Arkadiusz Karbowiak, wcześniej dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych, w swoim artykule nt. Birczy nazywa bojówkarzy UPA „partyzantami” i twierdzi, że jej obrońcy dopuścili się zbrodni na upowcach. Jego tezy krytycznie komentują dr hab. Andrzej Zapałowski i Mirosław Majkowski. Ich zdaniem powielają one twierdzenia ukraińskich nacjonalistów, nie mają nic wspólnego z faktami, a służą jedynie zdezawuowaniu obrońców Birczy.
Na łamach miesięcznika „Historia Do Rzeczy” ukazał się artykuł Arkadiusza Karbowiaka, byłego wiceprezydenta Opola i także byłego dyrektora i współtwórcy powstającego Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie. W artykule pt. „Tragedia Birczy. Mord żołnierzy LWP na UPA” pisze m.in., że „żołnierze komunistycznego wojska bronili Birczy przed UPA”, a „po bitwie dopuścili się zbrodni”. Karbowiak nazywa upowców „partyzantami”, a opisując sprawę ekshumacji ponad 20 bojówkarzy UPA, którzy wcześniej zaatakowali Birczę twierdzi, że część z zabitych nie zginęła w walce, ale została zamordowana po dostaniu się do niewoli. Powołując się na opinię zespołu antropologów prof. Andrzeja Koli, archeologa z UMK w Toruniu, twierdzi, że część pojmanych członków UPA została „zamordowana strzałami w głowę lub zatłuczona zapewne kolbami na śmierć”. –Te informacje trudno jednak usłyszeć z ust głośno sławiących heroizm żołnierzy, organizatorów IV obrony Birczy – pisze Karbowiak.
Według cytowanej przez autora opinii naukowców, tylko w przypadku dwóch szkieletów dopatrzono się śladów przestrzelin. „W większości pochowanym tu osobom śmierć zadano prawdopodobnie przez rozbicie tępymi narzędziami czaszek. W kilku wypadkach śmierć spowodowana była strzałem w tylną część podstawy czaszki” – napisano.
„Kłamstwa ukraińskich nacjonalistów”
Zdaniem Mirosława Majkowskiego, znanego działacza patriotycznego z Przemyśla, znającego tematykę i specyfikę prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych, artykuł ten „opiera się na steku kłamstw lansowanych przez ukraińskich nacjonalistów”.
– Podczas ich [członków UPA – red.] ekshumacji i przeniesieniu na cmentarz w Pikulicach pod Przemyślem zespół ekshumacyjny niczego takiego nie stwierdził. Upowcy zginęli w walce. Teza o mordzie pojawiła się po ich ponownym pochówku i jest lansowana do dziś. Poza tym nacjonaliści naciskali , aby grób tych bandziorów znajdował się w Birczy na co nie zgodziły się ( i słusznie ) władze Birczy wiedząc, że stanie się miejscem neobanderowskiego kultu. W stosunku do przedstawicieli władz Birczy próbowano zastraszania – napisał Majkowski na facebooku.
W rozmowie z portalem Kresy.pl Majkowski potwierdza, że doniesienia o rzekomym zamordowaniu upowców pojawiły się dopiero po pewnym czasie i bez potwierdzenia naukowego. Jak powiedział, swego czasu przedstawiciele nieistniejącej już Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa mówili, że nic nie wskazywało na to, by doszło tam do jakiejś egzekucji bojówkarzy UPA. Nie ma też żadnych dokumentów, które by to potwierdzały. – To jakaś bzdura wyssana z palca, stworzona na potrzeby propagandy ukraińskich nacjonalistów – mówi Majkowski.
Przemyski działacz uważa, że władze Birczy słusznie nie zgodziły się na pochówek w ich miejscowości ekshumowanych upowców. – Gdyby się zgodzili, to miejsce to stałoby się miejscem „kultu”, tak jak to stało się w przypadku cmentarza w Przemyślu-Pikulicach. Czego najlepszym przykładem jest m.in. panachyda. W jej trakcie zawsze na grobie upowców składane są wieńce i kwiaty – uważa Majkowski.
Jego zdaniem, artykuł Karbowiaka i podobnemu temu twierdzenia są rozpowszechniane po to, by zdezawuować działania środowisk patriotycznych i kresowych na rzecz powrotu Birczy na tablicę przy Grobie Nieznanego Żołnierza. – To taka „kontra” pokazująca, jak to Polacy mordowali „bojowników o wolną Ukrainę”.
Podobnego zdania jest dr hab. Andrzej Zapałowski, historyk i ekspert ds. bezpieczeństwa. – To reakcja środowisk związanych z nacjonalistami ukraińskimi i Związkiem Ukraińców w Polsce, które pałają dużą sympatią do UPA i jej działalności po II wojnie światowej, a także do celów tego środowiska. Obrońców Birczy, w tym akowców i członków samoobrony, próbuje się dezawuować i odwrócić to, że wieś atakowali m.in. byli SS-mani i byli członkowie ukraińskiej policji w służbie III Rzeszy – mówi ekspert.
Historyk zaznacza, że upowcy atakując Birczę ponieśli straty ponad 20 zabitych, a prawdopodobnie jeszcze więcej, ponieważ najpewniej część zabitych zabrali ze sobą. Ci ludzie zginęli głównie na przedpolu w trakcie walk. Jego zdaniem, opinia antropologa nt. obecności pocisku w czaszce nie świadczy o tym, że musiał on zostać zamordowany. – Tam strzelano z broni maszynowej, która „sieje” i trafia w różne części ciała. Celuje się do postaci atakującej, a gdzie kula trafi, tam trafi. Wysuwanie na tej podstawie tego rodzaju teorii jest absurdem – mówi prof. Zapałowski.
Ekspert podkreśla, że w źródłach ukraińskich nie ma żadnej wzmianki o jakiejś większej grupie upowców, która dostałaby się do niewoli. Nie ma też na ten temat żadnych relacji po stronie polskiej. A w tamtym czasie, na początku 1947 roku, meldunki były pisane przez administrację samorządową w Birczy oraz oddzielnie przez wojsko i milicję. – W żadnym z tych meldunków nie ma o tym mowy – zaznacza dr hab. Zapałowski. Przypomina też, że upowcy atakując Birczę byli ubrani w mundury Wojska Polskiego. A za podszywanie się w czasie II WŚ pod jedną ze stron walczący, zgodnie z międzynarodowymi zwyczajami i prawem, groziło natychmiastowe rozstrzelanie. – Tu oczywiście nie mieliśmy z tym do czynienia. Jednak nawet, gdyby do tego doszło, to rzecz byłaby usprawiedliwiona.
Zdaniem prof. Zapałowskiego, tezy przedstawione w artykule Karbowiaka są absurdalne. Uważa, że chodzi o zdezawuowanie obrony polskości na tamtych terenach. – Pamiętajmy, że w tym czasie Chruszczowowi zależało destabilizacji tego terenu, bo cały czas myślał o zajęciu Chełma, Przemyśla i ustaleniu zachodniej granicy Ukraińskiej SRR na linii granicy III Rzeszy z ZSRR po agresji na Polskę w 1939 roku.
Historyk przypomina też, że podobnie absurdalne są tezy, jakoby Birczy broniło NKWD. Zaprzecza temu m.in. szereg relacji cywilów, którzy wówczas byli w tej miejscowości. Wszyscy mówią, że wówczas w Birczy sowietów nie było. – Byli oficerowie pochodzenia sowieckiego oddelegowani do Wojska Polskiego, jak wówczas w całej armii. Ale sowietów jako takich nie było, więc nie bronili Birczy – mówi dr hab. Andrzej Zapałowski. Przypomina też, że zasłużony dla obrony Birczy por. Grabarczyk, dowódca kompanii moździerzy, który został za to odznaczony orderem Virtutti Militari, był żołnierzem 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. W obronie Birczy brali też udział m.in. żołnierze AK z Białostocczyzny. W 1953 roku, gdy Informacja Wojskowa ujawniła, że por. Grabarczyk był żołnierzem 27 DP AK, zdegradowano go i wysłano do pracy w kopalni.
– Strona ukraińskich nacjonalistów i sympatycy UPA z tamtego okresu za pomocą osób trzecich, bo samym im nie wypada, robią co mogą, żeby zdezawuować obronę polskości i polskiej ludności w Birczy, także z okolicznych wiosek, bo UPA już wówczas powszechnie tam mordowała –mówi prof. Zapałowski. Zaznacza też, że mówienie o „partyzantach z UPA” to poważny błąd:
– Termin „partyzanci” odnosi się przede wszystkim do oddziałów uznanych w prawie międzynarodowym, identyfikujących się z jakąś formą państwa, które istniało lub reprezentuje ogół obywateli. A formacje UPA to były bojówki partyjne. I to jednej frakcji, OUN-B, reprezentujące znikomą część narodu ukraińskiego. Tylko na Wołyniu w partyzantce sowieckiej było dwa razy więcej Ukraińców, niż w UPA. Tutaj nie możemy mówić, że upowcy reprezentowali jakąkolwiek formę państwowości. Tak naprawdę można powiedzieć, że to byli terroryści i sabotażyści. Oni zresztą sami nazywają siebie „bojownikami”. A niektórzy wprowadzają czasem termin „żołnierze UPA”, co jest już w ogóle nieporozumieniem. To element polityki historycznej, który środowiska ukraińskich nacjonalistów narzucają od 1990 roku, a potem od uchwały ws. operacji Wisła, nazywanej „Akcją Wisła”. Choć była to operacja wojskowa „Wisła”, w ramach której odbywała się akcja przesiedleńcza.
Kresy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz