![]() Zasmyckie zgrupowanie samoobrony ludności polskiej | ||||

por./kpt. Michał Fijałka "Sokół"
Atak ukraiński 25 grudnia 1943 roku.
Dla naszej rodziny to ważne wydarzenie. Podczas tego napadu zginęli członkowie rodziny: Konstanty Donajski w Radomlu, Bolesław Gissyng w Janówce a ciężko ranny w Radomlu został Józef Malinowski. O napadzie na kolonie Radomle, Janówkę, Stanisławówkę i Batyń będących częścią zasmyckiego systemu obrony ludności polskiej jest kilka wzmianek w literaturze wołyńskiej. Nie opisują jednak szczegółów przebiegu tej walki i niewiele w nich informacji o roli samoobrony polskiej napadniętych kolonii.
Wynika z nich jednak, że ciężar walki z napastnikami do godzin południowych czyli do czasu przybycia oddziału por. Stanisława Kędzielawy "Kani" z Kupiczowa spoczywał tylko na oddziałach samoobrony. Te nieliczne oddziały samoobron lokalnych napadniętych wsi wsparte przez oddziały z Lublatyna i Zielonej pomimo wielu ofiar powstrzymały wielokrotnie liczniejszych i lepiej uzbrojonych napastników.
Ukraiński cel i organizacja napadu.
Celem tego napadu było rozbicie całego zasmyckiego zgrupowania obrony ludności polskiej. Ukraińcy wcześniej podejmowali już takie próby. O tym z jakim rozmachem i jak starannie przygotowali ten atak wnosić można z użytych przez napastników sił, ich uzbrojenia, wielu kierunków uderzenia, z faktu zorganizowania pozorowanego napadu na Kupiczów w czasie tego ataku. Fakt, że kompania "Kani" jadąca z pomocą z Kupiczowa musiała toczyć walkę z blokującą im drogę grupą Ukraińców w lesie Litńskim również potwierdza, że Ukraińcy działali według przygotowanego starannie planu zabezpieczając się od strony Kupiczowa, gdzie na święta zgromadzono okoliczne oddziały partyzanckie Armii Krajowej.
Ukraińcy przed napadem koncentrowali swoje siły w rejonie Zadyb i Haruszy. W takich akcjach zwykle brało udział kilka sotni wyszkolonych i stosunkowo dobrze uzbrojonych oraz grupy doraźnie zwoływanych z okolicznych ukraińskich wsi mieszkańców zorganizowanych w SKW (Samoobronni Kuszczowi Widdiły). Towarzyszyły im zwykle furmanki do ładowania zagrabionego mienia.
Informacje o dążeniu Ukraińców do rozbicia zasmyckiego zgrupowania znaleźć można w źródłach ukraińskich cytowanych przez Wiktora Poliszczuka w książce "Dowody zbrodni OUN i UPA". Odnoszą się one do planowanego na 8 września 1943 r. napadu, lecz w związku z jego niepowodzeniem to dążenie do rozbicia ośrodka zasmyckiego było aktualne i realizowane 25.12.1943 r.
S. Nowyćkyj uczestnik UPA, pisał: "najbardziej dokuczliwymi gdzieś od lata 1943 r. były ośrodki Zasmyki i Kupiczów. Dwukrotnie oddziały UPA szykowały się do rozbicia tych dwóch ośrodków, ale przygotowania nie zakończyły się sukcesem. We wrześniu 1943 r. gdy już zebrały się oddziały UPA w sile 9 sotni, ażeby wreszcie rozbić Zasmyki i Kupiczów, doszło do walki z Niemcami koło Radowicz (...) Potem d-ca P. Antoniuk "Sosenko" zorganizował naskok na Kupiczów. Jednakże podczas natarcia zepsuł się nasz czołg, który miał rozbić umocnienia przeciwnika. Bez czołgu d-ca P. Antoniuk nie chciał prowadzić dalszych operacji".
O przygotowaniach natarcia UPA z grupy "Rudego" na dzień 8 września 1943 r. pisze uczestnik tej formacji: "Akcja miała rozpocząć się 8 września 1943 r. Już dzień wcześniej dziewięć sotni UPA stało zamaskowane niedaleko Zasmyk. Natarciem miał kierować dowódca "Rudyj". Ale niespodziewanie do sztabu "Turiw" przybyła inspekcja ze Sztabu Głównego UPA - dowódca Klaczkiwskyj i Omelko. Rudyj zajęty w sztabie, przekazał dowodzenie swemu zastępcy - dowódcy Wowczakowi (...) Po godzinie 4 - tej po połódniu dowódca Bajda nadesłał do sztabu wiadomość: drogą przesuwa się kolumna niemieckich samochodów". Chyba z tej przyczyny nie doszło do ataku na Zasmyki. W dalszej relacji ten sam autor omawia naradę dowódców co do Zasmyk: "każdy miał inny plan, ale cel sprowadza się do jednego - likwidacja Zasmyk".
Polacy celowo utwierdzali Ukraińców o znacznej sile i dobrym uzbrojeniu samoobrony zasmyckiej. Por. "Jastrząb" organizował demonstracyjne przemarsze w okolicy z udziałem samoobron okolicznych kolonii Janówki i Radomla by zyskać czas na organizację i szkolenie nowo powstających oddziałów. O tym, że UPA uwierzyła w ogromną siłę zbrojną polskiego oddziału świadczy zeznanie Jurija Stelmaszczyka „Rudego”, odpowiedzialnego za rzezie ludności polskiej na zachodnim Wołyniu, złożone przed sądem w Kijowie 6 VIII 1945r.: „zadanie zostało wykonane we wszystkich rejonach, prócz turzyckiego. „Sosenko” polecił przeprowadzić „akcje” „Besketowi”, który bał się ruszać Polaków, ponieważ dowiedział się, że w turzyskim rejonie był zorganizowany oddział Polaków o sile 1500 uzbrojonych ludzi, gotowych do sprzeciwu” (Wiktor Poliszczuk, Dowody zbrodni OUN i UPA, Toronto 2000).
Placówki samoobrony powstawały oddolnie jako próba obrony przed coraz częstszymi mordami dokonywanymi przez Ukraińców na ludności polskiej, od kwietnia 1943 r. proces ten wsparła i objęła kontrolą konspiracja AK. 20 lipca 1943 r. Komendant Okręgu Wołyńskiego AK wydał rozkaz powołania oddziałów partyzanckich, których celem miała być ochrona ludności polskiej przed UPA. Powstało 9 oddziałów: „Bomby”, „Drzazgi", „Gzymsa", „Jastrzębia", „Korda”, „Piotrusia”, „Ryszarda", „Sokoła" i „Strzemienia”. Do Zasmyk przybył 16/17.07.1943 r. por. Władysław Czermiński "Jastrząb" z zadaniem zorganizowania oddziału partyzanckiego dla ochrony ludności polskiej. Por. "Jastrząb" szybko wywiązał się z tego zadania i już 31 sierpnia 1943 r pokazał wartość bojową oddziału rozbijając pod Gruszówką ok 600 osobowe zgrupowanie ukraińskie przygotowujące się do napadu na Zasmyki w dniu 1 września 1943 r. Zasmyckie zgrupowanie obrony ludności polskiej składające się z oddziałów samoobron lokalnych powiązanych systemem powiadamiania i dowodzenia z oddziałami "Jastrzębia i "Sokoła" powiększone od 12 listopada 1943 r. o Kupiczów stanowiło silny system obronny do którego ściągało wielu uciekinierów ze wsi bardziej zagrożonych i tych w których samoobrony zostały rozbite a część ludności wymordowana. Nie wszędzie oddziały samoobrony powstawały. W Budach Ossowskich samoobronę bezskutecznie usiłował zorganizować por. "Jastrząb" Władysław Czermiński. Przeciwstawili się temu mieszkańcy, uważając, że sprowokuje to Ukraińców do napadu. Ukraińcy pomimo dokonanych wcześniej mordów zapewniali mieszkańców, że nic im nie grozi. Wiara w te zapewnienia skończyła się wymordowaniem w dniu 29 lub 30 sierpnia 1943 r. około 270 Polaków. Ocalałych z tej rzezi nielicznych mieszkańców sprowadził 5 września do Zasmyk oddział "Jastrzębia".
*O trudnościach związanych z organizacją oddziałów partyzanckich w zagrożonych wsiach pisał Józef Turowski w książce "Pożoga": " W tej groźnej sytuacji, nie mogąc już dłużej zwlekać, inspektor rejonowy AK mjr "Kowal" postanowił ratować zagrożoną ludność polską. Zdecydował sie naruszyć skromne zapasy broni przeznaczone do walki z Niemcami i skierował w teren kilka patroli dla zawiązania oddziałów partyzanckich mających chronić bezbronną ludność polską w określonych miejscowościach:
- pchor. Tadeusz Korona "Groński", "Halicz" skierowany został do rejonu Kamienia Koszyrskiego, by tam stworzyć bazę samoobrony,
- por. Stanisław Kędzielawa "Kania" przeszedł do Rużyna, dużego ośrodka polskiego o tradycjach ludowych, położonego w pobliżu Turzyska.
- por. Michał Fijałka "Sokół" dostał zadanie zorganizowania Polaków w rejonie Ziemlicy na południe od Lubomla.
- por. Władysław Czermiński "Jastrząb", mając zawiązki oddziału już w połowie maja 1943 r. , wyruszył do dużego ośrodka polskiego w Zasmykach na południe od Kowla , gdzie zawiązała się już samoobrona".
Wysiłki te powiodły się częściowo i pisał Józef Turowski: " tylko w Zasmykach, nie bez trudności , udało się zawiązać oddział partyzancki i rozwinąć samoobronę cywilną....
...Por. Czermiński "Jastrząb" przybył tam z grupą uzbrojonych ludzi nocą 16/17 lipca 1943 r., zastając sytuację bardzo napiętą. Ludność Zasmyk spodziewała się napadu Ukraińców każdej nocy, ale przybycie grupy "Jastrzębia" oraz kilka dni wcześniej grupy ppor. Henryka Nadratowskiego "Znicza" z Radowicz powitano z nieufnością, bez wiary w możliwość samoobrony, bojąc się prowokować Ukraińców."Jastrząb" ze "Zniczem" zdołali jednak przekonać miejscową ludność, że na pomoc ze strony Niemców nie można było liczyć, że zachodziła bezwzględna konieczność zorganizowania obrony własnej, tym bardziej że coraz więcej ludzi, uciekających przed zagładą zaczęło szukać schronienia w Zasmykach. Zaczęto organizować samoobronę. Do grupy "Jastrzębia" została przyłączona grupa radowicka, tworząc lotny oddział zbrojny AK, z miejscowej ludności zaś zorganizowano cywilną obronę wartowniczą, dla obserwacji okolicy i sygnalizacji o niebezpieczeństwie. "Znicz" został komendantem cywilnym samoobrony organizując pomoc i współżycie rosnącej wciąż liczbie ludności."
/Skład osobowy oddziału "Jastrzębia"stacjonującego w Zasmykach w okresie od 10.07.1943 r do września 1943 r./
Wysiłki te powiodły się częściowo i pisał Józef Turowski: " tylko w Zasmykach, nie bez trudności , udało się zawiązać oddział partyzancki i rozwinąć samoobronę cywilną....
...Por. Czermiński "Jastrząb" przybył tam z grupą uzbrojonych ludzi nocą 16/17 lipca 1943 r., zastając sytuację bardzo napiętą. Ludność Zasmyk spodziewała się napadu Ukraińców każdej nocy, ale przybycie grupy "Jastrzębia" oraz kilka dni wcześniej grupy ppor. Henryka Nadratowskiego "Znicza" z Radowicz powitano z nieufnością, bez wiary w możliwość samoobrony, bojąc się prowokować Ukraińców."Jastrząb" ze "Zniczem" zdołali jednak przekonać miejscową ludność, że na pomoc ze strony Niemców nie można było liczyć, że zachodziła bezwzględna konieczność zorganizowania obrony własnej, tym bardziej że coraz więcej ludzi, uciekających przed zagładą zaczęło szukać schronienia w Zasmykach. Zaczęto organizować samoobronę. Do grupy "Jastrzębia" została przyłączona grupa radowicka, tworząc lotny oddział zbrojny AK, z miejscowej ludności zaś zorganizowano cywilną obronę wartowniczą, dla obserwacji okolicy i sygnalizacji o niebezpieczeństwie. "Znicz" został komendantem cywilnym samoobrony organizując pomoc i współżycie rosnącej wciąż liczbie ludności."
/Skład osobowy oddziału "Jastrzębia"stacjonującego w Zasmykach w okresie od 10.07.1943 r do września 1943 r./
Stosunkowo dobrze zorganizowany system obrony zasmyckiego zgrupowania zawiódł jednak w pierwszym dniu Świąt Bożego Narodzenia 1943 r. gdy Ukraińcy uderzyli przed świtem na Batyń, Radomle, Janówkę i Stanisławówkę. Lokalne samoobrony pomimo zaskoczenia wykonywały powierzone im zadania. Podjęły walkę z wielokrotnie liczniejszymi napastnikami, wysłano gońców do Zasmyk, gdzie niestety nie było w tym czasie oddziału Jastrzębia. Oddział z Lublatyna wsi sąsiadującej z Radomlem bardzo szybko przybył na pomoc do Radomla. Samoobrona z Zasmyk włączyła się do walki w rejonie Stanisławówki a oddział z Zielonej zaatakował napastników z tyłu z kierunku Zadyb. Zabrakło jednak najważniejszego a mianowicie silnego i sprawnie dowodzonego oddziału partyzanckiego w pobliżu. Dopiero gdy goniec z Zasmyk dotarł do Kupiczowa wyruszyła na pomoc napadniętym kompania "Kani". Przyczyny dla których oddziały na okres świąt zgrupowano w Kupiczowie pozostawiając zasmyckie zgrupowanie bez należytego wsparcia nie są jednoznacznie opisane. Można przypuszczać, że mylnie oceniono zagrożenie i spodziewano się ataku raczej od strony południowej. Możliwe, że znaczącą rolę odegrała celowa dezinformacja ze strony Ukrańców. Możliwe jest i takie wyjaśnienie, że dowódcy chcieli by żołnierze wypoczęli w lepszych warunkach wśród gościnnych Czechów w Kupiczowie.
Siły i uzbrojenie obrońców i napastników.
We wspomnieniach członków samoobrony jak i cywilnych mieszkańców znajdują się wzmianki o liczebności Ukraińców i dobrym uzbrojeniu w broń maszynową, działka i granatniki. We wspomnieniach Tadeusza Dunajskiego z Radomla jest informacja, że napastników było ok. 3 batalionów (1800 ludzi) a Bogumił Szarwiło wspominał: "atakujących nas Ukraińców było prawdopodobnie około dwóch tysięcy, w tym ponad dziesięć sotni przeszkolonych żołnierzy". W innych wspomnieniach i opisach mówi się o wielkiej liczbie napastników. Leon Karlowicz pisze: "o wiele bardziej tragiczny okazał się trzeci napad upowców od strony zniszczonego Batynia na Janówkę, Stanisławówkę i Radomle o świcie w dniu Bożego Narodzenia 1943 roku. Samoobrona z Janówki i Radomla jak mogły tak odpierały ataki nadciągających nieprzyjaciół lecz ogromne siły, jakie tym razem zgromadzili banderowcy, zepchnęły Polaków na wschodnie krańce wsi". Do przeprowadzenia ataku 1 września 1943 r. Ukraińcy przygotowali pod Gruszówką ok. 600 ludzi w tym 2 sotnie dobrze zorganizowane. Na 8 września planowali użycie już znacznie większych sił. Relacje członka UPA mówią o zgromadzeniu w okolicy Zasmyk dziewięciu sotni. Można więc przypuszczać, że do napadu 25.12.1943 r. Ukraińcy przygotowali się staranniej i zgromadzili jeszcze większe siły.
Polskie siły, które stawiły pierwszy opór to oddziały samoobrony w Radomlu liczące zaledwie ok. 30 żołnierzy, nieco ponad 30 w Janówce i Stanisławówce wsparte oddziałami z Zasmyk, Lublatyna ok. 15 żołnierzy i Zielonej. Nie znam liczebności oddziału samoobrony Zasmyk i Zielonej, sądzę, że również niewiele więcej jak po 30 osób. W walce 25.12.43 r. uczestniczyli zapewne nieliczni żołnierze oddziału "Jastrzębia" i Sokoła" mieszkańcy napadniętych wsi, którzy spędzali święta z rodzinami. Dysproporcja sił była jednak ogromna, również uzbrojenie samoobrony było znacznie gorsze niż napastników i pochodziło z różnych źródeł. Józef Donajski opisał zakupy dla oddziału broni od Niemców, trochę broni pochodziło z 1939 roku z armii polskiej i z 1941 r. z porzuconej przez uciekających przed Niemcami żołnierzy radzieckich. Stan oddziału samoobrony w Zasmykach opisał we wspomnieniach Komendant Okręgu Wołyń Armii Krajowej płk. Kazimierz Bąbiński "Luboń", który obejrzał ten oddział w drodze z Kowla do Kupiczowa w połowie stycznia 1944 r.: "po drodze zatrzymałem się w Zasmykach, gdzie obejrzałem miejscowy oddział samoobrony. Przedstawiał się bardzo bojowo /moralnie/, ale był słabo uzbrojony".
Przebieg walk w Radomlu, Janówce i Stanisławówce
We wspomnieniach żołnierzy samoobrony Radomla i Janówki pojawia się informacja o tym, że spodziewano się w okresie świąt napadu ze strony Ukraińców. Józef Donajski z samoobrony Radomla napisał: „o możliwości napadu na naszą wieś w święta Bożego Narodzenia ostrzeżeni zostaliśmy przez Ukraińca Piaseckiego. W wigilię więc ogłosiłem służbę dla wszystkich żołnierzy samoobrony. Zaledwie kilka osób miało pozostać z rodzinami. Pozostali podzieleni na dwie grupy pełnili służbę”. Bogumił Szarwiło tak to opisał w swoich wspomnieniach: „Na kilka dni przed świętami, już wiedzieliśmy, że "Rudy" szykuje się do ataku. W Zadybach zbierało się coraz więcej uzbrojonych upowców, chodziły słuchy, że przybyło tam kilka sotni. Nasz dom spełniał rolę placówki samoobrony Janówki. W wigilię Bożego Narodzenia 1943 roku, przyszło na nocną wartę sześciu partyzantów, Stefan Frankowski, Stasiek Grochowski,Bonek i Stasiek Sakowicze,Czesiek Lenkowski i młody chłopak, którego nazwiska nie pamiętam. Wartę na dworze pełnili na zmiany po dwóch, reszta spała na snopkach słomy w pobliżu pieca w którym cały czas się paliło. Byliśmy prawie pewni, że do ataku dojdzie właśnie tej nocy”.*Jadwiga Gołko przekazała informację: "Polka, która wyszła za Ukraińca mieszkająca w Zielonej pod Kowlem dała znać, że usłyszała rozmowę, że w Radomlu będzie rzeź. Całą noc pilnowano, a rano ludzie powracali do domu, zostały tylko warty".
Skoro tak oceniano zagrożenie w samoobronach Radomla i Janówki to można przypuszczać, że informacje o możliwym napadzie dotarły również do dowódców oddziałów "Jastrzębia" i "Sokoła". Trudno więc zrozumieć dlaczego ośrodek zasmycki pozostał bez ich bezpośredniego wsparcia.
W artykule "W siódmą rocznicę śmierci "Jastrzębia" opublikowanym w Biuletynie Informacyjnym Okręgu Wołyńskiego 27 WDP AK - ŚZŻAK nr. 3/2003 Antoni Mariański cytuje fragmenty listów "Jastrzębia" do jednego z jego żołnierzy:
"Wigilia w r. 43 pozostanie w mojej pamięci, jako wyjątkowa i warta zapamiętania. Niedawno dowiedziałem się od jednego Czecha, że Ukraińcy mieli zamiar mnie zabić, gdybym w gawędzie wigilijnej zbytnio ich zawstydził. Ale do tego nie doszło, bo podobno uznali, że mówiłem prawdę. A następnego dnia był napad na Radomle, choć o tym przestrzegałem,,...". Zginęło 57 niewinnych ludzi. Dawne to były wydarzenia i nie z naszej winy. (16 grudnia 1983 r.) *
Do Radomla napastnicy przyszli od zachodu od strony Zadyb. Na skraju wsi od tej strony mieszkała rodzina Soleckich. Tak opisał ten fragment ukraińskiej napaści Leon Karłowicz na podstawie relacji sióstr Wacława Soleckiego: Wali Cyganowej, Władzi Ruczkowskiej, Moniki Nowickiej i jej męża Staniaława Nowickiego: „ Dom Soleckich w Radomlu stał na brzegu wsi, najbardziej wysuniętym w stronę Zadyb...Poderwawszy się do okien ujrzeli na tle białego śniegu niemieckie mundury. Pierwszy więc odruch - schować broń! Z Niemcami na razie walczyć było niepodobna, gdyż równałoby się to skazaniu na pewną śmierć ludności całej okolicy. Tak chciał uczynić i Wacek, który wraz z innymi wrócił z nocnego czuwania. Bez namysłu skoczył na strych z karabinem w dłoni, lecz jeszcze nie umieścił broni w przygotowanej wcześniej kryjówce, gdy na dworze dały się słyszeć okrzyki i nawoływanie w języku ukraińskim...” . Józef Donajski we wspomnieniach napisał jakie działania podjęto w wyniku nieprawdziwej informacji: "...wycofać uzbrojonych ludzi ze wsi, ponieważ zbliżają się Niemcy i nie należy podejmować z nimi walki. Podobno słychać już niemieckie rozmowy i ruch zbliżających się. Było jeszcze zupełnie ciemno. Stach zabrał natychmiast obie grupy i wycofał się do lasu. Ja zostałem na obserwacji. Po pewnym czasie od zachodu, od zabudowań Frejera, padły pierwsze strzały. Zapłonęły pierwsze zabudowania Radomla. Atakowali Ukraińcy. Ta pomyłka, a może celowa dezinformacja, okazała się tragiczna w skutkach”. Zabudowania Radomla rozciągnięte były na ok. 2 km. równolegle do drogi Zadyby - Białaszów w kierunku zachód – wschód. Zabudowania Donajskich gdzie znajdowała się siedziba placówki samoobrony znajdowały się w środkowo - wschodniej części wsi, w odległości ponad 1 km. od jej zachodniego krańca.
Z relacji żołnierzy samoobrony Janówki wynika, że Ukraińcy zaatakowali od strony Zadyb, Radomla, Batynia i Piórkowicz. Podobnie jak w Radomlu obrońcy przekonani byli o tym, że do wsi wchodzą Niemcy.
Bogumił Szarwiło wspominał: „Kwiecień stał koło pieca i grzał dłonie, ale ziąb powiedział i wyszedł na dwór. Nie upłynęła minuta jak wpadł z krzykiem "Niemcy idą ". Wybiegłem jak stałem, bez czapki i płaszcza, który dopiero co zdążyłem zdjąć. Przebiegłem kilka metrów we wskazanym kierunku i zobaczyłem gęstą tyralierę biało ubranych postaci wyłaniających się z mgły. Szli z bronią w rękach równym krokiem, szeroką ławą wyłaniając się z gęstej mgły od strony Batynia i Radomla. Stałem zaskoczony, co tu w święta robią Niemcy, przeleciało mi przez głowę? Gromkie "Uraaa...." wyjaśniło sprawę, to "rezuny"
Z relacji wynika fakt zaskoczenia samoobrony Radomla i Janówki co sugeruje, że uderzenie na obie kolonie nastąpiło niemal w tym samym czasie. W relacjach nikt nie wspomina o tym by słychać było wcześniej w okolicy strzały, które z pewnością zaalarmowały by obrońców. Janówkę od Radomla dzieliło zaledwie 1,5 km. Niezwykle istotną rolę szczególnie w Radomlu odegrało mylne przekonanie o tym, że zbliżają się Niemcy i to zdecydowało o wycofaniu ze wsi pełniącego służbę oddziału samoobrony. Obie samoobrony w pierwszym momencie pojawienia się napastników uznały, że to Niemcy. Pojawia się pytanie, czy była jakaś wcześniejsza informacja, która sugerowała obrońcom możliwość pojawienia się w tym rejonie Niemców? Fakt, że samoobrony spodziewając się, jak wynika z relacji, tej nocy napaści ukraińskiej uznają w pierwszej chwili, że to wchodzą do wsi Niemcy, oraz to, że wielu mieszkańców było tego ranka na porannej pasterce w Zasmykach sugeruje, że zagrożenia napaścią ukraińską nie traktowano zbyt poważnie lub uznano że ono minęło.
Dokładny moment rozpoczęcia ataku ukraińskiego trudno ustalić, Józef Donajski podaje, że napad na Radomle rozpoczął się przed godziną szóstą. Tadeusz Dunajski we wspomnieniach pisze, że o szóstej a Ryszard Romankiewicz, że w Janówce walka rozpoczęła się około godziny 8-mej. Józef Turowski napisał, że ok. 8 – mej do kolonii Radomle zbliżały się furmanki ze słomą, powożone przez woźniców w mundurach niemieckich. Monika Śladewska napisała, że odgłosy strzelaniny usłyszano w Zasmykach podczas mszy, która rozpoczęła się o godzinie 6-tej. Janina Wójcik wspominała: "Ksiądz Żukowski ze względu na bezpieczeństwo nie odprawiał pasterki o północy, tylko przeniósł ją na szóstą rano. Gdy całą rodziną przyszliśmy na to nabożeństwo, usłyszałyśmy jakiś dziwny dźwięk. Nasze pierwsze wrażenie było takie, że ktoś rzuca garście kamieni w nowy dach kościoła przykryty niedawno blachą. Okazało się, że banderowcy napadli na pobliskie polskie kolonie Radomle i Janówkę i zaczęli strzelać seriami i część kul docierała do kościoła". *Jadwiga Gołko tak zapamiętała początek tego napadu: "Wracając z kościoła usłyszeli strzały i już widzieli jak uciekali ludzie. Zobaczyli z daleka, że palą się ich budynki. Odjechali z powrotem pod Zasmyki. Za godzinę ich sąsiedzi (starsi) Wielgat z żoną zobaczyli ich i powiedzieli: "nie wiadomo czy wasza mama żyje". Czekali cały dzień w Zasmykach, aż wrócili partyzanci. Mama wspomina pani Jadwiga, jak oni pojechali do kościoła, rozpaliła pod kuchnią i ugotowała kakao żeby mieli ciepłe jedzenie jak wrócą z kościoła. Wyszła na podwórze obrządzić trzodę, patrzy a na drodze Niemcy (przebrani Ukraińcy). Franek krzyknął do kogoś leć do bazy do Donajskich i uprzedź, że jadą. Mama podbiegła z 60 m i schowała się z babcią w krzaki malin. "Niemcy" podjechali pod dom i podpalili słomą".
Z pewnością Ukraińcom zależało na zaskoczeniu i podchodzili pod osłoną nocy, uderzając gdy się rozwidniało.
Brak we wspomnieniach uczestników obrony Radomla dokładniejszego opisu przebiegu walki. Ze wspomnień Józefa Donajskiego wynika, że obydwie grupy samoobrony pełniące tej nocy służbę z bronią na wieść o zbliżaniu się domniemanych Niemców wycofały się pod dowództwem Stanisława Kowalewskiego z bronią do lasu. Pozostali członkowie samoobrony pozostający w tym czasie w domach podjęli walkę, zajmując stanowiska przy swoich budynkach. W zachodniej części wsi gdzie Ukraińcy byli najszybciej bronił się samotnie lecz skutecznie Wacław Solecki. Obrona Wacława Soleckiego opisana szczegółowo w relacji Leona Karłowicza pokazuje jak pojedynczy żołnierz strzelając skutecznie powstrzymał napastników do przyjścia odsieczy. Przebieg walki w środkowej części Radomla opisał Józef Donajski: „Broniły się i inne pojedyncze domy. Z bratem Antonim też zajęliśmy stanowiska obok naszych budynków przy sadzawce. „Dołączył do nas Malinowski z Lublatyna, a z nim młody chłopak, jeszcze dziecko. Przy sadzawce zajęliśmy stanowisko we trzech: Ja, Antonii, kapral z Lublatyna d-ca samoobrony, dołączył uciekinier Zawadzki z synem mieszkający 200m. od nas w opuszczonych przez Niemców budynkach - jest nas 5 osób... Zmieniliśmy stanowisko w kierunku południowym, gdzie pokazali się Ukraińcy na koniach...Dołączyła do nas reszta oddziału z Lublatyna... było nas już ok. 20... Gdy przyszła pomoc z Zasmyk, Kupiczowa, (z kierunku ) Gruszówki, Ukraińcy zaczęli się wycofywać". Tadeusz Dunajski pisał o tym, że wycofał się na wschód, później dotarł do Zasmyk i z grupą tamtejszej młodzieży przyszli na pomoc.
Tadeusz Świder we wspomnieniach opublikowanych w Biuletynie Informacyjnym Okręgu Wołyńskiego Nr.1 (69) marzec 2001 p.t. "Okruchy Wspomnień" pisał: "wyjaśniam, że kiedy oddział Malinowskiego dotarł do Radomla, to Radomle było już opanowane przez Ukraińców i już paliły się zabudowania, byli też zabici. Oddział Malinowskiego bez dokładnego rozpoznania sytuacji i bez zajęcia dogodnych stanowisk wbiegł wprost na otwarty teren poza budynkami, skąd otrzymał silny ogień z ukrytych stanowisk ukraińskich. Niewątpliwie oddział Malinowskiego dużo pomógł dla Radomla, bo już w tej części wsi Ukraińcy nie spalili budynków no i udaremnił im dalsze plądrowanie zagród i wyłapywanie ludzi. Byli już związani walką z Polakami. Jednakże ich siły były dużo większe i uzbrojenie mieli lepsze, posiadali dużo broni maszynowej, czego nie mieli Polacy. W oddziale Malinowskiego w walce w Radomlu zostali zabici 4 żołnierze i ranny został dowódca Malinowski Józef. Reszta żołnierzy Malinowskiego i kilku z samoobrony Lublatyna nadal skutecznie broniła się i nie dopuszczali Ukraińców do budynków. Ukraińcy próbowali zajść ich z boku, skąd byli widoczni, lecz jeden z samoobrony Lublatyna, a był to Bielecki Antoni, chłop wojskowy i dobry kłusownik, ze swego dobrego stanowiska położonego nieco w tyle, każdego który próbował zajść kład trupem. Zastrzelił też ich dowódcę i nie dopuścił tych co chcieli go zabrać. Przy nim zdobyto pepeszę, pistolet Walter, mapnik, notatki i brzytwę. Spisałem to z zeznań naocznego świadka*.Przebieg walki w Janówce opisują relacje Bogumiła Szarwiło, Kazimierza Dolińskiego i Ryszarda Romankiewicza. Kazimierz Doliński pisał:„Pobiegłem na głos strzałów , które padały z przodu i z Zasmyk. Z początku myślałem, że ta tyraliera to idąca pomoc z Zasmyk. Szybko okazało się, że to banderowcy idący drogą z Piórkowicz. Ich strzały padały nam z tyłu. Druga grupa banderowców z CKM-em szła drogą jeziorną. Chcieli zamknąć drogę wycofania się. Obok mnie był Grochowski Stanisław, Mazur-"Jaskółka" i jeszcze kilku,ale kto nie pamiętam . Naszym zadaniem było zatrzymać skrzydło banderowców idących z Piórkowicz. Co się nam udało. Wycofałem się prawie ostatni z Janówki do Stanisławówki. Było to czwarte gospodarstwo, oddalone od Janówki 100m....Nas trzech to było za mało do dalszej obrony tych pozycji. Przez łąki wycofaliśmy się do lasu rosnącego obok drogi Białoszewo - Zasmyki. Tam zebrał się cały pluton z Janówki z d-cą por. Paszkowskim. Około 12-tej ruszyliśmy od czoła do ataku, a z boku na całej długości Zasmyk ruszył atak z Zasmyk. Banderowcy zaczęli szybko się cofać, wszystko paląc. Spalili połowę Janówki. Część od jeziora zajęły Zasmyki, a banderowcy uciekali polem. Moja walka skończyła się w zabudowaniach Mazura nad jeziorem. Ja leżałem za szczapami drewna w które rąbnął pocisk, kartacz wystrzelony od strony wiatraka. Obudziłem się w szpitalu w Zasmykach u gospodarza Brzózki. Z opowiadań wiem, że pomoc z Kupiczowa nadeszła gdy nasi już byli za jeziorem”.
Z relacji Bogumiła Szarwiło: "....jednocześnie atak z ich drugiego skrzydła zatrzymał się i zaczęli się się cofać. Jak później się okazało zostali z tyłu zaatakowani przez oddział partyzancki z Zielonej, o którym wcześniej mieliśmy nie najlepsze zdanie. Wykorzystaliśmy to i ruszyliśmy do kontrataku, a było to koło południa, jak doszły jeszcze posiłki z Kupiczowa popędziliśmy ich jak stado baranów, do rzeki Turii i za nią”. O uderzeniu na tyły banderowców oddziału z Zielonej pisał Józef Turowski: "na odgłos toczącej się walki pośpieszyły z pomocą placówki samoobrony z Lublatyna oraz Zielonej, wzniecając nowe ogniska walki. Szczególnie skuteczne okazało się uderzenie z Zielonej pod dowództwem sierż. Józefa Cienkusza "Liścia", który od strony Zadyb zaatakował tyły napastników".
To zamieszanie i ucieczka Ukraińców tak opisane są w relacji sióstr Soleckich, które widziały to ze swego domu w zachodniej części Radomla:"było dobrze po godzinie trzynastej, gdy Wacek nagle, zauważył, że Ukraińcy zaczynają zachowywać się niespokojnie, a wkrótce z wyraźnym strachem spoglądać w kierunku toczącej się bitwy. Po pewnym czasie z wysokości strychu dało się rozpoznać dziwne poruszenie. Jeszcze parę minut i równolegle do Radomla ukazały się biegnące na przełaj i zapadające się w głębokim śniegu bezładne gromady niedawnych triumfatorów. Z tyłu za nimi strzelanina wzmogła się w dwójnasób. Nie ulegało wątpliwości: nadeszła odsiecz i ryzuny na sam jej widok pierzchają co sił. Polskie oddziały musiały uderzyć również od strony połódniowej, tj. od Piórkowicz, bo uciekający biegli to prosto na zachód, to znowu skręcali gwałtownie w stronę do palącego się Radomla, na północ, by za chwilę pędzić znowu co tchu na zachód w kierunku Zadyb”.
Dla dokładniejszego opisu tej walki ważny jest moment w którym do akcji weszła kompania „Kani” z Kupiczowa. Józef Turowski pisał:"Zygmunt Warduliński dopiero po dwukrotnych próbach przedarł się do Kupiczowa, na zupełnie zgonionym koniu, gdzie złożył meldunek prosząc o pomoc. Natychmiast załadowana do sań kompania por."Kani" i co koń wyskoczy popędziła w stronę Zasmyk. Pod Lityniem zagrodził im drogę oddział UPA. Wywiązała się krótka pełna determinacji walka,w której zepchnięto upowców z trasy, i pędzac dalej zostawiono grupę partyzantów dla wiązania ogniem przeciwnika. Na odgłos strzelaniny pod Lityniem , z Kupiczowa pospiesznie wyszedł oddział "Łuna" na czele z por."Olgierdem" oraz por."Sokołem". W brawurowym natarciu oddziału "Łuny" oddział upowców został rozbity i rozproszony. Tymczasem kompania "Kani" nie szczędząc koni, przez las dotarła do Gruszówki, a następnie do Zasmyk. Zwiad konny w liczbie 20 koni skierowano do Piórkowicz. Około 12-tej, ze śpiewem Nie rzucim ziemi weszła do akcji kompania por."Kani". Jej przeciwnatarcie diametralnie zmieniło sytuację. Banderowcy na wszystkich kierunkach rozpoczęli chaotyczny odwrót. Do kontrataku przeszły również oddziały samoobrony. Rozmach natarcia polskiego wymiótł banderowców ze Stanisławówki, Janówki, wyparł ich całkowicie z okolicznego terenu, zadając duże straty".
Z relacji członków oddziału samoobrony Janówki wynika, że przełom w walce i odwrót Ukraińców nastąpił jeszcze przed przybyciem kompanii „Kani” z Kupiczowa w chwili wejścia do walki oddziału z Zielonej. W tym momencie ruszył kontratak samoobrony Janówki i Zasmyk. Możliwe, że na dezorganizację w szeregach napastników wpływ miało przebicie się oddziału "Kani" przez zgrupowanie ukraińskie w lesie lityńskim i walka toczona tam przez oddział "Łuny". Taką sugestię znaleźć można we wspomnieniach Olgierda Kowalskiego uczestnika walki pod Lityniem. Niewielkie straty w kompanii "Kani" - jeden ranny, mogą również sugerować, że przybyła ona w rejon Zasmyk gdy napastnicy byli już w odwrocie.
Pościg za wycofującymi się Ukraińcami prowadzony był do rzeki Turii. Brały w nim udział oddziały samoobrony zdobywając jedno z ukraińskich działek. Ukraińcy zostali za Turią ostrzelani przez Niemców w okolicy przebiegającej tam linii kolejowej Kowel - Turzysk. Tak wspominał ten fragment walki Bogumił Szarwiło: "w czasie naszej kontry na niebie pojawił się niemiecki samolot,chyba filmował płonące budynki,ale byli tacy co twierdzili, że jednak użył działek pokładowych. Dwunastu chłopaków z samoobrony z Radomla obsadziło most na rzece i tym sposobem odcięli drogę odwrotu, co zmusiło Ukraińców do ucieczki "w pław".Tam zdobyli jedno z ukraińskich działek. Wielu banderowców utonęło pod łamiącym się lodem, inni zginęli od ognia jaki otworzyli z drugiej strony Niemcy".
Tadeusz Świder tak opisał odwrót Ukraińców: "Po rozstaniu się z Malinowskim słysząc, że bój się oddala więc do Radomla nie biegliśmy, a udaliśmy się na trakt wiodący z Kowla do Zadyb. Tam daleko w przodzie po lewej stronie widzieliśmy wycofujących się Ukraińców. Biegli Kupa wprost na dwór w Zadybach. Wyprzedzali nas bodajże o kilometr. Nasza drużyna im zabiec z boku na przeprawie przez rzekę Turię płynącą poza wsią Zadyby. Jednakże oni nas wyprzedzili i kiedy dobiegliśmy do miejsca przeprawy przez Turię to Ukraińcy byli już za rzeką w odległości około pół kilometra na łące, a ich czoło było już niewidoczne bowiem osiągnęło zagajnik pod Omelówką. Oddaliśmy za nimi po kilka strzałów, a widząc, że to nie ma sensu nie strzelaliśmy więcej. Zajeliśmy się tym co oni zostawili, a więc przed samą wodą stał wóz bez koni, a po drugiej stronie wody stało działko 45 mm, też bez koni. Ja i Heniek Grudzień ps. „Gruby” bez namysłu przeszliśmy na drugą stronę".*Ofiary po stronie polskiej
Straty polskie są różnie opisywane: Tadeusz Dunajski we wspomnieniach podaje, że zginęło 100 osób, Stanisław Żurek w Kalendarium ludobójstwa ukraińskiego dokonanego na ludności polskiej w latach 1939 - 1948 podaje: w kol. Batyń Ukraińcy zamordowali 9 Polaków, w kol. Janówka 43 Polaków, w kol. Lublatyn nie ustaloną liczbę Polaków, w kol. Radomle co najmniej 48 Polaków i w walce poległo 6 Polaków, w Stanisławówce poległo 4 członków Samoobrony. Łącznie w tych koloniach zginęło w/g tego kalendarium 110 Polaków. Bogumił Szarwiło we wspomnieniach podał, że zginęło 48 osób, J. Turowski i W. Siemaszko "Zbrodnie Nacjonalistów Ukraińskich na Ludności Polskiej na Wołyniu" podają , że zginęło 38 osób spośród ludności cywilnej, M. Fijałka podaje, że Ukraińcy zdołali zamordować blisko 50 osób, J. Turowski napisał, że z pośród ludności cywilnej zginęło 48 osób. Antoni Mariański podaje, że zginęło 57 osób, taką liczbę ofiar podaje w wyżej cytowanym liście z 1983 r. Władysław Czermiński "Jastrząb".* Czerpiąc dane z różnych źródeł podjęto próbę ustalenia imiennej listy ofiar tego napadu. Dotychczas udało się ustalić nazwiska 32* ofiar.(Lista poległych i zamordowanych). W napadniętych koloniach mieszkało w tym czasie wielu uciekinierów z innych bardziej narażonych napadami wsi Wołynia, osób mało znanych rodowitym mieszkańcom. Prawdopodobnie nigdy nie uda się ustalić nazwisk wszystkich ofiar. Nie udało się dotychczas również ustalić ilu w tej walce zginęło żołnierzy oddziału Malinowskiego z Lublatyna. Tadeusz Dunajski we wspomnieniach napisał, że ten oddział cały zginął - 13 ludzi. Bogumił Szarwiło wspomina, że mówiono o 15 członkach tego oddziału, którzy w tej walce zginęli. Nieznane są nazwiska żołnierzy tego oddziału za wyjątkiem jego dowódcy Malinowskiego*, oraz oddziału z Zielonej o którym Józef Turowski pisał, że to oddział dowodzony przez sierż. Józefa Cienkusza "Liścia" a Kazimierz Doliński, że grupa BCH "Korona" z Zielonej. Postawa żołnierzy obu tych oddziałów, którzy przyszli na pomoc walczącym sąsiadom w tak niezwykle trudnej sytuacji zasługuje na najwyższe uznanie i upamiętnienie.
*Tadeusz Świder we wspomnieniach opublikowanych w Biuletynie Informacyjnym Okręgu Wołyńskiego Nr.1 (69) marzec 2001 p.t. "Okruchy Wspomnień" wymienił kilku żołnierzy Samoobrony z Lublatyna i oddziału Malinowskiego:
plut. Aleksander Janowski "Biały"-d-ca samoobrony Lublatyna, Skonieczny Bernard (s. Lublatyn
Durka Stefan
Bielecki Antoni
Dworakowski Julian
Michalak Franciszek
Grudzień Henryk "Gruby"
Oddział Malinowskiego
Malinowski Józef d-ca, ranny 25.12.1943 w Radomlu
Malinowski Władysław
Brudzicki Józef - /Brudziński/, poległ 25.12.1943 r. w Radomlu
Kosacki Bolesław poległ 25.12.1943 r. w Radomlu
"N" Roman poległ 25.12.1943 r. w Radomlu
Kolata Antoni poległ 25.12.1943 r. w Radomlu
Jakubowski Franciszek
Dejak "N"
NN "Niuniek"
Do godzin południowych cały wysiłek walki spoczywał na członkach samoobron Radomla, Janówki, Stanisławówki i Zasmyk, którym z pomocą przyszły oddziały z Lublatyna i Zielonej. Samoobrony te pomimo praktycznie beznadziejnej sytuacji wynikającej z olbrzymich sił napastników i kilku kierunków ataku wypełniły swoją rolę umożliwiając wielu mieszkańcom ucieczkę i przede wszystkim nie dopuściły napastników do Zasmyk. Pomimo zaskoczenia zachowały zdolność bojową i po kilkugodzinnej nieustannej walce zdolne były do pościgu za uciekającym wrogiem. *Jadwiga Gołko wspominała , że budynki w Radomlu zostaly spalone do pewnego miejsca, a dalej ocalały: Donajskich, Cedelów, Wolfa, Sieńko, Reicha. Warto również pamiętać o tym, że z szeregów samoobrony napadniętych wsi wielu młodych i sprawnych żołnierzy trafiło do oddziałów "Jastrząbia" i "Sokoła", byli w tym czasie ze swoimi oddziałami poza miejscem walki.
Mam nadzieję, że w kolejnych publikacjach w których autorzy opisywać będą ten fragment historii rola jaką odegrały samoobrony z Radomla, Janówki, Stanisławówki, Zasmyk, Lublatyna i Zielonej zostanie bardziej wyeksponowana i doceniona.
Wiesław Donajski
Podkreślenia w tekście są odsyłaczami do źródła informacji.
Materiały z jakich korzystałem są również umieszczone na stronie http://pokolenia.27wdpak.pl/ w dziale "Forum - Archiwum XW" oraz na stronie http://27wdpak.btx.pl/ w dziale "Samoobrona".
Tam również umieszczono listę poległych i zamordowanych, skład osobowy samoobron Radomla i Janówki, oraz noty biograficzne dowódców.
* Uzupełnienia z 14.10.2011 r.
_________________________________________________________________________________________________
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Czytając wspomnienia uczestników nasuwa się szereg pytań:
1. Ze wspomnień Józefa Donajskiego i Bogumiła Szarwiło wynika, że w Radomlu i w Janówce zdawano sobie sprawę z tego, że taki napad w okresie świąt może nastąpić. Element zaskoczenia i uznanie początkowo, że do wsi podchodzą Niemcy co zdezorganizowało działania oddziału samoobrony szczególnie w Radomlu są w sprzeczności do informacji, że tego napadu się spodziewano w Radomlu i Janówce. Część mieszkańców obu wsi była na wyjątkowej bo porannej pasterce w Zasmykach, to również sugeruje, że zagrożenia nie traktowano bardzo poważnie lub uznano, że minęło. Dlaczego?
W kilku opisach napadu znajduje się informacja o podstępie zastosowanym przez Ukraińców polegającym na tym, że do Radomla wjechały od strony Zadyb furmanki ze słomą powożone przez woźniców w niemieckich mundurach w słomie ukrywali się ukraińscy napastnicy. Czy były jakieś wcześniejsze informacje o możliwym w tym czasie niemieckim transporcie w kierunku Kowla. Zrozumiałe w wypadku wchodzenia do wsi Niemców działanie Samoobrony polegające na wycofaniu pełniących służbę żołnierzy i ukrycie broni okazało się w tym wypadku tragiczne w skutkach. We wspomnieniach Józefa Donajskiego jest informacja o tym, że do Samoobrony Radomla dotarła informacja (polecenie?) o zbliżaniu się Niemców i konieczności ukrycia broni. Fakt użycia takiego podstępu przez Ukraińców oraz pozorowany atak na Kupiczów, przygotowanie zasadzki w lesie lityńskim i jednoczesne uderzenie na rozległym terenie świadczy o starannym przygotowaniu tego napadu a elementem tych działań była zapewne prowadzona wcześniej dezinformacja. Koncentracja polskich oddziałów w Kupiczowie może również świadczyć o tym jak skuteczna ta dezinformacja była.
2. Gdyby rzeczywiście oceniano, że zagrożenie w tym czasie dla zasmyckiego ośrodka obrony z Radomlem i Janówką istniało to dlaczego nie było w Zasmykach oddziału Jastrzębia normalnie tam stacjonującego. Tuż przed świętami oddziały stacjonujące w okolicy zostały przeniesione do Kupiczowa. Czesi przygotowali w kupiczowskim Domu Ludowym uroczystą kolację wigilijną. Atak ukraiński nad ranem (w czasie pasterki) na Kupiczów, ostrzelanie z działek. Jak się okazało atak pozorowany,oraz fakt, że oddział "Kani" jadący z pomocą walczącym w Janówce i Radomlu w lesie lityńskim musiał toczyć walkę z grupą Ukraińców (zasadzka?) świadczy, o wyjątkowo starannym przygotowaniu napadu na ośrodek zasmycki przez UPA? Czy koncentracja oddziałów w Kupiczowie wynikała z przekonania, że tam istniało największe zagrożenie? A może uznano, że takiego zagrożenia nie ma? Cytowany wyżej fragment listu "Jastrzębia" z 1983 roku: "A następnego dnia był napad na Radomle, choć o tym przestrzegałem,,... . Zginęło 57 niewinnych ludzi" potwierdza pośrednio fakt, że dowódcy zdawali sobie sprawę z zagrożenia.
3. Czy atak był tak zsynchronizowany, że nastąpił w Radomlu i Janówce w tym samym czasie? Z relacji można odnieść takie wrażenie. Wcześniejsze strzały w Batyniu czy Radomlu były by alarmem dla samoobrony Janówki.
4. Czy opisywana we wspomnieniach żołnierzy z Janówki sytuacja gdy Ukraińcy atakują wieś od strony Zasmyk (grupa która przyszła drogą z Piórkowicz) mając za plecami Zasmyki świadczy o tym, że wiedzieli o braku tam silniejszego oddziału. A może świadczy o tym, że silny opór samoobron Radomla i Janówki opóźnił grupy idące przez te wsie od zachodu i wymusił takie działanie tej grupy i ten opór ratował przed bezpośrednim atakiem Zasmyki.
5. Czy atak kompanii "Kani" był w tej walce przełomowy jak można przeczytać w opublikowanych książkach, czy przełom nastąpił wcześniej w wyniku przegrupowania oddziału z Janówki i rozpoczęcia kontrataku wspólnie z oddziałem Samoobrony z Zasmyk w momencie wejścia do walki na tyły napastników oddziału z Zielonej? Tak można odczytywać przebieg walki we wspomnieniach jej uczestników w Janówce.
6. Jakimi siłami uderzyli Ukraińcy 25.12.1943 r. na Radomle i Janówkę. Tadeusz Dunajski we wspomnieniach podaje ok. 1800, Bogumił Szarwiło ok. 2000 ludzi. Obrońcy to: Radomle 16 lub 30 (różnice w relacjach), Janówka i Stanisławówka ok. 30, Lublatyn 13 lub 15 ( różne relacje), nieustalona liczba żołnierzy z Zielonej i Zasmyk (prawdopodobnie nie więcej jak po 30 osób). Tak ogromna dysproporcja sił , oraz relacja sióstr Soleckich ze skutecznej obrony jednoosobowego punktu oporu pokazuje motywację napastników nastawionych na mordowanie bezbronnych i grabież.
7. Jakie były straty po stronie Polskiej?
8. Zniszczenia mienia dokonane podczas tego napadu są różnie opisywane, pojawiają się informacje o spaleniu prawie wszystkich budynków w Radomlu. Ze wspomnień Józefa Donajskiego (i odręcznego szkicu) i Tadeusza Dunajskiego oraz Jadwigi Gołko wynika, że w Radomlu ocalało część budynków głównie we wschodniej części wsi., oraz skutecznie broniony dom Soleckich na zachodnim skraju. Czy uporczywa obrona mieszkańców wspartych przez oddział Malinowskiego z Lublatyna ocaliła tą część wsi?
9. Gdzie walczył oddział samoobrony Radomla pełniący tego ranka służbę, który po informacji o zbliżaniu się Niemców pod dowóddztwem Stanisława Kowalewskiego wycofał się z bronią ze wsi? *



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz