
Woronczyn, gmina Kisielin – wieś ukraińska, w której żyło kilka rodzin polskich. 15 lipca 1943 r. w Woronczynie, osadzie Kieleckiej i innych przyległych miejscowościach z rąk banderowców zginęło ponad 60 Polaków. Uratowało się małżeństwo o nazwisku Szymula. Uciekając z kolonii Zabara znaleźli się w Woronczynie, gdzie zostali ostrzeżeni przez znajomego Ukraińca. Zrabowano im całe mienie z wozem, ale ocaleli. Stanisława Zdzymira, która ukrywała się w zbożu ze swoim dziadkiem, a później przez 2 tygodnie także z matką i młodszym rodzeństwem, wspomina o pomocy, jakiej udzielił im sąsiad, Ukrainiec Szopiak: „Kiedy mnie zobaczył, to się przeżegnał i powiedział: »To ty żyjesz! Nie zabili cię?!«. Kazał mi chwilę poczekać. Sam poszedł do domu i wrócił z kawałkiem chleba i łopatą. [...] pokazał mi, gdzie Tatę zakopał. [...] Poradził nam, żebyśmy nadal pozostali w ukryciu. [...] O tym małym kawałku chleba, który dał mi p. Szopiak, żyliśmy już tyle dni. Mama każdego ranka dawała nam po okruszku. [...] ostrzegł nas, że płacz dziecka słychać we wsi. Powiedział, że kiedy ktoś obcy będzie we wsi, wtedy on zacznie klepać kosę. Wtedy należy stłumić płacz. Kładliśmy wtedy na buzię siostry wełnianą chustkę. Kiedy tak siedzieliśmy w polu, mieliśmy z bratem marzenia. Brat przed śmiercią chciał się przespać w łóżku, a ja chciałam napić się wody”.
Źródło: W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo..., t. 1, s. 172; Wspomnienia Stanisławy Jędrzejczak z domu Zdzymira, „Biuletyn Informacyjny. 27 Wołyńska Dywizja AK” 2000, nr 1, s. 67–71.

W tym dole pod środkowym drzewem leżą pomordowani Woronczynianie.


Na tym miejscu stał mój dom, gdzie się urodziłem. Został z niego tylko kawałek cegły, którą trzymam w ręku.
zdjęcia: Zbigniew Burzak
http://zbigniew-burzak.bloog.pl/?smoybbtticaid=616b82
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz