środa, 2 października 2019

Nie można być jednocześnie banderowcem i Europejczykiem

Szanowni Państwo!
Na stronie FB jednego z wykładowców Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego Wasyla Stefaniwa ujawnione zostały dowody, że jest tam wielu (oprócz Stefaniwa), którzy sprawiają, że przymiotnik Katolicki wydaje się być w nazwie tej instytucji nie na miejscu. Nie warto czytać, co tam pisze ta "naukowa" brać "katolicka" pod adresem kolegi, który deklaruje niechęć do kultu OUN-UPA oraz przyjaźń do Polaków. W zasadzie jest to wiadro pomyj, najdelikatniejsze życzenia to pozbawienie pracy, ale nie brak wezwań typu: "znaleźć i unieszkodliwić".
Taki jest klimat polsko-ukraińskiego dialogu na rzekomo katolickiej uczelni.
 
W związku z tym chciałbym przypomnieć artykuł Wołodymyra Pawliwa z 6.04.2014 "Eurobanderowcy".


Banderowski propagandysta Vachtang Kipiani, redaktor "Ukraińskiej Prawdy" i "Historycznej Prawdy" z Kijowa [rzeczywiście, nie jest to po prostu prawda, ona jest "ukraińska"] powiedział  3 kwietnia 2014 roku w Zabrzu, w Polsce, na konferencji zorganizowanej i sfinansowanej przez IPN, że "można być jednocześnie banderowcem, nacjonalistą i Europejczykiem". Proszę przeczytać tekstWołodymyra Pawliwa ze Lwowa, od razu można będzie zobaczyć, jak wielkim idiotą jest pan Vachtang Kipiani. Dlaczego IPN zaprasza i finansuje przyjazdy do Polski bezmózgich "euro-banderowców", dlaczego nie zaprasza Wołodymyra Pawliwa - odpowiedź na to pytanie jest albo bardzo łatwa, albo bardzo trudna.

6.04.2014
Euro-banderowcy
Nie jest nowiną, że w wyniku ostatnich wydarzeń rewolucyjnych na Ukrainie wyniknął swego rodzaju nienaturalny mezalians europejskiej i nacjonalistycznej retoryki. Jednym z wizualnych przejawów tego jest również połączenie symboliki Unii Europejskiej z symboliką ruchów i organizacji, które nie mają nic przeciwko określaniu ich jako banderowskich. Ludzi, którzy posuwają się do takiej kombinacji symboli i retoryki, można zdefiniować jako euro-banderowców.
Euro-banderowszczyna - połączenie niemożliwych do pogodzenia wyborów geopolitycznych - to taki sobie rodzaj ukraińskiej kinder-niespodzianki dla dorosłych. Euro-banderowszczyna, analogicznie jak świnka morska, nie jest przeznaczona dla dzieci, nie jest też niespodzianką dla dorosłych. Najgorsze jest to, że euro-banderowszczyna nie jest jakaś nową co do jakości koncepcją budowania narodu lub tworzenia państwa. Jest to raczej nowy rodzaj pourazowej schizofrenii narodowej.
Pojawiła się ona nie tyle w następstwie działań bojowych, niewinnych ofiar i zagrożenia wojną, co w rezultacie pewnej kakafonii ideologicznych komunikatów, które towarzyszyły tym wszystkim dramatycznym procesom.
W ucho osoby skłonnej do euro-banderowszczyny z centrum dolatuje wesoła, pogodna melodia o zwycięskim pochodzie do Europy, który przyniesie dobrobyt i bezpieczeństwo. Od lewej słyszy smutną piosneczkę o wzroście taryf opłat i cen do poziomu europejskiego, braku konkurencyjności miejscowych towarów i utracie miejsc pracy. Z prawej rozbrzmiewają wojownicze neo-banderovskie marsze o tym, że my jeszcze zastanowimy się, czy mamy iść do Europy, a Europejczycy powinni sami poprosić nas o integrację.
A wokół głowy pobrzękują podstępne melodyjne motywy o tym że, z jednej strony, działalność naszych euro-banderowców w jakiś zadziwiający sposób często pokrywa się z oczekiwaniami naszego przeklętego sąsiada-agresora, a z drugiej - że w Unii Europejskiej są swoi, "coś w rodzaju banderowców", takich jak węgierska partia Jobbik. Jeśli w parlamencie Unii Europejskiej, myśli sobie logicznie euro-banderowiec, mogą zasiadać węgierscy "banderowcy", to dlaczego nie miałoby tam być ukraińskich "jobbików"?
Wszystkie te głosy zlewające się jednocześnie w piekielny chór "i martwych, i  żywych, i nie narodzonych", tworzą w umyśle naszego potencjalnego "jobbika" efekt dolby stereo. A to, z kolei przekształca go w nowy euro-nac-psycho-konstrukt, typu dolby-jobbika tj. euro-banderowca.
Jest łatwo rozpoznawalny po przekonaniu, z jakim nalepia na swój samochód lub na swój plecak tuż obok siebie niebieski sztandar ze złotymi gwiazdami i czerwono-czarną flagę z trójzębem. Powinien być traktowany ze zrozumieniem i współczuciem. Co więcej, my - nie zainfekowani przez chorobę - powinniśmy wytrwale i cierpliwie wyjaśnić mu kilka podstawowych rzeczy.
W szczególności.
Najpierw trzeba pomóc naszemu euro-banderowcowi uświadomić sobie, że nasi współcześni banderowcy z głównym ukraińskim "Jobbik-Sektorem" na czele są kategorycznymi przeciwnikami pełnego członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej. W rzeczywistości potrzebują od Unii Europejskiej tego samego, co potrzebowała banda Janukowycza - pieniędzy i granicznego ruchu bezwizowego, i najlepiej bez żadnych zobowiązań z naszej strony.
Dalej - co do obecności partii i ruchów nacjonalistycznych w Europie. Zasadnicza różnica w naszej i ich sytuacji polega na tym, że europejscy "banderowcy" już w Unii Europejskiej są i działają tam zgodnie z prawem i przepisami europejskimi, a na ukraińskich dolby-jobbików z ich koncepcjami nikt tam nie czeka. Ponadto warto zauważyć, że to nie Jobbik wprowadził Węgry do Unii Europejskiej.
Następnie. Wśród euro-banderowców pokutuje teza, że Ukraina powinna wejść do Unii Europejskiej jako państwo silne i powinna dyktować swoje warunki wstąpienia. Gorzka prawda jest taka, że, po pierwsze, bez pomocy Unii Europejskiej Ukraina nigdy nie będzie silnym państwem, a po drugie, Unia Europejska - unia gospodarcza i polityczna rozwiniętych i zamożnych krajów europejskich - nigdy nie pozwoli, aby miała mu dyktować warunki jakieś tam państwo ukraińskie, które bez pomocy z zewnątrz nie będzie w stanie pokonać ubóstwa, korupcji, ignorancji i szeregu  patologicznych zjawisk społecznych, charakterystycznych raczej dla Afryki, niż dla Europy.
I na koniec. Euro-banderowcom trzeba wyjaśniać, że takie połączenie symboliki i retoryki, które oni propagują, może służyć wyłącznie do ukraińskiego użytku wewnętrznego. Tak samo jak retoryka, że połączenie kolorów czerwonego i czarnego nie ma niczego wspólnego z nazizmem, a socjal-nacjonalizm - to jest coś zasadniczo odmiennego niż narodowy socjalizm. Nie dla Europejczyków takie bajki. 
Europa nigdy nie zaakceptuje umieszczenia swojej flagi razem z flagą banderowską.
Ponieważ czerwono-czarna flaga z trójzębem - to symbol marginesu, podczas gdy flaga Unii Europejskiej jest symbolem postępu. Unia Europejska - stowarzyszenie z ideą wspólnej bezpiecznej przyszłości, a banderowszczyna - to narodowa samo-izolacja połączona z powrotem do niebezpiecznej przeszłości.
Zanim zacznie się budować wielkie europejskie plany pod wpływem post-majdanowej euforii i rewolucyjnej gorliwości, należy trzeźwo określić swoje miejsce w świecie w ogóle, a w Europie w szczególności. Europa nie od nas się zaczyna i nie na nas się teraz kończy. To coś, z czym my tak heroiczne i dramatyczne dziś się zmagamy - państwa europejskie już przeszły  - jedne dawno, inne kilkadziesiąt lat temu. Nie powinniśmy pouczać Europy, lecz od niej się uczyć.
Studiowanie europejskiego doświadczenie pomoże nam zrozumieć, że euro-banderowszczyzna nie ma przyszłości. Tak więc, myśląc o przyszłości, powinniśmy myśleć o sobie jako o Europejczykach, lub... inaczej lepiej nie myśleć. 
Źródło: Zaxid.net 
Autor: Wołodymyr Pawliw
13 Maj 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz