sobota, 2 kwietnia 2016

Nowosielce, gmina Bortniki – wieś ze znaczną przewagą ludności ukraińskiej nad polską, licząca ok. 1400 mieszkańców. Ksiądz Roman Daca przeżył napad UPA w nocy z 28 na 29 września 1943 r. na swoją plebanię. Zginęła jego matka i gospodyni.



„Inni moi domownicy – pisze we wspomnieniach – których w tym czasie było wielu, a wśród nich Ukrainiec Fedio Kostyszyn, zostali pobici do nieprzytomności, za to jedynie, że nie zdradzili mojej kryjówki i nie wydali mnie. Fedio Kostyszyn z swoją nieodłączną siekierą skoro tylko nastąpił świt 29 wrześ- nia 1943 roku, opuchnięty i poraniony przez napastników rozpoczął poszukiwania, aby odnaleźć »jegomości – swojego ksiendza« ... w opustoszałej plebanii, pełnej gruzów, ogromnego zniszczenia i ograbionej doszczętnie, gdzie leżały zwłoki pomordowanych kobiet. Na ich widok wszyscy domownicy przerażeni rozpierzchli się w różne strony. Pozostał tylko on jeden Fedio Kostyszyn, mój służący. Zaczął mnie szukać wśród tych gruzów i rumowisk, pragnął uratować mnie nawet za cenę swego życia, bo chociaż Ukrainiec, to gdyby banderowcy się o tym dowiedzieli, nie ominęłaby go śmierć z ich rąk. Ten dobry i wierny, bohaterski sługa, z którym miałem również w czasie pracy i kłopoty, tym razem po tej tragicznej nocy wczesnym rankiem ze swoją nieodłączną siekierą odnałazł mnie ukrytego w schronie pod podłogą. Przy pomocy swej siekiery 165 podważył pokrywę i zastał mnie tam na wpół żywego, niezdolnego do żadnego ruchu, skostniałego, usmarowanego oślizłą mazią pleśni i cuchnącego błota”. Ksiądz Daca przywołuje też wcześniejsze momenty ze swego życia, kiedy zaznał życzliwości ze strony Ukraińców: „W pierwszych dniach wojny po 17 września 1939 roku, kiedy groziło mi niebezpieczeństwo z rąk ukraińskich nacjonalistów, bardzo mi pomógł, a wręcz ocalił życie dr Stefan Seniginowski – Ukrainiec z Chodorowa, narażając przy tym własne życie. W 1940 roku tenże lekarz Ukrainiec w niezwykle trudnych i prymitywnych warunkach operacyjnych uratował życie mej matki przeprowadzając transfuzję krwi, której byłem dawcą. [...] Bóg w swej niepojętej wszechmocy i miłosierdziu [...] ocalił mi kolejno życie tak- że rękami i czynem szlachetnego człowieka, jakim był Berezowski, ruski cerkiewny, diak obrządku greckokatolickiego w Nowosielcach, Ukrainiec. On to przechował mnie w swojej izbie, między pierzynami i poduszkami, gdy groziła mi śmierć z rąk faszystów ukraińskich. Działo się to latem 1942 roku. Podobnie zostałem ocalony w zimie pod koniec 1942 roku, gdy w nocy przejeżdża- łem przez ukraińską wieś Wierzbica. Zostałem nagle na drodze w środku wsi zatrzymany przez uzbrojony oddział Ukraińców. Był to prawdopodobnie miejscowy oddział UPA, któ- ry przeprowadzał nocne ćwiczenia. [...] na moim wozie znaleziono worek żyta [...] Wtedy było to działanie na szkodę państwa niemieckiego, przewożenie zboża groziło śmiercią, dowódca tego oddziału wydał na mnie wyrok śmierci w imieniu władzy niemieckiej. Miałem zostać rozstrzelany. [...] aż tu nagle wokół mnie zebrał się liczny tłum kobiet, dzieci chyba z całej wsi. Zaczęli głośno krzyczeć, płakać i wywoływać z szeregów po imieniu swoich mężów i synów i wszystkich stojących tam »Striłców«. Zaczę- li wołać: nie zabijajcie go jak psa, puśćcie wolno, to polski jegomość z Nowosielec, który leczył i ratował zdrowie i życie naszych dzieci i nam również. W oddziale nastąpiła konsternacja. Wykonanie wyroku odwołano. Puszczono mnie wolno. I o dziwo, ci co mieli mnie rozstrzelać dla mego osobistego bezpieczeństwa eskortowali mnie niemal pod samą plebanię. Żegnając mnie powiedziano, że mam szczęście i na drugi raz, abym był ostrożniejszy i nie pokazywał się w ich stronach”.

Źródło: ks. R. Daca, Byłem świadkiem (fragmenty wspomnień z 1985 r.), „Na rubieży” 2001, nr 52, s. 35–36. P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz