czwartek, 6 lutego 2020

Mieczysław Samborski: Mity wołyńskie i manowce uczonych piszących o wydarzeniach na Wołyniu w 1943 roku (część I)

    Od dłuższego czasu w dyskusji naukowej i publicystycznej o tzw. wydarzeniach wołyńskich w 1943 r. nie pojawiają się żadne nowe elementy. Mimo, iż mamy większy dostęp do archiwów nie możemy wyjść poza pewien kanon argumentów. Są one stale powtarzane i przystosowywane dla bieżących potrzeb politycznych przez biorących w niej udział. Ostatnio potwierdził to Bohdan Hudź ("Nasze Słowo" nr 17/2013, dalej: "NS") mówiąc, iż polscy naukowcy przedstawiają "tradycyjną koncepcję" a i on sam nie ma żadnego nowego know how. Moja wypowiedź składa się z dwóch części autonomicznych. W pierwszej - próbuję obalić kilka mitów wołyńskich, a w drugiej - postawić własną nową hipotezę. W analizie opieram się na danych źródłowych, a interpretacje i wnioski staram się ograniczyć do minimum. Ponadto chciałbym podkreślić zastosowany przeze mnie prymat argumentów rzeczowych nad komentarzami. Ze względu na ograniczenia objętościowe Wydawnictwa poruszam tylko ważniejsze kwestie. Przystępując do analizy chciałbym przypomnieć, iż zasadnicza fala zabójstw Polaków, dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich trwała od maja do końca sierpnia 1943 r.




    * * *
    1. Ludność ukraińska była zastraszona, sterroryzowana przez "szowinistyczną" ludność polską Wołynia i nie zostało jej nic innego jak bronić się.
    Według spisu powszechnego z 1931 r., na Wołyniu zamieszkiwało 2.085 tys. osób, w tym: 1.418 tys. Ukraińców i 346 tys. Polaków. Żydów było 207 tys. W latach trzydziestych XX w. Polacy zamieszkiwali w ponad 5200 miejscowościach/osiedlach na ogólną liczbę 6800. Wiosek polskich było 745 (W. Mędrzecki, Województwo wołyńskie 1921-1939. Elementy przemian cywilizacyjnych, społecznych i politycznych, s. 77). W czasie "pierwszej okupacji sowieckiej" decyzją Stalina m.in. z Wołynia wywieziono, w ramach czterech deportacji, przede wszystkim Polaków, w tym prawie całą inteligencję i kolonistów (podkreślam). Jak przyznał Iljuszyn: (...) a do 1943 r. ich [Polaków] liczba zmniejszyła się do 8% (200 tys.). ("NS", nr 16/2013). Chciałbym zauważyć, iż na Wołyniu rodziny polskie były wielopokoleniowe (w jednej zagrodzie zazwyczaj mieszkali dziadkowie i rodzice) liczące statystycznie czworo-pięcioro dzieci. W tym miejscu postawmy pytania: czy 8% społeczności może zastraszyć resztę społeczeństwa? Czy ten odsetek ludności polskiej, której połowa była dziećmi mógł komukolwiek zagrozić? Tym bardziej, że została ona pozbawiona swojej elity intelektualnej. Czy mogła zdominować obsadę niemieckiej okupacyjnej administracji terenowej i inne instytucje okupacyjne. I koniecznie chciałbym dodać, w konkurencji do "witających na bramach okolicznościowych chlebem i solą" najeźdźców niemieckich przez ludność ukraińską. Tutaj po raz pierwszy przywołuję kategorię - proporcje. Tak więc czy proporcjonalnie ludność polska stanowiła większe zagrożenie niż ludność ukraińska we wzajemnych kontaktach? Wydaje mi się, iż statystycznie 12,5 razy większe zagrożenie było ze strony ukraińskiej. Historyk musi oceniać poprzez "proporcje" a nie tylko wyłącznie przez przypadki indywidualne. Po podstawa warsztatu historyka!
    2. Pokojowa ludność ukraińska Wołynia, byla gnębiona przez władze "Polski międzywojennej" i dlatego odpłaciła za doznane krzywdy.
    Na początku stwierdźmy, że należy rozdzielić działania władzy państwowej i zachowanie się ludności polskiej, która nie miała wpływu na podejmowane decyzje rządu. W każdym państwie, szczególnie w okresie międzywojennym mniejszości narodowe nie były zadowolone z polityki władzy wobec niej. Tak było i w przypadku Rusinów w Polsce. Strategicznym ich zarzutem była polityka polonizacji. Ale, nie inaczej planowali postąpić też aktywiści nacjonalistyczni z ludnością polską, po dojściu do władzy (tj. po 22 VI 1941 r.) przy pomocy Niemców. Uważali oni, iż: (...) tak zwaną ludność polską trzeba asymilować, uświadamiając im od razu, tym bardziej w tym gorącym i pełnym fanatyzmu czasie, że oni są Ukraińcami, tylko łacińskiego obrządku, [tylko poprzednio] usilnie poddani asymilacji. Prowodurów zabijać. I dalej: Władza nasza musi być straszna dla jej przeciwników, terror dla obcokrajowców-wrogów [czyli też Polaków] i swoich zdrajców (...) (CDAWOWU, f. 3833, op. 2, spr. 1, ark. 33-570). Z drugiej strony, to właśnie tylko w II Rzeczypospolitej rozwinął się ruch nacjonalistów ukraińskich. Oni odpłacili m.in. terrorem i sprzedażą informacji obcym wywiadom. Nie było tak w Czechosłowacji czy Rumunii gdzie była też duża ich mniejszość. Czyny te, ostatnio zostały spisane przez L. Kulińską (Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922-1939, Kraków 2009) i M. Posivnycza (Wojenno-polityczna działalność OUN w latach 1929-1939, Lwów 2010). Uważam, iż co najmniej, niechęć narodowa była obopólna. Można byłoby zastanowić się, na przykład, co działo by się z Polakami gdyby Niemcy wygrali wojnę i dopuścili Ukraińców do autonomii państwowej. Przedsmak tego znajdziemy w dokumencie z maja 1941 r. pt. "Walka i działalność OUN pod czas wojny". Możemy w nim przeczytać, iż należało przeprowadzić rejestrację osób, które przybyły do wsi po lipcu 1941 r. i rozkazano: 2. Przeprowadzenie spisów tych obywateli, którzy odznaczali się w prześladowaniu i zwalczaniu ukraiństwa. W pierwszym rzędzie chodzi tutaj o nieukraińców, chociażby Żydów, Moskali i Polaków. 3. Przeprowadzenie internowania nieukraińców, którzy podpadają pod pierwszy [dotyczył Sowietów] jak i drugi punkt (CDAWOWU, f. 3833, op. 2, spr. 1, ark. 57-76). W innym dokumencie (ibidem, ark. 77-89) możemy przeczytać: Rozpowszechnijcie wśród ludności świadomość, że nieukraińcy nie mają prawa posiadać broni na ziemi ukraińskiej, a kiedy ktoś przechowuje albo ukrywa ją - podpisuje na siebie wyrok śmierci. W razie potrzeby przeprowadzać publiczne rozstrzeliwania. Taka postawa nacjonalistów, bynajmniej, nie powstawała pod wpływem impulsu. Była kontynuowaniem m.in. działań podjętych przez ukraińską władze terenowe za czasów walk polsko-ukraińskich w 1918-1919 lat. Na przykład - ukraińska rada powiatowa w Lubaczowie w dniu 4 XI 1918 r. wprowadziła dla ludności narodowości polskiej i Żydów godzinę policyjną. W tej sprawie należy wziąć też pod uwagę niechęć do wspólnego egzystowania Rusinów z Polakami. Tak więc obarczanie winą tylko jednej strony jest nieuczciwością naukową.
    3. Polacy pierwsi zaczęli mordy na Chełmszczyźnie. Zabijali "samorządowców" (Iljuszyn) tym samym Ukraińcy nie mogli rozwijać się społeczno-kulturalnie.
    Polacy, ściślej członkowie organizacji podziemnej, wykonywali wyroki kary śmierci na kolaborantach niemieckich i to niezależnie od narodowości (w tym także na Polakach). Tylko w 1943 r. "zlikwidowano" 1246 konfidentów narodowości polskiej (L. Gondek, Polska karząca 1939-1945. Polski podziemny wymiar sprawiedliwości w okresie okupacji niemieckiej, s. 113). Ilość wykonanych wyroków na Ukraińcach była kilkakrotnie mniejsza. O nich jeszcze w 1944 r. pisał członek głównego prowidu OUN-SD Myrosław Prokop co następuje: Na liście pomordowanych na Chełmszczyźnie przez Polaków aktywistów naszego organizowanego życia [politycznego] naliczono za 1942-43 rr. - 394 osoby (O. Sadowyj, Kudu priamujut poliaki?, w: Litopis UPA, t. 24, s. 301). Siwicki (tom 3, s. 105-116) przytacza listę 399 zabitych Ukraińców przez polskie podziemie w latach 1942-1944. Nieporozumieniem jest też nazwanie ich "samorządowcami" [a byli tacy w czasie wojny?] ukraińskimi. Wykonywano wyroki na kierownikach i pracownikach okupacyjnej administracji terenowej (wójtach, urzędnikach gminnych, sołtysach), policjantach, pracownikach UDK, nauczycielach, kierownikach małych zakładów spożywczych, pracownikach kolei i kooperatyw, gajowych, duchownych i gospodarzy wiejskich (Siwicki, ibidem) współpracujących z okupantem i działających na szkodę Polaków. Gdyby trzymać się standardów ukraińskich, to zabijanie kolaboranta polskiego jest prawidłowym działaniem, a ukraińskiego - już nie. Czy to aby nie pachnie relatywizacją zdarzeń historycznych?
    Także pierwszego zabójstwa dokonano na Polaku, a nie na Ukraińcu. W dniu 11 XI 1939 r. we wsi Dachnów (pow. Lubaczów) Ukraińcy wykonali egzekucję na Macieju Cenzorze, jakoby z powodu wystąpień antyukraińskich. Natomiast, według Osadczuka (Model przebaczenia, "Gazeta Wyborcza", nr 243 z 18 X 1995) pierwszą ofiarą ukraińską był, zabity w lutym 1941 r., nauczyciel Mychajło Ostapiuk z Wereszczyna (obecnie powiat Włodawa).
    4. Po przejściu "5-6 tysięcy" policjantów ukraińskich do lasu Niemcy przyjęli na ich miejsce Polaków, którzy wykazali się szczególnym sadyzmem.
    Tej fałszywej tezie uległ nawet G. Motyka pisząc: Policjanci [polscy] często uczestniczyli w pacyfikacjach i (...) nie da się podważyć udziału polskiej policji w zbrodniach na ludności ukraińskiej (...) (Grzegorza Motyki - Od rzezi wołyńskiej do akcji "Wisła", s. 106) i zapominając, iż nadal w policji było kilkakrotnie więcej Ukraińców niż Polaków. Ale, ab ovo. W Reichskommissariat Ukraine tworzono pomocniczą policję ukraińską od listopada 1941 r. W nim, w końcu 1942 r., liczyła ona 55094 Ukraińców (P. W. Blood, Siepacze Hitlera. Oddziały specjalne SS i do zwalczanie partyzantki, s. 168), a w samym "okręgu" Wołyń i Podole - 11870 (Zur Geschichte der Ordnungspolizei 1939-1945, vol. II, Kotbus 1957, s. 90-91). Na Wołyniu od końca 1942 r. i w 1943 r. stacjonowało też sześć ukraińskich batalionów Shutzmannschaften (o numeracji: 102, 103, 104, 105, 121 i 135), które razem mogły liczyć około 3000 ludzi (A. Bolianowskij, Ukraińskie formacje bojowe w niemieckich siłach zbrojnych (1939-1945), s. 204-205). W ten sposób dochodzimy do liczby około 14870 Ukraińców służących w niemieckich formacjach policyjnych na Wołyniu. Natomiast Polacy, w większej liczbie, dostawali się do policji pomocniczej dopiero w miejsce Ukraińców zbiegłych do "lasu" (poza pojedynczymi osobami) od około czerwca 1943 r. Według realistycznych wyliczeń od marca 1943 r. mogło przejść "do lasu" do 1500 policjantów ukraińskich (M. Samborski, Udział cywilnej ludności ukraińskiej w wydarzeniach wołyńskich w okresie drugiej połowy 1942 r. I w 1943 r. Bojówki i oddziały terenowe, w: Działalność nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, red. B. Grott, s. 179), chociaż I. Patrylak ocenia, iż nie było ich więcej niż 700. Wszystkie tezy o przejściu 5 czy 6 tys. policjantów "do lasu" są nieprawdziwe m.in. z tego powodu, że dokonując wyliczeń stanu ilościowego "UPA Klaczkiwskiego" na czerwiec 1943 r. dochodzimy do liczby 4200 upowców (uzgodniłem ją z Petro Sodolem w koresponedencji listowej). Na Wołyń z Białorusi w maju 1943 r. został przerzucony Schutzmannschaften nr 202 (w literaturze określany jako "polski") liczący - pod koniec sierpnia 1943 r. - 583 członków. Przy podsumowaniu wartości ekstremalnych (przy przejściu 1500 policjantów ukraińskich do lasu i zastąpieniu ich 1500 Polakami) dochodzimy do wyniku, iż w niemieckich formacjach policyjnych mogło służyć równocześnie 13370 Ukraińców i 2085 Polaków (pomijam Schutzmmannschaften nr 107, który został sformowany po sierpniu 1943 r.). Tak więc policjantów ukraińskich było statystycznie więcej 6,4 razy niż polskich. Przy słusznym założeniu Iljuszyna, że członkowie obu narodowości musieli zachowywać się tak samo będąc pod wspólnym niemieckim zwierzchnictwem, powstaje pytanie zasadnicze - czy 2085 "Polaków" mogło wyrządzić więcej zła niż 13370 Ukraińców? Jestem przekonany, iż "statystycznie" więcej zła mogli wyrządzić policjanci ukraińscy niż "polscy". Niestety z "przykrością naukową" muszę stwierdzić, iż niektórzy naukowcy ukraińscy, a także polscy - świadomie lub nie, ukrywają prawdę o policji ukraińskiej i częściowo składającej się z "Polaków" epatując "straszliwością" pojedynczych zdarzeń. I znowu wracamy tutaj do problemu "proporcji".
    5. Terror Armii Krajowej i polskich samoobron (w tym ich oddziałów "lotnych") wobec pokojowej ludności ukraińskiej.
    Pisząc o akowcach i oddziałach AK naukowcy ukraińscy dokonują antycypacji. Działania 27. Wołyńskiej Dywizji AK "przenoszą" z pierwszego półrocza 1944 r. na cały 1943 r. przy tym stosując zamienniki nazwy takie jak: "akowcy", organizacja akowska", "oddziały akowskie" itp. Tym czasem pierwsze stałe oddziały zbrojne AK zaczęły, realnie, działać dopiero w końcu sierpnia 1943 r. I dlatego nie mogły być przyczyną ludobójstwa na Polakach.
    Jak napisał Iljuszyn ("NS" nr 16 z 2103), w praktyce, istotną rolę odegrało około sto polskich samoobron. Dodajmy na 745 miejscowości zamieszkałych tylko przez Polaków i 5200 z ludnością mieszaną. Powstały one nie dla "przyjemności" Polaków, ale ze względu zagrożenie życia i zaboru mienia ze strony nacjonalistów i ich organizacji oraz zindokrynowanej przez nich części ludności ukraińskiej. W wielu przypadkach w jednej "samoobronie" była zgromadzona ludność z okolicznych wsi. Determinowało to warunki życia w niej. Chyba normalnym jest fakt występowanie, w takiej sytuacji, braku żywności (szczególnie wobec zakazu sprzedaży jej Polakom) i broni. Trzeba było je pozyskiwać z różnych stron. Także "normalnością", w warunkach wojennych, są uderzenia prewencyjne. Wszystkie działania samoobron polskich na ich zewnątrz były wymuszone sytuacją wytworzoną przez wcześniej wymienione ukraińskie grupy i oddziały zbrojne. Niezależnie od narodowości każdy ma prawo bronić się przed przemocą oraz w przypadku zagrożenia życia i zaboru mienia. W literaturze ukraińskiej odwraca się sytuację: naukowcy i liczni memuaryści ukraińscy piszą, iż te działania samoobron to były działania terrorystyczne na ludności ukraińskiej i wymagały ukarania! Powstaje zatem pytanie - jak zachowałaby się pokojowo nastawiona ludność ukraińska zmuszona do opuszczenia ojcowizny i wegetowania na zamkniętym obszarze, bez jedzenia i bez broni? Czekaliby na cud? na zmiłowanie? czy podjęliby działania przedłużające egzystencję i czekaliby na możliwą zmianę sytuacji?
    6. "Partyzantka ukraińska" (UPA) na Wołyniu walczyła z okupantem niemieckim, partyzantką sowiecką i Armią Czerwoną. Co więcej, wszyscy oni (poza UPA) mieli pomagać Polakom.
    Jest to stwierdzenie całkowicie fałszywe. Oczywiście, w naszej analizie należy wyeliminować działania/wydarzenia wynikające z istoty okupacji, konfliktu interesów i wydarzeń wywołanych ad hoc. Także potyczki i walki "obronne" nie spełniają założonych kryteriów, bo nie były ofensywnymi. Stosunek do okupanta niemieckiego był omawiany już na pierwszej konferencji OUN-SD odbytej w październiku 1941 r. Ze względu na ograniczenia wydawnicze nie mogę bardziej rozwinąć tego tematu, ale myślę, dla naszych rozważań istotne będzie przypomnienie fragmentu odezwy głównego prowidu OUN-SD z 1 I 1944 r. pt. "Narodzie Ukraiński", w której podsumowano działalność w 1943 r. Otóż zapisano w niej: Nie szliśmy i teraz nie idziemy na ostateczne zderzenie z okupantami [niemieckim i sowieckim], bo my wiemy, że ich siły są jeszcze [dla nas] za duże (...), w: "Idea i Czyn", Nr 1(6) z 1944 r., w: "Idea i Czyn - Organ Narodu OUN", t. 24, s. 264. Warto tutaj dodatkowo przywołać fakt, iż w 1943 r. doszło do szeregu rozmów dowódców UPA z dowódcami ukraińskiej partyzantki komunistycznej o zachowniu neutralności na danym terenie, w określonym czasie (z Miedwiedwiedem i Brynskim) czy na rzecz wykonania danej operacji (z Kowpakiem). Nie inaczej było w odniesieniu do Armii Czerwonej. Gdy jej pierwsze oddziały wkroczyły 4 I 1944 r. na terytoria Polski międzywojennej, Dmytro Klaczkiwski, zamiast przystąpić do walki z zadeklarowanym przeciwnikiem, rozkazał wszystkim strukturom nacjonalistów ukraińskich ukryć się i prowadzić działania wewnątrzorganizacyjne, a sam przeszedł na stronę niemiecką frontu celem współpracy z Niemcami.
    Jeżeli chodzi o ukraińską partyzantkę komunistyczną (uporczywie nazywaną "partyzantką sowiecką" dla zatarcia jej prawdziwego pochodzenia), to poza incydentami, i wymienionymi rozmowami z nacjonalistami nie występowały większe potyczki czy walki z UPA. W dokumencie "O co walczy UPA" z lipca 1943 r. zapisano, iż: Partyzanci bolszewiccy nie przejawiają teraz wielkiej aktywności (Litopis UPA, ns, t. 1, s. 7). Potwierdził to dowódca sotni W. Łewkowycz zeznając, iż: W rejonie sarneńskim ja nie miałem walk z partyzantami sowieckimi, ponieważ latem 1943 r. ich tam nie było (DA SBU, f. 6, spr. 74268-FP, t. 1, ark. 96-102). Gdy na terenie WO "Turiw" pojawiło się w listopadzie tegoż roku Zgrupowanie Partyzanckie A. Fiedorowa, to Stelmaszczuk spotkał się z Klaczkiwskim i: Podczas spotkania podjęto decyzję niepodejmowania na szeroką skalę operacji przeciw partyzantom, by oszczędzać siły przed przyszłym starciem z NKWD (A. Gogun, Partyzanci Stalina na Ukrainie. Nieznane działania 1941-1944, s. 139). Nie walczono z tą partyzantką, aż do wkroczenia na Wołyń ACz. Tuż przed jej przyjściem prowadzono pracę propagandową, wśród ludności cywilnej. Przypominano jej, iż: Akcji wojskowych nie prowadzimy, tylko takie, w wyniku których możemy zdobyć broń, żywność, odzież i także amunicję (CDAWOWU, f. 3837, op. 1, spr. 9, ark. 50). Po wejściu ACz na Wołyń UPA nadal nie kwapiła się do walki. Tym razem jako dowódca UPA-Północ D. Klaczkiwski w rozkazie nr 29 z 6 I 1944 r. rozkazał: Przejść w głębokie podziemie. W podziemiu kontynuować przygotowanie rewolucyjno-wyzwoleńczą pracę. I dalej: Okres przejściowy wykorzystać na wyszkolenia: a) wojskowe, b) polityczne, w) fachowe. Studiować dzieje, szerzyć propagandę, udoskonalać taktykę rewolucyjno-wyzwoleńczej walk (DARO, f. P+30, op. 2, spr. 29, ark. 41). Można stwierdzić za klasykiem: jak nie teraz, to kiedy? podjąć walkę.
    Rzekomą pomoc (poza "punktowym" dostarczaniem przez Niemców niektórym samoobronom kilku-kilkunastu karabinów) świadczoną Polakom przez ukraińską partyzantkę komunistyczną i okupanta niemieckiego można skwitować tylko pytaniem - to dlaczego zginęło ich trzydzieści razy więcej niż Ukraińców?
    Nie sposób zauważyć, iż w okresie największej fali zabójstw na Polakach, z bagien Prypeci przyglądały się jej niemieckie formacje von dem Bacha. Nie stanęła też w obronie Polaków przebywająca na Wołyniu i na obrzeżach wschodniej granicy II Rzeczypospolitej kilkudziesięciotysięczna ukraińska partyzantka komunistyczna. Z drugiej strony animozje między Banachem i Bąbińskim prawie całkowicie uniemożliwiły reakcję polskiego podziemia zbrojnego. A możliwości mobilizacyjne były (w skład 27 DP AK weszło około 6-7 tys. Polaków). Okazało się, iż tylko wkroczenie na Wołyń we wrześniu 1943 r. formacji von dem Bacha (m.in. bitwa pod Radowiczami) i powstanie dziewięciu akowskich oddziałów zbrojnych, liczących ok. 1100 żonierzy zahamowało falę zabójstw Polaków, ale nie wyeliminowało ich całkowicie (np. w jednym dniu lutego 1944 r. w Wiśniowcu zginęło kolejnych 300-350 Polaków). Tacy byli odważni i bojowi banderowcy.
    Przeczytaj część II.

    Mieczysław Samborski ("Nowe Słowo" nr 23, 9.06.2013)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz