niedziela, 22 grudnia 2019

Ihrowica, gmina Ihrowica – wieś z przewagą ludności ukraińskiej nad polską, licząca 2800 mieszkańców. 24 grudnia 1944 r. upowcy zamordowali ponad 80 Polaków.




Ilustracja



Kazimiera Białowąs, wówczas 17-letnia, wspomina, jak wraz z sąsiadkami zastanawiały się, dokąd uciekać. „Pobiegłyśmy do sąsiadki Ukrainki [o nazwisku Kotuń, jak podano w innych relacjach], która chciała nas ukryć. Jednak dziewięciu osób nie sposób było schować w jednym mieszkaniu. Zaczęłyśmy wchodzić w różne kąty. Niektóre z nas uciekły w pole. Obie z Józią prosiłyśmy nasze matki, by uciekały razem z nami. Odmówiły kategorycznie i pozostały w tym ukraińskim domu. [...] Zdecydowałyśmy się, że pójdziemy do Obręczówki, do Ukrainki Tiutiunnyk. U niej zastałyśmy już Polaków, z którymi przeczekałyśmy do rana. [...] wróciłyśmy do swoich domów, których już nie było. [...] U sąsiadki na podwórku leżały zastrzelone: moja mama, mama Józi i staruszka Maria Nakonieczna. [...] Razem z Jadzią [siostra autorki] ruszyłyśmy do Tarnopola. Gdy doszłyśmy do Iwaczowa, było już ciemno. Wstąpiłyśmy do znajomej Ukrainki. Poczęstowała nas mlekiem i chlebem, i zaproponowała nocleg. Jednak nie mogłyśmy spać i przepłakałyśmy całą noc. Rano pani Maria dała nam śniadanie i życzyła, żebyśmy dotarły szczęśliwie do Tarnopola”. Rodzice Jana Białowąsa o przydomku „Kęs” ukrywali się podczas napadu u sąsiada Ukraińca, Mikołaja Hołyka. 10 stycznia 1945 r. wyjechali do Tarnopola. Halina Konopka-Białowąs wspomina z wdzięcznością tę samą ukraińską rodzinę. „Przez długi czas, może dwa lata, nie spaliśmy w domu, lecz po różnych kryjówkach, a głównie na strychu Ukraińca, Mikołaja Hołyka. W 1944 r. była u nas jakaś rodzina z Wołynia. W dzień wigilijny spodziewaliśmy się, że może zdarzyć się coś złego. Przyszła do nas sąsiadka, Anna Hołyk, na Wigilię. Gdy zasiedliśmy do stołu, usłyszeliśmy nagle strzały i zobaczyliśmy łunę pożarów. Zabrałam obrus razem z jedzeniem, po czym uciekliśmy do sąsiadów”. W styczniu 1945 r. Stefania Syroka i jej sąsiadka Józefa Barylska powróciły do Ihrowicy w poszukiwaniu żywności. Po drodze z jeszcze jedną Polką nocowały u są- 150 siadów Ukraińców. „Nocą przyszli banderowcy – pisze Jan Białowąs, krewny Syroki. – Powyciągali ich spod łóżek i dowódca bandy wydał wyrok – kara śmierci za to, że śmiały tu przyjść. [...] Gospodarze prosili o litość dla swoich sąsiadek, wyliczając ich cechy dobrosąsiedzkie. Ciocia z dwiema Polkami klęczała przed oprawcami, prosząc o darowanie życia. [...] Nagle do mieszkania wszedł banderowiec, stojący dotąd w sieni. Stwierdził, że okolicznością łagodzącą dla cioci jest udzielenie pomocy – kilka miesięcy temu – dwóm Ukraińcom z Dywizji SS „Hałyczyna”. Uciekając przed wojskami radzieckimi przyszli do jej domu i prosili o pomoc. Ciocia ich nakarmiła i dała dwa ubrania cywilne swojego męża. Spełniając ich żądania, ratowa- ła życie sobie i córkom. Innego wyjścia nie miała. Fakt ten podziałał łagodząco na wyrok. Wyprowadzono i zamordowano tylko panią Burakowską Marcelę [...]. Cioci i Józi Barylskiej darowano życie, nakazując wyjechać z samego rana i więcej tu nie wracać”.

Źródło: Relacja Kazimiery Białowąs z Kanady, [w:] Jan Białowąs, Wspomnienia z Ihrowicy na Podolu. Banderowska rzeź ludności polskiej w Wigilię 1944 roku, b.m.w. 1997, s. 130; Relacja Haliny Konopki-Białowąs z Warszawy, ibidem, s. 139; Jan Białowąs, Byłem świadkiem, „Na rubieży” 1998, nr 26, s. 26–27.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz