piątek, 1 kwietnia 2016

Skorodyńce, gmina Byczkowce – wieś o znacznej przewadze ludności polskiej nad ukraińską, licząca ponad 1400 mieszkańców. 7 lipca 1941 r. banderowcy schwytali 9 Polaków i urządzili nad nimi sąd. Ośmiu z nich zamordowali.



Uratował się m.in. Stefan Bandura, prowadzony pod bronią przez dwóch banderowców. „Jeden z nich zatrzymał się przy moście – relacjonuje Antonina Sitko – i próbował zapalić papierosa. Drugi stał nieco dalej od nich. Stefan Bandura próbował mu przypalić papierosa, wtedy ten powiedział do niego: Uciekaj, Stefanie, w kukurydzę, bo my ciebie prowadzimy na śmierć. Ja będę do ciebie strzelał, ale ty się tego nie bój. [...] Skorzystał z tej rady i ocalił życie”. O próbie ocalenia innego z aresztowanych, Tomasza Chmieluka, pisze jego córka Stefania. „Ojciec ubrał się, a że czuł się niewinny, poszedł na to przesłuchanie. W tym samym czasie do naszego domu, ale drugimi drzwiami, wszedł sąsiad Ukrainiec – Ludwik Szczepański, który przyszedł uprzedzić ojca, by nie szedł na przesłuchanie, bo grozi mu śmierć. Niestety, było już o kilka minut za późno. […] Wyrok został wykonany tej nocy. […] Jeden z Ukraińców z Białej zakopał zwłoki i dał tylko znać o tym, przynosząc do naszego domu buty ojca”. Eugenia Suchorolska opisuje kilka przypadków udzielenia pomocy jej rodzinie przez Ukraińców. Ostrzeżona o planowanym napadzie, nocowała wraz z matką u Ukraińca Kobasiuka. „Pamiętam, pewnej nocy do jego domu zapukali banderowcy z okrzykiem: otwieraj! Sąsiadka nas obie z mamą szybko ukryła pod warsztatem tkackim i przykryła workami. Do mieszkania wszedł banderowiec, pytając, czy nie ma tu Polaczków? Ona na to: Oj, panoczku, u nas takich nie ma! Jej córka Hanka wyszła z drugiej chałupy i zabrała ich do siebie. I tak się udało, że nie szukał nas banderowiec, obie ocalałyśmy”. Autorka wspomina też o swoim ojcu, który został schwytany przez napastników podczas 136 próby ucieczki. „Tata szedł pieszo, wysoki, chudy. W tym czasie szedł kondukt pogrzebowy prowadzony przez ukraińskiego popa. Pop na ten widok zatrzymał się i powiedział: co wy go tak prowadzicie jak Jezusa Chrystusa? Wstydźcie się! Widzicie, dzieci jego płaczą. Wówczas banderowcy powiedzieli do ojca: Idź do swego domu, i zwolnili go. Ulegli autorytetowi swego duchownego. Widocznie miał jeszcze żyć”. Suchorolska relacjonuje też swoją podróż do sąsiedniej wsi na pogrzeb wujka. „Pewna Ukrainka wraz z mężem jechali do Białego Potoku i zgodzili się mnie zabrać ze sobą. Kiedy wjechaliśmy do lasu, spostrzegliśmy, że do nas pędzi na koniach dwu uzbrojonych banderowców. Zatrzymali sanie i zapytali, kogo wiezie i dokąd jedzie? Ukrainka do jednego z nich zwróciła się po imieniu i odpowiedziała, że ta dziewczyna to córka jej siostry. Oni zapytali, czy umiem modlić się po ukraińsku. Znałam kilka słów tej modlitwy, ale szło mi niezbyt składnie. Wtedy ta Ukrainka powiedziała, że »mi ta dziewczyna zmarzła i nie może mówić«. Uwierzyli jej i dali spokój, odjechali”. Duchowny greckokatolicki, wymieniony w kilku relacjach świadków wydarzeń w Skorodyńcach (według Stefanii Kurasiewicz, nazywał się Przewołodzki), publicznie potępiał akcje wymierzone w ludność polską, mówił, że niepodległą Ukrainę trzeba budować z Bogiem. Pod koniec 1944 r. stał się obiektem napaści upowców i musiał uciekać do innej miejscowości. 8 października 1944 r. nastąpił napad banderowców. Bronisława Bandura wspomina ucieczkę swojej rodziny i szukanie schronienia u ukraińskich sąsiadów, m.in. Czornyńskich. „Przyjęli nas i umieścili na strychu swego domu, chociaż uczynili to z dużą niechęcią lub obawą. […] Mój mąż w tym czasie nocował u ukraińskiej rodziny Suszków. Kiedy jednak w pobliżu banderowcy zaczęli mordować Polaków, wyskoczył przez okno i boso pobiegł przez pola w kierunku rzeki. […] powróciliśmy na zgliszcza swego gospodarstwa, pozbieraliśmy to, co jeszcze ocalało, i udaliśmy się do Czortkowa”. Wiktor Szatkowski wspomina, jak w marcu 1945 r. ukrywał się wraz z ojcem u są- siada, Ukraińca. Jego matka i brat, którzy pozostali w domu, zginęli z rąk banderowców. Uratował się tylko dziadek. „Prawdopodobnie sądzili, że już nie żyje, bo ściągnęli z niego buty. Po ich wyjściu dziadek odzyskał przytomność i zobaczył trupy mojej mamy i mego brata. Wtedy szybko opuścił mieszkanie, chroniąc się w domu znajomego sąsiada Ukraińca. Ten z kolei widząc rannego dziadka, zawiózł go do szpitala w Czortkowie” Również w marcu 1945 r. Tomasz Bandura z siostrą i jej córeczką szykowali się do opuszczenia wsi. „Noclegu w domu kilku sąsiadów Ukraińców odmówiło nam z obawy o swoje życie. Groziła im za to śmierć z rąk banderowców. Postanowiliśmy się schronić w stajni lub w stodole u sąsiada Ukraińca, ale bez jego wiedzy. Nie skończyliśmy jeszcze przygotowań do wyjścia, jak przyszły do nas znajome Ukrainki: Katarzyna z »Kamińciw« z 11-letnim synem (jej starszy syn był w UPA) i ze swoją siostrą, by je przenocować, gdyż Sowieci mogą powrócić i wywieźć ich na Sybir. Nie odmó- wiliśmy im. Moja siostra przygotowała dla nich posłanie w drugim pokoiku”. O pół- nocy przyszli banderowcy, „jeden z nich powiedział: »Kto tu jest obcy, niech się ubiera i wychodzi«, a drugi skierował w naszą stronę automat. Jedna z nocujących u nas 137 Ukrainek podeszła do mnie i powiedziała: »Iwasiu (mam na imię Tomasz), ubieraj się, idziemy do domu«. Byłem cały zdrętwiały ze strachu. Nie pamiętam, jak szybko się ubrałem i wyszedłem z nią. […] Katarzyna zaprowadziła mnie do swojego mieszkania, kazała ściągnąć buty i ukryć się za piecem. Sama siadła na skraju tego pieca, zasłaniając mnie swoim ciałem. W drugim pokoju jej mieszkania banderowcy urządzili w tym czasie pijacką ucztę, bawili się i śpiewali do samego rana. W nocy przyszedł Wołodymyr, syn Katarzyny, i świecąc latarką zapytał swoją matkę: »De je Tomko« (gdzie jest Tomek). Jego matka odpowiedziała, że tu go nie ma, że jak z nim wyszła na podwórze, to uciekł gdzieś na wieś. Widać było, że jej uwierzył, bo wyszedł z domu”. Źródło: A. Sitko, Byłam świadkiem, „Na rubieży” 2002, nr 62, s. 45; S. Kurasiewicz z d. Chmieluk, Byłam świadkiem, „Na rubieży” 2000, nr 45, s. 28; E. Suchorolska, Byłam świadkiem, „Na rubieży” 2002, nr 62, s. 47; B. Bandura, Byłam świadkiem, „Na rubieży” 2000, nr 45, s. 26; W. Szatkowski, Byłem świadkiem, „Na rubieży” 2000, nr 45, s. 33; T. Bandura, Byłem świadkiem, „Na rubieży” 2000, nr 45, s. 26–27. Wawrynów, gmina Czortków – wieś ukraińsk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz