Wleczono związanego i przywiązanego do sań o. Wrodarczyka. Na śniegu pozostały ślady bicia i maltretowania – krople krwi. Był to jedyny przypadek uprowadzenia żywego Polaka z miejsca pogromu. Dla duchownego, obmyślano inny, bardziej wyrafinowany i okrutniejszy sposób śmierci –powiedzieli dla PCh24.pl o. Paweł Wyszkowski OMI, przełożony Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie i o. Andrzej Maćków OMI, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego o. Ludwika Wrodarczyka OMI, zamordowanego z rąk Ukraińców.
Kiedy urodził się o. Ludwik Wrodarczyk?
W małżeństwie Karola i Justyny Wrodarczyków przyszło na świat 13 dzieci, z których dziewięcioro przeżyło dzieciństwo. Ludwik urodził się 25 sierpnia 1907 r. Jego ojciec Karol był górnikiem w kopalni „Johanka” i dorabiał uprawą małego pola. Matka Justyna była kobietą bardzo pobożną, dlatego też z tej rodziny wyszedł ksiądz – właśnie o. Ludwik i jedna siostra zakonna.
Młody Ludwik w dwunastym roku życia przystąpił po raz pierwszy do Komunii św. W drodze ze szkoły do domu często wchodził do kościoła, aby gorąco modlić się u stóp Chrystusa Eucharystycznego. Trwał na modlitwie, często godzinami. Adolf Szastok podał świadectwo o wyjątkowej powadze Ludwika i tajemniczości, majestacie i szlachetności, o bogactwie jego ducha. Jego dziecięce, lecz jakże poważne spojrzenie w przyszłość i budowanie jej w swoich marzeniach, było dążeniem w skrytości swojego serca do... świętości. Potwierdził to Franciszek Bączkowicz – inny kolega szkolny. Zapamiętał on słowa Ludwika: „Wiesz Franek, ja bym tak chciał, aby moje życie przyczyniło się do wzmocnienia Królestwa Niebieskiego. Ja bym chciał umrzeć śmiercią męczeńską”. Dziś zdanie to jest zdaniem dokonanym. Ludwik „od małego pchał się do Boga. Był to święty człowiek” – konkludował Franek.
Ojciec pragnął, aby syn został górnikiem. „Ludwik, ty bier karbidka i idź na Johanka”. Ludwik z wielką dojrzałością i pragnieniem stwierdził: „Tato, choćby jeno godzina być księdzem, ale jo niym byda”. W takiej sytuacji ojciec nie miał już nic do powiedzenia. Powołanie było bowiem błogosławieństwem dla rodziny.
Mając 14 lat wybrał Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej i wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego tegoż Zgromadzenia. Po zdaniu matury 14 sierpnia 1926 r. rozpoczął nowicjat w Markowicach k. Inowrocławia, a następnego roku, 15 sierpnia, złożył pierwszą profesją zakonną. Dlaczego wybrał właśnie to zgromadzenie zakonne?
Ludwik udał się do Małego Seminarium do Krotoszyna, aby tam dążyć przez kapłaństwo do świętości, w którym to chce osiągnąć apogeum swoich marzeń. W swoich listach do rodziny pisał, iż cieszy się z tego, że usunął się ze świata i może poświęcić się służbie Bożej. Na Śląsku, gdzie się wychowywał Ludwik, Misjonarze Oblaci byli znani z prowadzonych misji parafialnych i rekolekcji. W niedalekim Lublińcu był oblacki klasztor.
Jak wyglądały jego lata seminaryjne?
We wrześniu 1927 r. rozpoczął studia filozoficzne w Obrze. Niestety, zaraz na początku musiał je przerwać, gdyż zapadł na chorobę żołądka. Po podleczeniu w szpitalu w Poznaniu zalecono mu dłuższą kurację. Przełożeni sądząc, że aura i atmosfera rodzinna pozwoli mu przyjść do zupełnego zdrowia, wysłali go do domu. Po blisko roku kuracji, w lipcu 1928 r., wrócił do Obry i kontynuował tam przerwane studia filozoficzne . Teologię studiował trochę w Obrze, a trochę w Lublińcu. Święcenia kapłańskie otrzymał w Obrze z rąk ks. bp. Walentego Dymka 10 czerwca 1933 r.
W sierpniu 1939 r. o. Ludwik Wrodarczyk został mianowany administratorem nowo utworzonej parafii Okopy k. Rokitna, w diecezji łuckiej, w powiecie Sarny na Wołyniu, położonej dwa kilometry od przedwojennej granicy polsko-radzieckiej. Co wiemy o tej miejscowości z tamtych lat, o wiernych Kościoła rzymskokatolickiego?
Okopy były małą wsią licząca zaledwie 60 chat wieśniaczych. W 1934 r. wybudowano tam kościółek, ale wieś należała do parafii Rokitna, odległej o 20 kilometrów. Od czasu do czasu proboszcz z Rokitna czy jakiś inny ksiądz odprawiał tutaj Mszę św. W 1939 r. bp Adolf Szelążek, ordynariusz łucki, erygował Okopy jako samodzielną parafię, dołączając do niej okoliczne wioski Dołhań, Borowe Budki i częściowo polską Kolonię Netreba. Wioski te były otoczone dużymi osiedlami ukraińskimi, jak Kisorycze, Karpiłówka i Borowe. Jako parafia Okopy liczyły około tysiąca dusz. Biskup był zadowolony, że oblaci zdecydowali się przyjąć tę nową parafię. O. Wrodarczyka mianował administratorem parafii Okopy.
Oprócz posługi kapłańskiej o. Ludwik prowadził tam również działalność edukacyjną, społeczną, a nawet lekarską.
Odwiedzając swoich parafian o. Ludwik widział nędzę ludzi. Serce mu się krajało, gdy młoda matka umierała, pozostawiając małe dzieci na łasce losu. Postanowił sam zostać lekarzem dla swych ludzi. Wyspecjalizował się w leczeniu ziołami. Niektóre sam uprawiał, a niektóre kupował, gdzie było można. Wielu ludzi w ten sposób uratował, zarówno Polaków, jak i Ukraińców, gdyż nie robił różnicy wśród tych, którzy błagali go o pomoc. Czy to odwiedzając rodziny, czy też lecząc ziołami, nie brał żadnych pieniędzy. Wyjątkowo od bogatszych przyjmował dary w naturze, aby wspomóc biedniejszych. Jeden z uzdrowionych przez o. Ludwika tak opowiada: „Jego poświęcenie nie miało granic. Podawał mi lekarstwa, robił zastrzyki, pouczał rodziców, jak mają postępować. O każdej porze dnia i nocy był gotów służyć pomocą”.
„Ksiądz Wrodarczyk objął parafię bardzo zacofaną pod względem gospodarczym i społecznym – zeznaje Leon Żur, który był jego ministrantem – ludność miejscowa oświetlała swoje domostwa łuczywem, chodzono w ubraniach przez siebie wyprodukowanych i w łapciach z łyka. W uprawie roli nie znano nawet «trójpolówki». Ziemniaki sadzono pod motykę, uprawiano szpadlem, wykopywano rękami lub motyką. Nie znano pojęcia obradlania. Obce ludności były nawozy sztuczne i jakiekolwiek zbiory plonów przy pomocy maszyn. Dopiero tuż przed wojną u zamożniejszych gospodarzy pojawił się żelazny pług i kierat do cięcia sieczki, zaś siłę pociągową stanowiły woły”.
O. Wrodarczyk zajmował się leczeniem ludności przy pomocy ziół. Parafia wspierała i udzielała pomocy ludziom biednym, chorym, kalekim i niedołężnym. Doprowadził do takiego stanu poczucia obowiązku higieny osobistej tutejszej ludności, że zaczęła znikać prawie coroczna permanentna epidemia czerwonki. Oprócz leczenia osobistego uczył ludność zielarstwa i zapobiegania chorobom. Nawet czasami w trakcie kazań przypominał parafianom o sprawach doczesnych, wzywając ich do spożywania wody przegotowanej. Sprowadzał nasiona z Wielkopolski i Pomorza, wprowadzał płodozmian, uprawiał zioła lecznicze, warzywa, zboże, ziemniaki.
W latach II wojny światowej z posługą kapłańską udawał się na tereny Związku Radzieckiego zajęte przez wojska niemieckie. Docierał do Żytomierza i aż po Kijów.
Charyzmatyczna działalność o. Wrodarczyka nabierała rozgłosu i wychodziła poza granice parafii i sięgała na teren Rosji. Ponieważ Okopy leżały nad przedwojenną granicą polsko-radziecką wielu Polaków z terenów radzieckich odwiedzało kościół w Okopach. Bardzo licznie przybyli na Pasterkę w 1941 r. Wielu z nich po raz pierwszy widziało księdza i tak uroczyste nabożeństwo. Na zaproszenie przybyłych ze wschodniego Podola Polaków o. Ludwik wybrał się wiosną 1942 r. w odwiedziny do nich. Dotarł do Żytomierza i aż po Kijów. Bilans jego jednej dwumiesięcznej wyprawy misyjnej to kilka tysięcy ochrzczonych, zaopatrzenie 500 chorych oraz około 600 nawróceń.
Wierni z terenów rosyjskich obiecywali, że przyjdą do Okopów z pielgrzymką na odpust św. Jana Chrzciciela 24 czerwca 1943 r. I rzeczywiście, przybyli bardzo licznie z terenów za Zbruczem, a dołączyli do nich pielgrzymi w wszystkich okolicznych parafii. Na odpuście w Okopach było przewidziane bierzmowanie dorosłych. Ks. bp Szelążek, ze względu na podeszły wiek, nie był w stanie sam przybyć, ale mianował dziekana z Sarn do bierzmowania wiernych, zaś ks. dziekan delegował siedmiu kapłanów do pomocy o. Wrodarczykowi na czas odpustu. Odpust był wyjątkowy, skoro sześć tysięcy osób otrzymało sakrament bierzmowania, a do Komunii św. przystąpiło ponad dziewięć tysięcy wiernych.
W tym czasie na Wołyniu szczególnie dochodziło do mordowania Polaków przez Ukraińców. O. Ludwik mógł wyjechać, opuścić swoją parafię, ale został. 6 grudnia 1943 r. dochodzi do jego męczeństwa. Co o tym wiadomo?
Wieczorem 6 grudnia 1943 roku o. Wrodarczyk pisał nuty dla chóru kościelnego na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia, a później razem z br. Karolem Dziembą OMI i stuletnią staruszką, która pomagała w pracy na plebani, odmawiał Litanię Loretańską. Jakby przeczuwając – co niebawem miało nadejść – pożegnał się z bratem zakonnym, a wychodząc do kościoła powiedział: „Zostań z Bogiem Bracie i kochaj Matkę Najświętszą. Zdajmy się na wolę Bożą. Ja pójdę do kościoła, nie mogę zostawić Najświętszego Sakramentu”. Wiele razy różne osoby, a także br. Karol, namawiały go do ucieczki do lasu. On był przekonany, że jego miejsce jest w kościele i przy wiernych i nie może go spotkać nic złego, skoro sam wszystkim okazywał dobro.
Klęczał w kościele i leżał krzyżem przed ołtarzem, modlił się i czekał, aż przyjdą po niego. Godzina jego nadeszła i przyjął ją świadomie wraz z tym wszystkim, co miało nastąpić. O godzinie 22.00 płonęły już pierwsze domy podpalane przez bandy ukraińskie. Ludzie szukając schronienia uciekali do lasu. Jeśli kogoś napotkano żywego musiał zginąć. Ginęli mężczyźni, kobiety i dzieci. Owej nocy, tylko w Okopach zostało zamordowanych około kilkadziesiąt, może nawet 50 osób. Rabowany dobytek był ładowany na wozy.
Żołnierze UPA wtargnęli do kościoła w Okopach. Proboszcza spotkali na stopniach ołtarza i od pierwszych chwil zaczęli się na nim znęcać. Przed drzwiami kościoła leżały wiązki słomy, którą chciano podpalić kościół. Błagalne prośby o. Wrodarczyka odprowadziły od złych zamiarów banderowców i kościół ocalał. Na czekającą przed kościołem furmankę załadowali szaty i przedmioty liturgiczne, takie jak: monstrancję, kielichy i powieźli w kierunku Karpiłówki. Do odległej o 7 kilometrów Karpiłówki, gdzie znajdował się sztab bandy UPA, wleczono także związanego i przywiązanego do sań o. Wrodarczyka. Na śniegu pozostały ślady bicia i maltretowania – krople krwi. Był to jedyny przypadek uprowadzenia żywego Polaka z miejsca pogromu. Prawdopodobnie dla niego, jako dla duchownego, obmyślano inny, bardziej wyrafinowany i okrutniejszy sposób śmierci.
O samym męczeństwie o. Ludwika jest kilka rozbieżnych przekazów. Bronisław Janik, jako parafianin Okopów twierdzi, że o. Ludwik został rozebrany do naga i poddany nieludzkim torturom. Był kłuty bagnetami i igłami, przypiekany rozpalonym żelazem, przywiązany do kłody drzewa, przerzynany piłą do drewna i na końcu przeszyty kulami z karabinu.
Gdzie spoczywają doczesne szczątki o. Ludwika Wrodarczyka?
Nie wiadomo, gdzie pochowano ciało o. Ludwika. W końcu 1990 r. pojawiła się informacja, że po zamordowaniu księdza zakopano za stodołą jednego gospodarza w Karpiłówce. Ten z kolei, kiedy w 1944 roku wkroczyła Armia Czerwona, ze strachu przed odpowiedzialnością karną, odkopał zwłoki i wywiózł je na bagna i tam pochował. W latach pięćdziesiątych te rozległe bagniste tereny zostały zmeliorowane i osuszone. Teraz rośnie tam pszenica.
Czy został rozpoczęty proces beatyfikacyjny?
W 1994 roku rozpoczęto oficjalne przygotowania, polegające na zebraniu odpowiedniej dokumentacji, do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego o. Ludwika Wrodarczyka w archidiecezji katowickiej. Natomiast w tym roku postanowiono przenieść sprawę do diecezji łuckej. Obecnie trwają sprawy proceduralne związane z oficjalnym przeniesieniem sprawy do Łucka.
O. dr Szczepan T. Praśkiewicz OCD, konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w rozmowie ze mną powiedział: „Nie znam jednak jeszcze sprawy, by w tym kluczu, tj. w kluczu męczeństwa, był prowadzony jakiś proces, w którym prześladowcą zbiorowym byłby szowinizm ukraiński, przy udowodnieniu, że motivus praevalens tkwił jednak w kwestiach religijnych, a nie narodowościowych”. O jakim motivus praevalens jest mowa w przypadku o. Ludwika?
Procedury przygotowań do procesu beatyfikacyjnego mają za zadanie znalezienie odpowiedzi również i na to pytanie. Na dzień dzisiejszy, na podstawie zebranych dokumentów i świadectw, można mówić o przesiąkniętej złem nienawiści do o. Wrodarczyka tylko dlatego, że był księdzem katolickim. Już sam fakt, że nie zabito go na miejscu, ale postanowiono go zabrać ze sobą, żeby męczyć w szczególnie okrutny sposób, jakąś miarą świadczy o nienawiści do katolickiego kapłana. Myślę, że w toku przygotowań do procesu, a potem w samym procesie diecezjalnym, ten fakt zostanie wyświetlony bardzo dokładnie.
Czy ojcowie oblaci włączają się w obchody rocznicy Rzezi Wołyńskiej?
W parafiach, w których pracują oblaci, w niedzielę 14 lipca, tak jak i w innych parafiach, odbędzie się specjalna modlitwa w intencji ofiar, z prośbą do Miłosierdzia Bożego o ducha przebaczenia i pojednania.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
Read more: http://www.pch24.pl/nie-moge-zostawic-najswietszego-sakramentu,16414,i.html#ixzz2ZTNicjLg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz