poniedziałek, 14 września 2020

"Mordowali ich siekierami, młotami, maczugami". Rozmowa z dr Leonem Popkiem z Instytutu Pamięci Narodowej




- Do końca sierpnia Wołyń był wypalony, pozostały tylko enklawy polskości. Rzezie Polaków zaczęły się wiosną 1943 r., z chwilą przejścia oddziałów policji ukraińskiej w służbie niemieckiej do UPA. Ich liczbę szacuję na 6 tysięcy osób. Mieli doświadczenie w mordowaniu, wymordowali wcześniej cały naród – 200 tysięcy Żydów na Wołyniu  - mówi dr Leon Popek, historyk IPN, prezes Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Podolskiej w Lublinie.


Jest Pan autorem książki „Ostrówki. Wołyńskie ludobójstwo”, która uzyskała tytuł „Książki Historycznej Roku” w konkursie organizowanym przez IPN, TVP i Polskie Radio. Jak długo mieszkańcy Ostrówek i Woli Ostrowieckiej mieszkali na Wołyniu?
- Tradycja ustna mówi, że trafili tam z Mazowsza i mieszkali na Wołyniu już w czasach Władysława Jagiełły. Dokumenty, które udało mi się odnaleźć – wykazy mieszkańców i powinności względem dworu – pochodzą z XVI wieku.
Skąd wiadomo, że byli z Mazowsza?
- Mówili do końca gwarą mazurską. Mazurzyli, nie używali „rz”, „ż”, mówili „s”, „c”. Pomimo zaborów, braku szkół zachowali czystość językową. Nie było naleciałości języka ruskiego czy ukraińskiego.
Jak udało im się zachować przez kilkaset lat odrębność językową, religijną i etniczną?
- Pozwoliły im przetrwać bardzo silne więzy religijne z Kościołem katolickim oraz przykazania kościelne, jak np. zachowywanie postów. Z opowiadań rodzinnych wiem, że wiara była bardzo silna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. W obyczajach już były pewne naleciałości, wpływy kultury ruskiej i ukraińskiej, wierzeń przedchrześcijańskich (gusła i zabobony). Żenili się w obrębie tych dwóch wsi. Ożenek z kimś spoza tych miejscowości był uznawany za mezalians. Jeżeli ktoś decydował się na ożenek czy wyjście za mąż z kimś spoza tych dwóch wsi, to ta osoba robiła to w celach majątkowych albo przyszły małżonek był osobą o wyjątkowej urodzie. Ożenki między sobą powodowały, że były dziesiątki rodzin o tym samym nazwisku, trzeba było ich rozróżniać i stąd wprowadzono przezwiska. Były przypadki, że np. w mojej rodzinie – Szwedów był Jan syn Jana, sąsiad też był Szwed i też był synem Jana i nie byli rodziną. Dla odróżnienia rodzin tworzono przezwiska od ułomności, sytuacji związanych z daną osobą.
Czy przed sierpniem 1943 r. dochodziło tam do konfliktów etnicznych?
- Między Polakami-Mazurami a Rusinami-Ukraińcami nie było wcześniej konfliktów, bo nie podłoża zatargów. Wszyscy klepali tą samą biedę, mieszkańcy Ostrówek nie byli bogatsi od mieszkańców okolicznych wsi ukraińskich. Był głód ziemi. Ziemia ostrowiecka wcale nie była lepsza od ziemi w Równem czy w innych miejscowościach. Różnili się tym, że Polacy byli bardziej przedsiębiorczy. To wynikało z wyższej kultury.
Jedni i drudzy musieli emigrować za chlebem…
- Na początku XX wieku wyjeżdżano za chlebem na Syberię, gdzie rząd carski dawał za darmo bardzo duże areały ziemi za darmo. Część rodzin wróciła, ale np. rodzina Ulewiczów mieszka tam do dziś. Wyjeżdżano do Stanów Zjednoczonych, do Argentyny, Brazylii. Na emigrację udawały się najbardziej zdesperowane ale i najbardziej przedsiębiorcze jednostki. Niektórzy wracali, inni zostawali. Mój dziadek wyjechał do pracy w USA, ale wrócił.
Ile osób mieszkało w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej w 1943 r.?
- W Ostrówkach co najmniej 664 osoby, 121 rodzin. To nie znaczy, że było tyle domów. W jednym domu czasami mieszkało 2, 3, a nawet 4 rodziny. Były to rodziny wielopokoleniowe, czasem kilka osób z tej samej rodziny po zawarciu przez ich latorośle małżeństwa mieszkało w jednym domu. Było to też związane z uprawą ziemi. Ziemia nie była dzielona, dogadywano się i uprawiano ją razem. To była wielka sztuka rzadka na Mazowszu. W Woli Ostrowieckiej mieszkało co najmniej 866 osób, 197 osób, w sumie w obu wsiach prawie 1500 osób.
Ukraińcy próbowali wymordować Polaków rękami niemieckimi...
- Na początku lipca 1943 r. dokonano napadu pod Ostrówkami na oddział niemiecki, pod samochodem wybuchła mina i zginął dowódca. Była to prowokacja banderowców, którzy wiedzieli, że Niemcy w takich sytuacjach pacyfikowali całe wsie. Tak było i wtedy, niemieccy żołnierze od razu przystąpili do pacyfikacji wsi, podpalili dwa gospodarstwa, zginęło kilka osób, które wrzucili do ognia. Jeden mieszkaniec wsi znał język niemiecki i wytłumaczył, że to prowokacja.
Co wydarzyło się 30 sierpnia 1943 r.?
- Do końca sierpnia Wołyń był wypalony, rzezie Polaków zaczęły się wiosną 1943 r., z chwilą przejścia oddziałów policji ukraińskiej w służbie niemieckiej do UPA. Ich liczbę szacuję na 6 tysięcy osób. Mieli doświadczenie w mordowaniu, wymordowali cały naród – 200 tysięcy Żydów na Wołyniu. Zlikwidowali getto żydowskie w Mińsku. Morderstwa na Wołyniu zaczęły się wiosną od północy, od Sarn. Do końca sierpnia na Wołyniu pozostały tylko enklawy polskości, głownie te obronione przez samoobronę polską, przetrwał też cały powiat lubomelski. Zdarzały się tam przypadki mordowania działaczy społecznych czy nauczycieli, pojedyncze rabunki, poszukiwanie broni u Polaków. Ukraińcy mieli doskonałe rozeznanie, dobrze wiedzieli kto działał w podziemiu, kto posiadał broń. 29-30 sierpnia nastąpił atak na wszystkie wsie w powiecie lubomelskim.
Była to świetnie zorganizowana akcja…
- Była to akcja na dużą skalę, podwody używane do wywożenia majątku pochodziły z ukraińskich wsi odległych nawet o 30-40 kilometrów. Atak był równoczesny, różnica polegała tylko na tym, że w niektórych wsiach przeprowadzono atak 29, w innych z 29 na 30, a na Ostrówki i Wolę rankiem 30 sierpnia. Ostrówki i Wolę otoczono oddzielnymi kordonami wojska rankiem 30 sierpnia. Siły banderowskie liczyły około 2500 osób. Oprócz tych sił do wsi weszły grupy, do każdego domu po 3-5 osób, uzbrojonych także w broń palną, które wezwały gospodarzy na zebranie do szkoły. W Ostrówkach kobiety i dzieci zostały zabrane do kościoła. Mieli być spaleni w kościele, ale wywiązała się walka Ukraińców z Niemcami, Niemcy ze względu na dużą przewagę Ukraińców odstąpili, banderowcy zdecydowali, że zabiją Polaków gdzie indziej. Wypędzili ludzi zamkniętych w kościele i pędzili przez cztery kilometry pod ukraińską wieś Sokół, część mordowano podczas drogi, część zamordowano przy pomocy broni palnej pod wsią Sokół.
Prośby o ratowanie życia nie pomogły?
- Prośby o darowanie życia dzieciom nie pomogły. Wszyscy zostali zamordowani, nawet malutkie dzieci i kobiety w ciąży.
Ukraińcy zabijali głównie przy użyciu tępych narzędzi…
- Mężczyzn w Ostrówkach mordowano w dwóch gospodarstwach, w  tzw. okólniku u Trusiuka, albo u Suszka za stodołą, prowadzono po dziesięciu do przygotowanych dołów i zabijano przy pomocy tępych narzędzi. U Trusiuka strzelano, a dobijano siekierami czy młotami. Natomiast u Suszka zabijano tylko przy pomocy tępych narzędzi. W 1992 r. odnaleźliśmy dół u Trusiuka, z którego ekshumowaliśmy 80 osób i jedną osobę znaleźliśmy w studni, był to ponad dziewięćdziesięcioletni Władysław Kuwałek. Scenariusz w Woli Ostrowieckiej jest podobny, kobiety i dzieci zostały zamknięte w szkole, mężczyźni zgromadzeni na placu szkolnym i stamtąd odprowadzani po dziesięć osób do gospodarstwa Strażyca i mordowani siekierami, młotami, maczugami. W dole w tym gospodarstwie ekshumowaliśmy 243 osoby, żadna z tych osób nie została zabita z broni palnej.
Ofiary nie próbowały uciekać?
- Próbowały, ale zostały zabijane, część osób, około dwudziestu, uciekła na miejscowy cmentarz, chciała zginąć na poświęconej ziemi. Wszyscy zginęli, nigdy nie zostali pochowani. W tamtym roku znalazłem dużą kość przedramienia. Były próby pochowania przez Polaków, którzy ocaleli, ale uniemożliwił to silny ostrzał UPA. Kilku Polaków zginęło też z rąk banderowców wracając po mienie.
Cały czas odnajdywane są kolejne miejsca pochówku ofiar…
- W 2011 r. udało się odnaleźć kolejne zbiorowe mogiły. Namierzyliśmy miejsce ich spoczynku korzystając z wykrywacza, który odnalazł łuski.
Kto pochował te osoby?
- Było lato, ciała szybko się rozkładały, banderowcy kazali mieszkańcom wsi Sokół zakopać trupy Polaków, żeby nie doszło do epidemii.
Upamiętnianie Polaków z Ostrówek zaczęło się w 1990 r.
- Była to pierwsza wizyta od 1943 r. Byli wśród nas ludzie, którzy się tam urodzili i wychowywali. Ukraińcy wskazali nam miejsca pochówku ofiar, leżało tam krowie łajno. Postanowiliśmy, że trzeba godnie uczcić pamięć ofiar i zabraliśmy się do pracy. Cmentarz był zdewastowany, przy pomocy byłych mieszkańców Ostrówek i Woli Ostrowieckiej i tamtejszych Ukraińców uporządkowaliśmy go.
Ukraińcy chętnie pomagali?
- Gościli nas i pomagali w pracach. Zostały przełamane pierwsze lody, ludzie żyli w niepewności i niechęci, uważali, że wszyscy Ukraińcy byli w to zamieszani. Zaczęły się wspólne spotkania i rozmowy. Okazało się, że nie wszyscy Ukraińcy pomagali mordować Polaków, kilka polskich rodzin zostało uratowanych przez Ukraińców z narażeniem życia.
W Ostrówkach powstał pomnik ofiar, ale nie doszło do odsłonięcia…
- Ukraińskie władze nie chciały, żeby było słowo pomordowani, żeby było cokolwiek o sprawcach. Nie zgodzili się też na umieszczenie nazwisk pomordowanych. Pomnik miał się składać w centralnej części z Krzyża z napisem i godłem Polski. Godło zostało w zeszłym roku wyrwane i skradzione przez nieznanych sprawców. Znajdują się tam dwie mogiły, jedna ze szczątkami zamordowanych w 1992 r., druga ze szczątkami ekshumowanych w 2011 r. Na tych mogiłach wokół krzyża, z jednej i z drugiej strony miało być dwanaście tablic z nazwiskami tysiąca pięćdziesięciu osób pomordowanych. Radzie Ochrony Pamięci i rodzinom udało się wywalczyć kompromisowy napis „W hołdzie Polakom, którzy tragicznie zginęli 30 sierpnia 1943 r. mieszkańcom Ostrówek i Woli Ostrowieckiej”. Określenie „tragicznie zginęli” ma mniejszy wydźwięk, ale tylko tyle udało nam się wywalczyć.
Rozmawiał Mateusz Rawicz
Wywiad ukazał się pierwotnie w tygodniku Nasza Polska nr 19 (914) 7 V 2013 r.
Na zdjęciu: rodzina Jesionczaków z Woli Ostrowieckiej, zamordowana 30 sierpnia 1943 roku, ipn.gov.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz