poniedziałek, 28 marca 2016

Doszno, gmina Datyń – wieś polska licząca ok. 60 gospodarstw. 28 sierpnia 1943 r. grupa upowców przybyłych z sąsiedniego Datynia dokonała rzezi ponad 50 osób. Niektórym mieszkańcom udało się uciec. Wielkiej pomocy udzielili im Ukraiń- cy ze wsi Wielimcze, o której przed wojną mówiono, że zamieszkuje ją szlachta ukraińska. Wielu z nich było baptystami, z powodów etyczno-religijnych sprzeciwiali się przemocy. Karmili i przechowywali niedobitków, przeprowadzali lasami w bezpieczne miejsca, grzebali zamordowanych. Wasyl Burko z narażeniem własnego życia ratował Polaków, Żydów i Cyganów. Trójka ocalałych dzieci Kazimierza i Marii Jedynowiczów schroniła się u sąsiada Ukraińca, który je nakarmił i wskazał drogę do Wielimcza. Wśród Polaków, którzy zdołali się uratować, była Franciszka Kosińska z dwuletnią córką Mirosławą. „Weszłyśmy do chaty Ukraińca. [...] przed dom zajechała banda na koniach. Może 30, może 40 ludzi. [...] wszedł jeden i od progu zapytał: »hde tu Polaczka Frania?« [...] Odparłam po ukraińsku – a jeżeli to ja Polaczka Frania, to nie wolno mi żyć? Dziecko przyczepione do mojej szyi szeptało: »nie mów po polsku, nie mów po polsku...« Modliłam się, patrząc mu w oczy, których nigdy nie zapomnę. [...] Mój gospodarz tymczasem przekonywał Ukraińca, że tu nie ma żadnej Polaczki Frani, a ta to »niespełna rozumu«. »A gdzie ona brała ślub?« – dopytywał się tamten. »No jak gdzie? W cerkwi, a gdzie mogła brać?« [...] bandyci zaczęli odjeżdżać [...] Nagle usłyszałam za sobą jakiś łomot. To gospodarz próbując usiąść na krześle zwalił się na podłogę. Dostałam jakichś drgawek, ząb nie trafi ał na ząb. [...] Reszta domowników stała jak zahipnotyzowana. [...] Zaopiekowali się nami Ukraińcy z Wielimcza, którzy przynieśli mleko dla dziecka i jedzenie. Przez około 10 dni ukrywaliśmy się w lesie. [...] Ukrainiec Sawłuk najpierw wziął moją matkę i Józię, i przeprowadził je do Ratna, a w parę dni później drugi Ukrainiec, którego nazwiska nie znam, a tylko przezwisko »Hrymuczy Romanko«, przeprowadził mnie z dzieckiem, męża i jego stryjecznego brata również do Ratna. [...] Córka jego Maria przyniosła bochenek chleba i klinek sera na drogę, żegnając nas z płaczem. W Ratnem wszystkimi uciekinierami z Doszna zajmował się i bardzo pomagał Ukrainiec Kozioł oraz jego żona”. W 1990 r., w 47. rocznicę tragedii, w Dosznie dokonano odsłonięcia pięciu marmurowych tablic z nazwiskami pomordowanych Polaków. Franciszka Kosińska, za- 55 proszona przez ukraińskie władze, wraz z córką Mirosławą wzięła udział w uroczystościach. Źródło: M. Bacławska z d. Kosińska, Dlaczego?, [w:] Świadkowie mówią..., s. 34–36; AW, II/2638, Relacja Mirosławy Bacławskiej, k. 10–19; W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo..., t. 1, s. 329.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz