wtorek, 7 kwietnia 2020

Pieńki Borowieckie, gmina Derażne – kolonia polsko-ukraińska

Zbrodnie w Derażnem – Wikipedia, wolna encyklopedia



Pieńki Borowieckie, gmina Derażne – kolonia polsko-ukraińska. Jesienią 1942 r. Tomasz Krzemionowski próbował wraz ze znajomymi uruchomić nocą zamknięty przez Niemców młyn, by zemleć trochę mąki na święta. Zostali przyłapani przez ukraińskich policjantów w służbie niemieckiej. Bito ich i wpędzano do lodowatej rzeki. „W którymś momencie – pisze Helena Krzemionowska-Łowkis – ojciec usłyszał: Tomasz? Okazało się, że jeden z milicjantów to jego były dobry kolega. Wrzeszcząc głośno wpędził go w ciemne krzaki i po cichu kazał szybko uciekać. Darował ojcu tym razem życie [...] obolały i zmarznięty niemal czołgał się do domu”. W marcu 1943 r. upowcy napadli na dom Bazylego Romaniuka. Jego syn Mikołaj, ratując się ucieczką, spłoszył napastników; w obawie, że sprowadzi pomoc, poprzestali na rabunku. „Mikołaj był pewien, że bandyci go szukają, więc nie mógł wracać do domu. Teraz poszedł do oddalonego chutoru, do zaprzyjaźnionych Ukraińców. Otworzyła mu młoda gospodyni. Opowiedział, co się stało, i poprosił, by go gdzieś ukryła. Szybko uniosła wejście do piwniczki w kuchennej podłodze, gdzie Mikołaj zszedł. Przykryła chodnikiem. Wkrótce usłyszał zajeżdżające przed dom wozy i głos jej męża, który wołał żonę, by pomogła, bo przywiózł zboże zabrane Lachom, a musi prędko jechać dalej, do następnych. Mikołaj, zdrętwiały z przerażenia, bezradnie czekał w pułapce, co dalej nastąpi. Mężczyźni odjechali. Kobieta nie zdradziła jego obecności”. Po tym zdarzeniu Romaniukowie postanowili wyjechać do Orżewa w sąsiednim powiecie rówieńskim. Po drodze uciekinierzy zostali znów napadnięci, tym razem kilka osób zabito. Reszta rodziny zdołała dotrzeć do Orżewa. Zaopiekował się nimi Ukrainiec Wołodymyr z pobliskiej Olchówki, który już wcześniej dawał schronienie Stramskim, krewnym Romaniuków. „Wołodymyr był mądrym, dobrym człowiekiem. Sam pobudował szkołę, w której też mieszkał. Przechowywał Stramskich w złe noce. Teraz wspomagał liczną polską rodzinę, narażając się banderowcom. Po którymś powrocie z Orżewa zastał kartkę na drzwiach szkoły. Ktoś napisał, że jeśli nie zaprzestanie pomagać Lachom, to sam zginie. Nie mógł dalej narażać życia”.

Źródło: H. Krzemionowska-Łowkis, Wołyń – opowieści prawdziwe..., s. 49–53.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz