W środę 14 lipca 1943 roku o godzinie 14 oddziały UPA zaatakowały wsie Kołodno-Lisowczyzna i Kołodno-Siedlisko mordując większość mieszkańców. Zachowała się relacja jednego z nielicznych ocalonych, 12 letniego wówczas Stanisława Kazimierówa: W tym czasie słońce już zachodziło i było bardzo czerwone. Po wejściu do mieszkania kazano nam się kłaść twarzą do ziemi, ponieważ oni będą przeprowadzać rewizję w mieszkaniu, żebyśmy im nie przeszkadzali. (...) kiedy kładłem się, popatrzyłem się jeszcze przez okno na zachodzące słońce i nie miałem żadnych nadziei, że już kiedykolwiek będę mógł [je] zobaczyć (...). Tego momentu przeżycia przed świadomą śmiercią dokładnie opisać nie można, ale strasznie mnie było żegnać się z tym światem (...). Mama moja jeszcze błagała o darowanie życia, ale najprawdopodobniej otrzymała uderzenie kolbą, czego nie widziałem, ponieważ leżałem twarzą do ziemi (...). Po czym moja Mama położyła się, kładąc swoją głowę w moje nogi. Po tym momencie pozostało czekać już na śmierć, kiedy nastąpi strzał. A ja w tym czasie jeszcze proszę Boga o letką śmierć. (...) najgorzej bałem się, że może będziemy zabijani bagnetami albo siekierami, ponieważ jeden z tych [upowców] miał siekierę za pasem. (...)
Wreszcie nastąpił strzał, po którym ja odwróciłem głowę, patrzę jak ten bandyta ładuje karabin, i [on] zrobił ruch do mnie bagnetem, krzycząc „Sukinsyn, czego patrzysz". Po czym padł drugi strzał, a ja ciągle mam takie odczucie, że żyję, pada trzeci strzał, ja nadal żyję, ale już się nie ruszam, Pada czwarty strzał, po czym w głowie zrobił mi się bardzo silny huk, a ja nadal żyję, w co w ogóle nie wierzę, ponieważ strzały były oddawane na odległość nie większą jak 2 metry.(...)
W czasie masowych egzekucji, gdy giną setki i tysiące ludzi czasami udaje się komuś przeżyć. Takie nieprawdopodobne przypadki zdarzały się w Rosji Sowieckiej, Niemczech hitlerowskich, Armenii, Rwandzie i Kambodży. Relacje ocalonych zawierają podobne elementy: większość z nich zapamiętuje jakiś charakterystyczny obraz, który potem potrafi opisać ze szczegółami. Nikt nie potrafi zwerbalizować tego co czuł tuż przed śmiercią, ponieważ jest to nie do wyrażenia w żadnym języku świata. Charakterystyczne jest też poczucie nierealności tego co się dzieje potęgowane faktem, że o życiu zadecydował ślepy traf.
Nigdy nie dowiemy się czy Kazimierów przeżył dlatego, że strzelający do niego banderowiec chciał go oszczędzić czy też przeciwnie, celowo nie dobił rannego aby ten dłużej się męczył. Sam ocalony uważa, że życie zawdzięcza matce, która przed śmiercią zdążyła zasłonić go własnym ciałem. Czterokrotnie postrzelonego w nogi uratowali sąsiedzi, Ukraińcy, którzy przywieźli go do szpitala w Zbarażu.
14 lipca 1943 roku w Kołodnem zginęło ponad 500 Polaków zamordowanych w swoich domach strzałami z broni palnej i uderzeniami siekier. Tego dnia nad Wołyniem zachodziło czerwone słońce, które tak utkwiło w pamięci oczekującego na śmierć Stanisława Kazimierówa.
Źródło:
Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945", Warszawa 2000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz