niedziela, 1 marca 2020

Wspomnienia ocalałych mieszkańców Berezowicy Małej o tragicznych wydarzeniach z lutego 1944 r.

  Berezowica Mała. Obora, w której ludobójcy zamordowali i spalili 30 Polaków w nocy 22/23. 02.1944 r.
Berezowica Mała. Obora, w której ludobójcy zamordowali i spalili 30 Polaków w nocy  22/23. 02.1944 r.
Władysław Kubów – „ Banderowcy z 22 na 23 lutego, napadli na naszą wieś ogromną siłą, mordując nożami i piłami 131 osób: dzieci, kobiety i starców. 40 osób spalono. Po dokonaniu grabieży spalono też około 30 gospodarstw – przy czym palono tylko te domostwa, które nie były w sąsiedztwie z ukraińskimi... Bandy przyjechały od strony granicy wołyńskiej na przysiółek położony około jednego kilometra od wsi. Tu, by nie spłoszyć śpiącej wioski nie strzelano. Piotra Szewczuka siekierą porąbano na trzy części. Katarzynę Tomków, której mąż fornal zmarł na gruźlicę, wraz z siedmiorgiem małych dzieci zakłuto bagnetami. Janowi Nowakowskiemu siekierą odrąbano głowę poprzez zęby, przy nim leżała zakłuta jego żona...”

Maria Kozibroda z Wiśniowskich – „ W nocy z 22 na 23 lutego już spaliśmy, nagle ktoś pod oknem krzyczy: Marysiu śpicie, bo nasze już pomordowane. Wtedy ja i moi rodzice pozrywaliśmy się, włożyłam buty, bo w ubraniu zawsze spaliśmy, wybiegłam na dwór tylko w sukience... Wróciłam jednak, włożyłam męża futro... Pobiegliśmy wszyscy do sąsiada Kornelka. Tam już było więcej ludzi. Jak ta banda wpadła do niego to on jakoś się wymknął i uciekł tylko w koszuli, leciał przez całą wioskę i krzyczał: ludzie uciekajcie, bo moja rodzina już wymordowana... Patrzymy a na ulicy aż szaro od tych bandytów. Spotykam Franka Wiśniowskiego, który mówi że jego żona i dziecko już zamordowane... Była ostra zima, śniegu po pas i ja tym śniegiem przez sady i płoty uciekałam. Upadłam na kupę drzewa. Myślę sobie, niech mnie już tu zabiją. Dalej nie mogłam iść. Byłam bardzo zmęczona... byłam wtedy w ciąży. Na szczęście Ludwiślka i Stach Wiśniowscy też uciekali, wzięli mnie za rękę, wyciągnęli z rowu do lasu...”

Anotonina i Stanisław Kubów - ...”Zaczął się mord na chutorach od domu Kurylczuka. W straszny sposób została wymordowana jego rodzina i tylko on sam się uratował. Jego trzyletniego synka nadziano na bagnet i mimo płaczu i krzyku dziecka śmiali się i wymachując bagnetem mówili, że to jest polski orzeł. ...Gdyśmy usłyszeli krzyk to uciekaliśmy z jeszcze jedną rodziną na strych. Sąsiedzi też chcieli się do nas schować, lecz już nie było miejsca – poszli więc do stajni Sesiuka. Gdy Ukraińcy dowiedzieli się, że w stajni jest dużo ludzi, poszli tam i wyrąbawszy drzwi pomordowali ich, wrzucili parę wiązek słomy polanej benzyną i podpalili ją. Tylko czterech ludzi uratowało się, wyskoczyli oni ze strychu osmoleni i opaleni...”

Władysław Kubów „Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło Zbaraża” – opis wsi po dokonanym mordzie ...”Poszliśmy oglądać wieś, wszędzie trupy i zgliszcza. Leżał pod domem zakłuty Jan Szymków, ojciec naszego kolegi Tadzika. W oborach i innych budynkach zwłoki były tak spalone, że nikogo nie można rozpoznać. Przyszedłem do domu mojego kolegi Franka Sowińskiego, jego mama i ojciec leżeli na podłodze obok siebie zastrzeleni, a Władka Sowińskiego kula dopadła, gdy usiłował przeskoczyć przez okno... Naprędce robiono trumny i zbierano zwłoki pobitych i szczątki spalonych ciał ludzkich i grzebano, razem z księdzem, na pobliskim cmentarzu we wspólnej mogile. Śpieszono się, bo nikt kto żywy nie chciał pozostać na noc we wsi – cmentarzu.”



Źródło: 

Władysław Kubów, "Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło Zbaraża wspomnienia" wydanie II Warszawa 1994

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz