czwartek, 5 marca 2020

Zbrodnie UPA: Relacja Antoniego Jarzyckiego

Relacja Antoniego Jarzyckiego

W nocy z 12 na 13 lutego 1945 r. czuwaliśmy w rodzinie jak zawsze na zmianę. Było nas pięcioro: mama lat 40, siostra Emilia, lat 15, ja Antoni lat 14, bracia: Stasio lat 8 i Rudolf, lat 7. Nasz ojciec został powołany na wojnę w 1939 roku, z której nie powrócił. Tej nocy od godziny 24, czuwała mama i około 1-szej, krzyknęła do nas „Dzieci wstawajcie! Pali się!”
Szybko pomogła nam rozespanym, ubrać się i siostrę Emilię z dwoma małymi braćmi odesłała do schronu u sąsiada Władysława Jarzyckiego, który mieścił się w stajni murowanej z kamienia pod murowanym domem mieszkalnym. Ja zaś pobiegłem do naszej stajni, aby wypuścić zgromadzone tam bydło, a było go tam sporo bo przyprowadzili je do nas mieszkańcy z odległych od centrum zagród. Kiedy wypędzałem bydło, zauważyłem jak banderowiec podpalał dom u sąsiada Tomasza  Dancewicza. Ten mnie również zauważył i zaczął się zbliżyć do naszej zagrody W tym czasie mama wynosiła z domu odzież i żywność. Na mój znak o niebezpieczeństwie, mama uciekła i gdzieś się ukryła. Ja natomiast nie zdążyłem już ukryć się w schronie u sąsiada Wł. Jarzyckiego, wtedy pobiegłem dalej do wsi do schronu Jędrzeja Łaciny. Tam mnie przyjęto. W schronie było wiele osób, m.in. Kajetan, syn Jędrzeja Łaciny z bratem Józefem, Antonina Federowicz i inni. Natomiast w domu mieszkalnym krytym dachówką ukryło się wielu sąsiadów. Sam Jędrzej Łacina, lat 55, z sąsiadem Henrykiem Fedorowiczem uwijali się wokół budynków strzelając do napastników, powstrzymywali ich w ten sposób do podejścia do zagrody. W czasie walki H. Federowicz otrzymał postrzał prosto w usta. Zginął na miejscu. Jędrzej Łacina po wystrzeleniu wszystkiej amunicji schronił się w domu mieszkalnym, wtedy banderowcy podpalili jego zabudowania gospodarcze. Schron, przykryty obornikiem zaczął się palić od ognia budynków gospodarczych. Gryzący dym zmusił wszystkich do opuszczenia schronu. Część ludzi ukryła się w domu mieszkalnym a część zaczęła uciekać. Wśród nich byłem ja i Kajetan Łacina. Schroniliśmy się do sadu, skąd zamierzaliśmy uciekać dalej w pole. Podczas ucieczki zauważyliśmy jak na jednym podwórzu banderowcy kogoś biją okładając drągiem lub siekierą. Jak się później okazało ofiarą tego bicia był Józef Kosiński „Jutka”, którego zwłoki odnaleziono w tym miejscu. W tej sytuacji zawróciliśmy i pobiegliśmy do domu Jędrzeja Łaciny.
Na dworze było jasno jak w dzień od płonących zabudowań. Kiedy zastukaliśmy do drzwi domu J. Łaciny, ten myślał, że to już banderowcy dobijają się do jego domu. Pozostał mu tylko jeden pocisk w karabinie, który trzymał już tylko „ dla siebie”. Po chwili poznał nas i wpuścił do środka. W mieszkaniu było kilkanaście osób, w tym kilku mężczyzn bardzo odważnych ale bezsilnych, bo pozbawionych amunicji do swoich karabinów. Wszystkich nas ogarniał strach, bezsilny gniew i bezradność wobec uzbrojonych morderców. Pozostała nam tylko modlitwa do Boga. Na szczęście nad ranem banderowcy wycofali się ze wsi. Moja mama ocalała, uratowała się od niechybnej śmierci ukryta w śniegu w głębokim dole po okopach. Przez dłuższy czas chodziła po pogorzeliskach i szukała nas, swoje dzieci. Odnalazła je żywe w schronie u Wł. Jarzyckiego i mnie w budynku J. Łaciny. Byłem cały zmarznięty i do tego bez butów, które zgubiłem w śniegu podczas ucieczki. Cała wieś była jednym pogorzeliskiem. Niewiele budynków ocalało. Ludzie żyli pod ciągłym strachem i obawą, że banderowcy ponownie powrócą. W południe wpadł pododdział milicji sowieckiej w „pogoni za bandą UPA”. Niestety był to tylko demonstracyjny kamuflaż, ponieważ pododdział nie poszedł wcale w tym kierunku, który mu wskazywali puźniczanie. Przez kilka dni siedzieliśmy w schronie u Wł. Jarzyckiego, a następnie przenieśliśmy się na plebanię. W sytuacji niezwykle trudnych warunków do życia udaliśmy się do miasteczka Koropiec, a że i tam nie było żadnych szans na otrzymanie mieszkania, poszliśmy do Buchacza. Po kilku miesiącach załadowano nas na transport kolejowy i przywieziono  do Polski na Ziemie Zachodnie w rejon byłego powiatu Prudnik do wsi Niemysłowice.
Materiały pochodzą z „Na Rubieży” – nr 21/1997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz