Nowosielce, gmina Bortniki – wieś ze znaczną przewagą ludności ukraińskiej
nad polską, licząca ok. 1400 mieszkańców.
Ksiądz Roman Daca przeżył napad UPA w nocy z 28 na 29 września 1943 r. na
swoją plebanię. Zginęła jego matka i gospodyni.
„Inni moi domownicy – pisze we
wspomnieniach – których w tym czasie było wielu, a wśród nich Ukrainiec Fedio Kostyszyn,
zostali pobici do nieprzytomności, za to jedynie, że nie zdradzili mojej kryjówki
i nie wydali mnie.
Fedio Kostyszyn z swoją nieodłączną siekierą skoro tylko nastąpił świt 29 wrześ-
nia 1943 roku, opuchnięty i poraniony przez napastników rozpoczął poszukiwania, aby
odnaleźć »jegomości – swojego ksiendza« ... w opustoszałej plebanii, pełnej gruzów,
ogromnego zniszczenia i ograbionej doszczętnie, gdzie leżały zwłoki pomordowanych
kobiet. Na ich widok wszyscy domownicy przerażeni rozpierzchli się w różne strony.
Pozostał tylko on jeden Fedio Kostyszyn, mój służący. Zaczął mnie szukać wśród tych
gruzów i rumowisk, pragnął uratować mnie nawet za cenę swego życia, bo chociaż
Ukrainiec, to gdyby banderowcy się o tym dowiedzieli, nie ominęłaby go śmierć z ich
rąk. Ten dobry i wierny, bohaterski sługa, z którym miałem również w czasie pracy
i kłopoty, tym razem po tej tragicznej nocy wczesnym rankiem ze swoją nieodłączną
siekierą odnałazł mnie ukrytego w schronie pod podłogą. Przy pomocy swej siekiery
165
podważył pokrywę i zastał mnie tam na wpół żywego, niezdolnego do żadnego ruchu,
skostniałego, usmarowanego oślizłą mazią pleśni i cuchnącego błota”.
Ksiądz Daca przywołuje też wcześniejsze momenty ze swego życia, kiedy zaznał
życzliwości ze strony Ukraińców:
„W pierwszych dniach wojny po 17 września 1939 roku, kiedy groziło mi niebezpieczeństwo
z rąk ukraińskich nacjonalistów, bardzo mi pomógł, a wręcz ocalił życie
dr Stefan Seniginowski – Ukrainiec z Chodorowa, narażając przy tym własne życie.
W 1940 roku tenże lekarz Ukrainiec w niezwykle trudnych i prymitywnych warunkach
operacyjnych uratował życie mej matki przeprowadzając transfuzję krwi, której
byłem dawcą. [...]
Bóg w swej niepojętej wszechmocy i miłosierdziu [...] ocalił mi kolejno życie tak-
że rękami i czynem szlachetnego człowieka, jakim był Berezowski, ruski cerkiewny,
diak obrządku greckokatolickiego w Nowosielcach, Ukrainiec. On to przechował
mnie w swojej izbie, między pierzynami i poduszkami, gdy groziła mi śmierć z rąk faszystów
ukraińskich. Działo się to latem 1942 roku.
Podobnie zostałem ocalony w zimie pod koniec 1942 roku, gdy w nocy przejeżdża-
łem przez ukraińską wieś Wierzbica. Zostałem nagle na drodze w środku wsi zatrzymany
przez uzbrojony oddział Ukraińców. Był to prawdopodobnie miejscowy oddział UPA, któ-
ry przeprowadzał nocne ćwiczenia. [...] na moim wozie znaleziono worek żyta [...] Wtedy
było to działanie na szkodę państwa niemieckiego, przewożenie zboża groziło śmiercią,
dowódca tego oddziału wydał na mnie wyrok śmierci w imieniu władzy niemieckiej.
Miałem zostać rozstrzelany. [...] aż tu nagle wokół mnie zebrał się liczny tłum kobiet,
dzieci chyba z całej wsi. Zaczęli głośno krzyczeć, płakać i wywoływać z szeregów
po imieniu swoich mężów i synów i wszystkich stojących tam »Striłców«. Zaczę-
li wołać: nie zabijajcie go jak psa, puśćcie wolno, to polski jegomość z Nowosielec,
który leczył i ratował zdrowie i życie naszych dzieci i nam również.
W oddziale nastąpiła konsternacja. Wykonanie wyroku odwołano. Puszczono mnie
wolno. I o dziwo, ci co mieli mnie rozstrzelać dla mego osobistego bezpieczeństwa
eskortowali mnie niemal pod samą plebanię. Żegnając mnie powiedziano, że mam
szczęście i na drugi raz, abym był ostrożniejszy i nie pokazywał się w ich stronach”.
Źródło: ks. R. Daca, Byłem świadkiem (fragmenty wspomnień z 1985 r.), „Na rubieży” 2001,
nr 52, s. 35–36.
P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz