Ludobójstwo ukraińskie na Polakach wchodziło w skład prostego programu, który nacjonaliści ukraińscy wpoili znacznej części swojego społeczeństwa: trzeba usunąć Żydów, Polaków, Węgrów, Rumunów i innych obcych, a Ukraina zaistnieje. Do tego dochodził motyw zwykłego rabunku.
O narodzie, który przestaje pamiętać, pamięć prędzej czy później zaginie. Jako absolwent peerelowskich szkół nic o Rzezi Wołyńskiej nie wiedziałem. Nawet podziemna literatura ani ostatnie ćwierć wieku tej luki w moim wykształceniu nie uzupełniły. Książkę Joanny Wieliczki-Szarkowej „Wołyń we krwi 1943” czytałem z rosnącym przerażeniem. Opisuje ona historię tych ziem od XV w., co pozwala lepiej zrozumieć ludobójstwo na Polakach, które miało miejsce w 1943 i 1944 r.Zadanie pełnego zniszczenia polskości na Ukrainie było realizowane z dziką konsekwencją. Opisywane w książce metody zadawania śmierci są porażające. Były w dodatku połączone z torturami. Mężczyźni, kobiety i dzieci doświadczali takich okropieństw jak: „rąbanie siekierami, wbijanie gwoździ w czaszkę, skalpowanie, obcinanie lub odrąbywanie ręki, nosa, uszu, warg lub języka, uderzanie obuchem siekiery w czoło lub czaszkę, rozrywanie ust od ucha do ucha, podrzynanie gardła, rozrąbywanie głowy siekierą lub jej odrąbywanie, obcinanie piersi kobietom, przecinanie na pół piłą, rozcinanie brzucha ciężarnej kobiecie i wrzucanie czegoś do wnętrza, wkładanie czegoś do pochwy, wieszanie ofiar za wnętrzności, wyrywanie im żył, przypalanie dłoni, rąbanie całego ciała na części, przybijanie gwoździami do stołu lub w kościele do krzyża, wbijanie kołka do brzucha, rozrywanie tułowia końmi lub łańcuchami, wleczenie po ulicy ze sznurem zawieszonym na szyi, strzelanie do człowieka jak do tarczy, wieszanie na drucie kolczastym, zakopywanie żywcem do ziemi i ścinanie kosą głowy, podpalanie ofiary, wyrzynanie żyletką skóry na ciele, wrzucanie żywcem dzieci do studni lub do palących się budynków, wieszanie za genitalia, wbijanie na pal lub na sztachety w płocie, topienie w rzece, wrzucanie niemowląt na widły”.
Zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach w 1943 i 1944 r. były ludobójstwem. Akcje były zaplanowane, zorganizowane i miały charakter masowy. Na Wołyniu ten genocyd pochłonął 60 000 ofiar. Z 1150 osad i 31 tys. zagród UPA zniszczyła ponad 90 proc. Oprócz bojowników UPA w rzeziach uczestniczyła ukraińska ludność, nie wyłączając kobiet i dzieci. Byli Ukraińcy, którzy nie brali udział w ludobójstwie. Byli też tacy, którzy Polakom pomagali. Wielu z nich zginęło, gdy ich rodacy odkryli tę pomoc. Jednak zamordowano co piątego Polaka mieszkającego na Wołyniu. Obrabowane gospodarstwa po wymordowaniu mieszkańców były palone i unicestwiane. Wycinano nawet drzewa wokół domostw, a grunt zaorywano. To miało być ostateczne rozwiązanie.
Jest wiele powodów, dla których prawda o przemilczanej zbrodni na Wołyniu z takim trudem przebija się do świadomości Polaków. Jednak nic nie usprawiedliwia tej amnezji.
O narodzie, który przestaje pamiętać, pamięć prędzej czy później zaginie. Jako absolwent peerelowskich szkół nic o Rzezi Wołyńskiej nie wiedziałem. Nawet podziemna literatura ani ostatnie ćwierć wieku tej luki w moim wykształceniu nie uzupełniły. Książkę Joanny Wieliczki-Szarkowej „Wołyń we krwi 1943” czytałem z rosnącym przerażeniem. Opisuje ona historię tych ziem od XV w., co pozwala lepiej zrozumieć ludobójstwo na Polakach, które miało miejsce w 1943 i 1944 r.Zadanie pełnego zniszczenia polskości na Ukrainie było realizowane z dziką konsekwencją. Opisywane w książce metody zadawania śmierci są porażające. Były w dodatku połączone z torturami. Mężczyźni, kobiety i dzieci doświadczali takich okropieństw jak: „rąbanie siekierami, wbijanie gwoździ w czaszkę, skalpowanie, obcinanie lub odrąbywanie ręki, nosa, uszu, warg lub języka, uderzanie obuchem siekiery w czoło lub czaszkę, rozrywanie ust od ucha do ucha, podrzynanie gardła, rozrąbywanie głowy siekierą lub jej odrąbywanie, obcinanie piersi kobietom, przecinanie na pół piłą, rozcinanie brzucha ciężarnej kobiecie i wrzucanie czegoś do wnętrza, wkładanie czegoś do pochwy, wieszanie ofiar za wnętrzności, wyrywanie im żył, przypalanie dłoni, rąbanie całego ciała na części, przybijanie gwoździami do stołu lub w kościele do krzyża, wbijanie kołka do brzucha, rozrywanie tułowia końmi lub łańcuchami, wleczenie po ulicy ze sznurem zawieszonym na szyi, strzelanie do człowieka jak do tarczy, wieszanie na drucie kolczastym, zakopywanie żywcem do ziemi i ścinanie kosą głowy, podpalanie ofiary, wyrzynanie żyletką skóry na ciele, wrzucanie żywcem dzieci do studni lub do palących się budynków, wieszanie za genitalia, wbijanie na pal lub na sztachety w płocie, topienie w rzece, wrzucanie niemowląt na widły”.
Zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach w 1943 i 1944 r. były ludobójstwem. Akcje były zaplanowane, zorganizowane i miały charakter masowy. Na Wołyniu ten genocyd pochłonął 60 000 ofiar. Z 1150 osad i 31 tys. zagród UPA zniszczyła ponad 90 proc. Oprócz bojowników UPA w rzeziach uczestniczyła ukraińska ludność, nie wyłączając kobiet i dzieci. Byli Ukraińcy, którzy nie brali udział w ludobójstwie. Byli też tacy, którzy Polakom pomagali. Wielu z nich zginęło, gdy ich rodacy odkryli tę pomoc. Jednak zamordowano co piątego Polaka mieszkającego na Wołyniu. Obrabowane gospodarstwa po wymordowaniu mieszkańców były palone i unicestwiane. Wycinano nawet drzewa wokół domostw, a grunt zaorywano. To miało być ostateczne rozwiązanie.
Jest wiele powodów, dla których prawda o przemilczanej zbrodni na Wołyniu z takim trudem przebija się do świadomości Polaków. Jednak nic nie usprawiedliwia tej amnezji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz