowaniem „czystki etniczne o znamionach ludobójstwa”.
A więc posłowie koalicji wymyślają jakieś karłowate wygibasy w rodzaju „znamiona ludobójstwa”, byle by tylko nie użyć jedynego, właściwego i oddającego istotę rzeczy terminu „ludobójstwo”. Na dodatek obłuda w tym względzie posłanki PO, przewodniczącej Komisji, Iwony Śledzińskiej Katarasińskiej sięga szczytów, bowiem oto jak ona uzasadnia taką poczwarę językową: „…czystki etniczne o znamionach ludobójstwa jest precyzyjne”. Słyszysz, Drogi Czytelniku?!
Potworek językowy jest precyzyjny. W sukurs posłance PO przychodzi Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które zajęło zniechęcające stanowisko w sprawie uchwały. Dowiadujemy się też, że Andrzej Kunert, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, „rozwodził się nad potrzebą utrzymania z Ukraińcami „kruchej równowagi”.
Strach przed Ukraińcami paraliżuje polskiego prezydenta, premiera, Sejm i pana Kunerta. Oczywiście, ubierają to w polityczną frazeologię. Ale jakoś nie dbają, by ta „krucha równowaga” dotyczyła także strony ukraińskiej, która nie liczy się z polską wrażliwością, tylko czci swoich herosów, którzy wymordowali setki tysięcy Polaków i stawia im, jak już wspomniałem, setki pomników, popiersi, tablic pamiątkowych i uczy w szkołach, jak wielką odwagą oni się odznaczali, ścinając siekierami polskie głowy. Na czym więc opiera się ta „krucha równowaga”?!
Na tym, że dziś niemal cała zachodnia Ukraina tonie wśród symboli OUN i UPA, a w Polsce nie można powiedzieć prawdy, co się na Kresach stało. A może na tym, że we Lwowie, Stanisławowie, Łucku i Tarnopolu zbierają się w pochodach co kilka tygodni tysiące młodych ludzi i rozwijają nad sobą sztandary morderców, którzy znęcali się nad polskimi dziećmi, a my nie możemy zorganizować wspólnie z instytucjami rządowymi jednego Komitetu Organizacyjnego.
Jakoś w głowie pana Kunerta nie błyśnie myśl, by się pochylić nad ideą wybudowania w III RP Muzeum Kresowego, utworzenia Katedry Kresowej, czy postawienia choćby okazałego pomnika oddającego hołd polskim ofiarom w środku stolicy Polski. Gdzież więc jest ta „krucha równowaga”, Panie ministrze?
Jakże fałszywie brzmią frazy o rewanżu strony ukraińskiej na polskie zamiary, w kontekście faktów dokonanych, przed którymi strona ukraińska stawia Polaków. Mam na myśli wypowiedź pana Kunerta, który chyba z drżeniem w głosie musiał mówić: Kiedy rozeszła się kilka miesięcy temu wiadomość, że będziemy budować w Warszawie miejsce upamiętnienia ofiar zbrodni wołyńskiej, zaczęły się głosy strony ukraińskiej, które zwracały nam uwagę – że jeżeli wy, Polacy, chcecie w stolicy Polski wykuć w granicie nazwy 2,5 tys. miejscowości z 7 województw wschodnich II RP, w których dokonano masowych mordów, to my odpowiemy po swojej stronie granicy tym samym. I pan Kunert tak się wystraszył, że słowa już pewnie nie piśnie. Oto jakich dzielnych mamy przywódców.
Żeby było ciekawiej dodam informację, która dopiero co do mnie dotarła, że – jak pisze GPC – Ukraińscy robotnicy pracujący przy budowaniu Polskiego Cmentarza Wojennego w Kijowie-Bykowni, zabetonowali w ub. roku siedem skrzyń z ludzkimi szczątkami. Najprawdopodobniej znajdowały się wśród nich także kości Polaków zamordowanych przez NKWD.
Do skandalu doszło pomimo sprzeciwu polskich archeologów i – jak twierdzą pracownicy Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – przy całkowitej bierności jej szefa, Andrzeja Kunerta. Oto postawa godna polskiego ministra! Jak nie podciąć nogi Kresowianom, to zamknąć oczy na haniebne czyny ukraińskich pracowników. W imię czego? Też „kruchej równowagi”?
Komuś wyraźnie zależy na tym, by rzeczywistość deformować i fałszować i Komu? Wrogom narodu, zaprzańcom, niegodziwcom i tchórzom. Nawiasem mówiąc, wobec takich faktów, Kresowianie czują się, jakby żyli w obcym, wrogim sobie państwie, w którym się ich nie tylko ignoruje, ale się też nimi pogardza.
Co zaś do dokładniejszego programu Społecznego Komitetu Organizacyjnego, to na dzień dzisiejszy przebieg uroczystości będzie wyglądała następująco:
  • 12:00 Msza Św. w kościele pod wezwaniem św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży w Warszawie.
  • 13:30 Marsz Pamięci z Pl. Trzech Krzyży, ul. Nowym Światem, ul. Krakowskim Przedmieściem do Domu Polonii.
  • 14:30 Złożenie kwiatów pod tablicą pamiątkową umieszczoną na Domu Polonii ul. Krakowskie Przedmieście 64, przemówienia okolicznościowe, zaprezentowanie stowarzyszeń kresowych, zaproszenie do udziału w imprezach towarzyszących.
  • 16:00 Koncert Pamięci – prezentacja multimedialna Ewy Siemaszko oraz oratorium "Kres Kresów..." Krzesimira Dębskiego – Plac Zamkowy. Tłem dla wykonania dzieła muzycznego będzie inscenizacja stworzona z przedwojennych fotografii Polaków, którzy w 1943 roku zostali pomordowani na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. W ten sposób, jak piszą organizatorzy, pragniemy ożywić pamięć o ofiarach.
  • 17:30 zakończenie oficjalnych obchodów w Warszawie na Placu Zamkowym.
Jak na razie, tak to wygląda. Ale czy tak zostanie, zobaczymy. Ważne, by Polacy potrafili godnie czcić ofiary strasznych zbrodni. I by zbrodnie te nigdy się nie powtórzyły. By tak się stało, musi być powiedziana cała prawda. I w oparciu o tę prawdę budujmy przyjazne stosunki z Ukrainą.

- - -
Tekst publikowany w "Warszawskiej Gazecie"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz